To bardzo interesujące doniesienia, które pokazują, jak wiele szkód mógł Golden State Warriors wyrządzić pośpiech. Okazuje się bowiem, że zespół na pewnym etapie był gotowy handlować zarówno Stephenem Currym, jak i Klayem Thompsonem – dwójką swoich przyszłych gwiazd. To tylko jedno z kolejnych „What ifs”, ale warto poświęcić chwilę i wyobrazić sobie, jak całkowicie inaczej mógłby wyglądać obraz dzisiejszej NBA.
Po trzech latach spędzonych na uczelni Davidson Stephen Curry przystąpił do Draftu 2009, w którym został wybrany przez Golden State Warriors z 7. numerem. Kilka pierwszych meczów sezonu 2009/10 rozegrał u boku Monty Ellisa, ale po serii kiepskich występów trener Don Nelson przesunął go na ławkę rezerwowych.
Steph szybko powrócił jednak do wyjściowej piątki i rozpoczął następnie budowę swojej legendy. Kto wie, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby w tamtym momencie jego minuty został mocno ograniczone. Dwa lata później do zespołu dołączył również Klay Thompson, którego GSW wybrali z 11. pickiem po przeciętnym sezonie zwieńczonym bilansem 36-46 i 12. miejscem w tabeli Konferencji Zachodniej.
Pomiędzy rokiem 1998 i 2012 Warriors nie mieli w swoim składzie żadnego All-Stara. Możemy zatem zrozumieć, jak ogromna frustracja panowała wówczas w klubie. Oczekiwanie na okres sukcesów było tak męczące, że zmuszało zarząd do testowania różnych scenariuszy. Jednym z nich miało być wytransferowanie Curry’ego oraz Thompsona do Nowego Orleanu w zamian za Chrisa Paula.
Wiemy doskonale, jak potoczyła się ostatecznie kariera Klaya. W swoim debiutanckim sezonie nie był jednak aż tak wyróżniającą się postacią. Prezentował się świetnie, to trzeba zaznaczyć, bo już wtedy trafiał 41,4% swoich rzutów za trzy, notując 12,5 punktu, 2,4 zbiórki oraz 2,0 asysty na mecz. W oczach włodarzy klubu mógł stać się wówczas niezwykle cennym kapitałem transferowym.
Bob Myers – generalny menadżer GSW przedstawił Dellowi Dempsowi – menadżerowi Hornets konkretną propozycję. Paul miał jednak poinformować Warriors, że po dokonaniu wymiany i tak nie przedłuży z nimi kontraktu. Ekipa z Bay Area miała zatem furę szczęścia. Rzekomo prób wytransferowania Curry’ego razem z Thompsonem było więcej. Koniec końców CP3 trafił do Los Angeles Clippers po wcześniejszym fiasku z Los Angeles Lakers, gdy liga zablokowała transfer, bowiem uznała, że nie jest on dobry dla interesów drużyny z Nowego Orleanu (liga zarządzała zespołem szukając dla niego nowego właściciela).
Kilka lat wcześniej Warriors próbowali pozyskać Kevina Garnetta i ponoć byli bardzo blisko przechwycenia wysokiego z rąk Boston Celtics. Myers był wówczas niezwykle zdesperowany, ale w kolejnych latach jawił się już jako jeden z najlepszych GM-ów w lidze i nie da się ukryć, że to on stoi za budową zespołu, który czterokrotnie w ciągu ośmiu lat zdobywał mistrzostwo NBA. Nie zmienia to faktu, że już w 2011 roku mógł popełnić kardynalny błąd.
Curry i Thompson stworzyli bowiem ikoniczny duet, ochrzczony mianem „Splash Brothers”, który odcisnął ogromne piętno na NBA. Łatwość, z jaką przychodziło im trafienie rzutów za trzy, zainspirowała całe pokolenie młodych adeptów koszykówki. Czy dla samej ligi była to dobra zmiana? Trudno powiedzieć, ale gra ewoluuje w taki czy inny sposób i powstrzymywanie tego procesu mija się z celem.
Obaj panowie swoje najlepsze lata mają już za sobą. Tyczy się to szczególnie Klaya, którego gra wpłynęła na wygląd oferty przedłużenia umowy od Warriors i ostatecznie doprowadziła do rozstania. W barwach Dallas Mavericks nie przypomina już dawnego siebie, ale w nadchodzącym sezonie może mieć sporą szansę na walkę o mistrzowski pierścień, czego nie można powiedzieć o obecnych GSW Curry’ego.
Steph ma co prawda u swojego boku Jimmy’ego Butlera czy Draymonda Greena, ale Wojownicy bieżącego lata nie dokonali żadnych wzmocnień, a wkrótce mogą stracić jedynie Jonathana Kumingę. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że kiedy przyjdzie co do czego, to Curry stanie na wysokości zadania i nawet w pojedynkę będzie dźwigał ciężar całego zespołu.