Vince Carter nie ocenia swoich kolegów po fachu za to, że na siłę szukają pierścienia mistrzowskiego. Twierdzi jednak, że on nie ma w planach robienia podobnych rzeczy.
– Pochodzę z epoki, w której tak się nie robiło. To wciąż we mnie siedzi. Nie mam z tym jakiegokolwiek problemu. To nie dla mnie – powiedział 41-latek.
Carter doszedł do porozumienia z Atlantą Hawks w sprawie jednorocznej umowy wartej 2.4 mln dolarów. Oznacza to, że swój 21 sezon w lidze Vinsanity spędzi w zespole, od którego nie oczekuje się wielu zwycięstw.
Zapytany o to, czy nie chciał dołączyć do zespołu walczącego o mistrzostwa stwierdził, że woli walczyć o minuty na parkiecie niż być jedynie mentorem w silnej drużynie. – Wciąż chcę grać. Wezmę wszystkie możliwe minuty – stwierdził.
Carter nie wykluczył możliwości podpisania umowy z pretendentem do tytułu, ale zaznaczył, że najpierw będzie się musiał nad tym mocno zastanowić. Kariera VC zaczęła się w czasie gdy na świecie nie było jeszcze Trae’a Younga i Kevina Huertera – dwóch tegorocznych wyborów Hawks w drafcie.
– To miłość i pasja. Nie jest łatwo powiedzieć do widzenia. Kiedy nadejdzie czas, to powiem dość. Ale ja dalej odczuwam do tego pociąg – dodał Carter.
Zawodnik dodał, że jest również na 90% pewien, że po najbliższym sezonie zakończy karierę. W zeszłym sezonie w barwach Sacramento Kings osiągał średnio 5.4 pkt na mecz. Po zakończeniu kariery Carter chce zająć się pracą w telewizji.