Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych zbliżają się coraz większymi krokami, więc nie może dziwić fakt, że kandydaci na fotel najważniejszej osoby w kraju wciąż jeszcze spotykają się z potencjalnymi wyborcami, licząc na przekonanie niezdecydowanych i zapewnienie sobie dodatkowych głosów na ostatniej prostej. Donald Trump przebywał ostatnio na wiecu w Wisconsin, gdzie raczej nie zyskał sobie sympatii, nawet wspominając o osobie największej gwiazdy Milwaukee Bucks, Giannisie Antetokounmpo.
Wprawdzie rodzice skrzydłowego Kozłów pochodzą z Nigerii, on sam jednak przyszedł na świat już w Atenach. Chociaż równie dobrze mógł wybrać kraj swoich przodków, zdecydował się przyjąć greckie obywatelstwo i od tamtej pory, rzecz jasna w miarę możliwości, stara się przyjeżdżać na każde zgrupowanie kadry narodowej i dawać z siebie wszystko. Nic dziwnego, że potomkowie Hellenów traktują go już jak swojego i nic już tego nie zmieni, chociaż na początku jego tożsamość bywała kwestionowana.
Wydaje się jednak, że Donald Trump nie odrobił pracy domowej przed piątkową wizytą w stanie Wisconsin. Przemawiając przez zgromadzoną na wiecu widownią, kandydat na prezydenta USA bez ogródek stwierdził, że jest „takim samym Grekiem” jak 29-letni koszykarz. Jak można się było spodziewać, jego słowa wywołały salwę śmiechu, a na twarzach potencjalnych wyborców z Milwaukee i okolic można było dostrzec cień zażenowania.
– Macie bardzo dobrą drużynę. Powiedziałbym, że ten Grek jest naprawdę świetnym graczem. Powiedzcie mi, kto ma w sobie więcej z Greka, on czy ja? Myślę, że pod tym względem jesteśmy mniej więcej tacy sami. To świetny zawodnik, może nawet najlepszy w NBA. Podobno jest też zwyczajnie dobrym człowiekiem – stwierdził 78-latek.
Rzecz w tym, że w przeciwieństwie do Giannisa Antetokounmpo, Trump nie ma w sobie ani odrobiny greckości, o ile nie wliczymy w to ewentualnych wyjazdów służbowych lub urlopowych, które mogły mieć miejsce. Wprawdzie pochodzący z Nowego Jorku polityk ma korzenie sięgające Europy, jednak w jego drzewie genealogicznym można znaleźć jedynie Niemcy, Szwecję i Szkocję. Albo o tym zapomniał, albo po prostu wszystkie kraje Starego Kontynentu to dla niego już jedno i to samo, co można zrzucić na karb wieku.
Nie mówiąc już o tym, że wypowiedź kandydata na prezydenta wprost ociekała brakiem szacunku nawet dla samego koszykarza. Jak bowiem można inaczej nazwać wypowiadanie się o Giannisie per „ten Grek”? Jeśli już nawet kandydat Partii Republikańskiej miał problemy z wymówieniem nazwiska zawodnika Milwaukee Bucks, które rzeczywiście do najprostszych nie należy, to mógł chociaż użyć przydomka Greek Freak, który zna już chyba cały koszykarski świat. To zresztą nie był pierwszy raz. Podczas poprzednich wizyt w Wisconsin sytuacja wyglądała podobnie, a podejście polityka zostało uznane przez lokalnych fanów za iście lekceważące.
Komentarz Trumpa ewidentnie zdaje się zacierać tę wąską granicę między zwyczajną, żartobliwą wymianą zdań a wypowiedzią z podtekstami rasowymi. Być może jego samego takie wypowiedzi bawią, ale wszystkich pozostałych mogą co najwyżej dziwić. A może i nawet to już nie? Niedawno zwrócił na siebie uwagę, podważając tożsamość wiceprezydent Kamali Harris, zresztą swojej kontrkandydatki w nadchodzących wyborach, co nie spotkało się z aprobatą krytyków, i to delikatnie rzecz ujmując. To zresztą tylko jeden z wielu przykładów, gdy 78-latek podważał pochodzenie afroamerykańskich postaci publicznych, za co dostawało mu się w przeszłości także od gwiazd koszykówki. W ostatnim czasie poparcie dla jego rywalki wyrażali choćby trener Bucks, Doc Rivers, czy gwiazdor Los Angeles Lakers, LeBron James.
Nawet więc jeśli Donald rzeczywiście tylko żartował i liczył na nawiązanie kontaktu z lokalną społecznością, reakcja była zgoła odmienna od zamierzonej, bowiem uwypukliła wrażliwość wokół kwestii narodowości i tożsamości, szczególnie w odniesieniu do globalnej gwiazdy, jaką jest Antetokounmpo. Giannis często mówił o wyjątkowych wyzwaniach, z jakimi się mierzył, dorastając w Grecji jako czarnoskóre dziecko nigeryjskich imigrantów, oraz o swojej drodze do stania się gwiazdą NBA, która nie była usłana różami. Dla wielu fanów jego sukces jest uosobieniem wytrwałości oraz integracji kultur w nowym kraju, co czyni go wyjątkową postacią zarówno w ojczyźnie, jak i w Stanach Zjednoczonych. I o tym należałoby pamiętać.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.