2024 to rok, w którym Vince Carter zostanie wreszcie doceniony za swoją długą i pełną sukcesów karierę. Ośmiokrotny All-Star zostanie włączony do Koszykarskiej Galerii Sław im. Jamesa Naismitha, a informację o planowanej na 25 stycznia podczas meczu z Miami Heat ceremonii zastrzeżenia jego numeru poinformowali już Brooklyn Nets. Jak do tej pory jedną z największych tajemnic współczesnego świata pozostawało dlaczego z tym samym zwlekają Toronto Raptors?
Wygląda na to, że modły wszystkich sympatyków Vince’a Cartera zostały wysłuchane. Praktycznie równo dwie dekady po odejściu z Toronto Raptors, popularny Air Canada powróci do Scotiabank Arena, by historii stało się zadość. Trykot z numerem 15, który 47-letni obecnie były koszykarz nosił podczas swojego pobytu w Kanadzie zawiśnie pod kopułą hali, a on sam stanie się pierwszym zawodnikiem w historii organizacji z Ontario, który dostąpi tego zaszczytu. Według Josha Lewenberga z TSN ceremonia odbędzie się 2 listopada, gdy za północą granicę wybiorą się Sacramento Kings (w których również Vinsanity grał w sezonie 2017-18).
Informacja została podana do mediów niedługo po tym, jak oficjalny termin swojej ceremonii (25 stycznia 2025) podali Brooklyn Nets. Wiadomo również, że w październiku Carter znajdzie się w zaszczytnym gronie Hall of Famerów. Wydaje się, że Raptors wreszcie zdecydowali się na swój ruch przede wszystkim jako część obchodów swojego 30-lecia. Nawet jednak jeśli zdaniem niektórych mogli podjąć taką decyzję wcześniej, było jasne, że prędzej czy później koszulka VC zawiśnie pod dachem lokalnego obiektu.
Skrzydłowy z Daytona Beach był pierwszą wielką gwiazdą Raptors, prowadząc ich do debiutanckiej kampanii w fazie play-off, w tym pamiętnego meczu z 2001 przeciwko Philadelphia 76ers Allena Iversona, w którym sam Carter spudłował rzut decydujący o wygranej w serii i awansie do finału Konferencji Wschodniej. Mimo to przez lata Half Man, Half Amazing dorobił się statusu lokalnej gwiazdy i jednego z ulubieńców kanadyjskiej publiczności. Do dziś jest rekordzistą organizacji pod względem średniej punktów na mecz (średnio 24,3 w aż 403 występach). Był również pierwszym zawodnikiem gospodarzy, który trafił do kosza w meczu rozgrywanym na Scotiabank Arena.
Rozbrat tego elektryzującego zawodnika z Dinozaurami odbył się jednak w dość burzliwy sposób. W latach 2003-04 Raptors nie potrafili dostać się do play-offów, także ze względu na zdrowotne perypetie swojej największej gwiazdy. Po doniesieniach o konfliktach z zarządem, Carter sam poprosił o transfer i został wymieniony do New Jersey za Alonzo Mourninga, Aarona Williamsa, Erica Williamsa i dwa wybory w pierwszej rundzie draftu. Obecnie ta wymiana jest wciąż powszechnie uważana za najgorszą w historii zespołu.
Odejście z klubu, który zmagał się wówczas z wieloma problemami sprawiło, że Vinsanity z uwielbianego stał się właściwie persona non grata. Tym bardziej, gdy w 2004 roku już w barwach Nets był kluczowym zawodnikiem drużyny, która niespodziewanie odprawiła Raptors z kwitkiem w fazie play-off, co było tylko początkiem gorszych czasów dla organizacji. Z czasem jednak sytuacja się uspokoiła, a dekadę później grający już dla Memphis Grizzlies weteran wzruszył się niemal do łez, gdy od wciąż go pamiętającej publiczności z Toronto otrzymał owację na stojąco i trybut w formie wideo. Sam zawodnik również nigdy nie ukrywał, że lata spędzone w Kanadzie uważa za jednej z najważniejszych okresów w karierze.
– Występy w barwach tej organizacji miały dla mnie duże znaczenie. Nie wiem, czy inni podzielają moje zdanie, być może ktoś wciąż z jakiegoś powodu żywi do mnie urazę, ale jestem naprawdę bardzo wdzięczny, że to zdarzyło się przeciwko nim i wszyscy ci kibice mogli być tego świadkami. To po prostu niesamowite. Myślę, że to sprawia, iż niektórzy fani, którzy byli tam, kiedy jeszcze byłem debiutantem i zdobyłem swoje pierwsze punkty w NBA, czują się teraz staro – powiedział Vince kilka lat temu w wywiadzie dla Postmedia, gdy jako zawodnik Atlanta Hawks przekroczył granicę 25,000 „oczek” w karierze przeciwko… Raptors.
Carter nigdy nie rozumiał, dlaczego kanadyjska publiczność odwróciła się od niego w momencie zmiany barw. Przez lata, gdy pojawiał się „na starych śmieciach”, zamiast braw i owacji witała go salwa buczeń i gwizdów. Chociaż trwało to blisko dekadę, Vince zdołał ponownie zyskać sobie przychylność trybun na Scotiabank Arena, a stąd już tylko krok do bycia uhonorowanym przez organizację, która pod jego wodzą po raz pierwszy w historii była bliska wspięcia się na koszykarski szczyt. Wprawdzie niektórzy będą się upierać, że ceremonia zastrzeżenia jego numeru powinna odbyć się już dawno temu, ale w tym konkretnym przypadku można było mieć pewność, że co się odwlecze, to nie uciecze.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.