Biorąc pod uwagę przedsezonowe oczekiwania i zapowiedzi, Minnesota Timberwolves zawodzą po całości. W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia Leśne Wilki zaliczyły szóstą porażkę z rzędu i wiele wskazuje na to, że panujące w zespole morale nie są najlepsze. Co dzieje się w Minneapolis?
Mało kto spodziewał się takiego obrotu spraw. Minnesota Timberwolves podeszli do sobotniego meczu z Detroit Pistons z nadzieją, że przerwą trwającą od pięciu spotkań fatalną serię porażek. Rzeczywistość boleśnie ich jednak zweryfikowała. Dużo niżej notowane Tłoki okazały się zbyt silne i niechlubna passa Leśnych Wilków wciąż trwa.
Obecny bilans T’Wolves to 16-21, co daje im jedynie 11. miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej. Od ponad miesiąca poza grą znajduje się Karl-Anthony Towns, podczas gdy świetnie prezentuje się Anthony Edwards. Z tego względu fala krytyki spada m.in. na Rudy’ego Goberta, który choć prezentuje solidną postawę w obronie, to nie dokłada wystarczająco w ofensywie. Jego statystyki w tym sezonie to 13,6 punktu (najmniej od 2017/18), 11,9 zbiórki (najmniej od 2017/18) oraz 1,3 bloku (najmniej od debiutanckiego sezonu 2013/14) na mecz.
Sam środkowy twierdzi, że „przeciętny kibic może nie rozumieć, jaką wnoszę wartość, ale generalni menadżerowie to wiedzą”, broniąc tym samym swojej pozycji w zespole. Przed rozpoczęciem rozgrywek Francuz hucznie zapowiadał jednak, że chce poprowadzić Minnesotę do finałów. Obecnie nie są nawet w strefie play-offs.
Pomimo kiepskich wyników część zawodników zachowuje spokój i trzeźwym okiem spogląda na to, co dzieje się w zespole. Zacznijmy jednak od wypowiedzi Naza Reida, która może sugerować, że atmosfera w szatni nie należy do najprzyjemniejszych. Jon Krawczynski z The Athletic przytacza cytat 23-latka, który odpowiedział na pytanie o to, czy przyczyny słabej dyspozycji są dla Timberwolves tajemnicą.
– Nie do końca. Wiemy. Wiemy. Wiemy dlaczego, ale wiesz co? Zatrzymam to dla nas, jednak wiemy dlaczego. Z tego powodu mówiłem wcześniej, że czuję, iż jesteśmy w stanie to zmienić. Wiemy, że możemy to zmienić. Musimy po prostu zająć się rzeczami, o których wiemy.
Słowa Reida padły po zamkniętym spotkaniu, w którym udział wzięli wyłącznie zawodnicy. Pomimo problemów mało prawdopodobne wydaje się, by gracze bezpośrednio obwiniali siebie nawzajem. Trzeba jednak przyznać, że w kilku spotkaniach nieco lepsza postawa Goberta sprawiłaby, że Minnesota nie miałaby za sobą serii sześciu kolejnych porażek.
26 grudnia T’Wolves przegrali z Miami Heat różnicą trzech punktów. Wskaźnik +/- Rudy’ego Goberta? -14. Wskaźnik +/- wchodzącego z ławki Naza Reida, który spędził na parkiecie tylko dwie minuty mniej? +13. Analogiczna sytuacja miała miejsce trzy dni później. Ekipa z Minneapolis przegrała z New Orleans Pelicans jednym „oczkiem”, +/- Goberta wyniosło -6, z kolei +/- Reida +6. Część sympatyków Leśnych Wilków nie ma więc problemu z obwinianiem Goberta (tudzież kierownictwa Wolves za takowy transfer) za obecne wyniki.
Słowa Jadena McDanielsa również budzą pewien niepokój. Silny skrzydłowy sugeruje, że problemem jest przede wszystkim to, jak gracze podchodzą do swoich obowiązków, z jakim zaangażowaniem wybiegają na parkiet.
– Wiemy, co musimy robić, w czym jesteśmy słabi. Każdego dnia oglądamy to na nagraniach. Czuję, że chodzi o zaangażowanie – mówi McDaniels.
Jak wspomniano wyżej, część spotkań Timberwolves rozstrzygało się w ostatnich minutach. Pięć z dziewięciu ich ostatnich porażek to klęską różnicą dziesięciu punktów lub mniej, co w NBA jest stratą, jaką można odrobić w mgnieniu oka.
– Jesteśmy lepsi niż nasza gra. Wiele z tych spotkań rozstrzyga się w końcówce. Nie ma zespołu, z jakim się mierzyliśmy, który był zdecydowanie lepszy od nas. W każdym meczu jesteśmy tam do samego końca, a to coś znaczy. Koniec końców musisz odnosić jednak zwycięstwa. Musimy robić te wszystkie małe rzeczy, bo to one są w kluczowe w wyrównanych pojedynkach. Detale mają znaczenie – komentuje Luka Garza.
Wymienionych zostało już wiele negatywnych aspektów, ale porażki nieznaczną różnicą punktową po wyrównanych spotkaniach sprawiają, że kibice T’Wolves mogą doszukać się światełka w tunelu. Pomimo kiepskich wyników pozytywów szukają też zawodnicy.
– Czuję, że w pewnym momencie każdy zespół przez to przechodzi. Czuję, że idąc naprzód, będziemy zmierzali w odpowiednim kierunku. Mam wrażenie, że rozmowa [wyłącznie dla zawodników] była odpowiednia – dodaje Naz Reid.
– Nie wydaje mi się, byśmy mieli w szatni gości, którzy odpuszczają. Czuję, że mamy w sobie to coś, a sezon nie jest jeszcze skończony. Mamy wiele przed sobą, możemy „to” odnaleźć – sugeruje Kyle Anderson.
Można to powiedzieć o niemal każdym zespole, ale dla Minnesota Timberwolves kolejne tygodnie będą szczególnie istotne. Podopieczni Chrisa Fincha mogą zachować dystans do zespołów z czołowej ósemki i powalczyć co najmniej o miejsce w play-in, albo całkowicie stracą szansę na odrobienie wszelkich strat.
W styczniu czeka ich kilka spotkań, w których nie mogą pozwolić sobie na porażkę. Chodzi tu między innymi o starcia z Houston Rockets (aż trzy) i Detroit Pistons. Wygrywać trzeba też jednak z lepszymi, a tego typu meczów też będą mieli sporo.