Obecny offseason zmierza już ku końcowi i większość drużyn będzie zmierzać ku wykonywaniu ostatnich ruchów transferowych mających na celu skompletowanie składów, przynajmniej tych na obozy przygotowawcze. Niektórzy jednak już zaczynają myśleć o przyszłorocznej wolnej agenturze, która zapowiada się arcyciekawie. Jednym z największych pytań przed latem 2025 będzie z pewnością to o przyszłość Jimmy’ego Butlera.
Gwiazdor Miami Heat będzie jednym z zawodników, którzy w przyszłorocznym offseason zyskają status wolnych agentów. Jeśli na Florydzie nie zrobią nic, co mogłoby przekonać Jimmy’ego Butlera do pozostania w drużynie, mogą się obudzić z ręką w nocniku po tym, jak ich gracz zrezygnuje z wartej 52 mln dol. opcji zawodnika. Wprawdzie doświadczony skrzydłowy nie należy już do młodzieniaszków, a jego forma fizyczna momentami woła o pomstę do nieba, z pewnością znajdą się zespoły zainteresowane usługami takiego weterana, na czele z… Brooklyn Nets.
– Butler podobno już zdecydował, że nadchodzący sezon dogra w Miami Heat, ale nie przedłuży z nimi umowy przed możliwością rezygnacji ze swojej opcji w 2025 roku. Szanse na to, że skorzysta z opcji zawodnika są iluzoryczne, chyba że otrzyma od Heat ofertę maksymalnego kontraktu. Sześciokrotny All-Star jest najbardziej utytułowanym zawodnikiem na liście przyszłorocznych wolnych agentów, którzy nie mają na nazwisko James, a jak można się dowiedzieć ze źródeł zbliżonych do samego gracza, lubi Brooklyn – napisał Brian Lewis z New York Post.
Nie da się ukryć, że zawodnik pokroju Butlera mógłby być solidnym wzmocnieniem dla Nets, którzy wciąż zbierają się do kupy po upadku swojego „wielkiego trio” składającego się z Kyriego Irvinga, Kevina Duranta i Jamesa Hardena. Podczas swojego wspólnego pobytu w drużynie rzeczona trójka poniosła klęskę na całej linii, co pozostawiło klub w iście opłakanym stanie. Po letniej wymianie Mikala Bridgesa wydaje się, że druga z nowojorskich ekip może być jedną z pięciu najsłabszych w całej lidze. W tym przypadku jedną z ostatnich szans dla nich na uniknięcie kompletnej przebudowy może być właśnie 34-letni skrzydłowy.
W składzie ekipy z Brooklynu można znaleźć kilku solidnych zawodników, lecz nawet im wciąż brakuje kilku kroków, by znów stać się liczącym się zespołem Konferencji Wschodniej. W ostatnim sezonie Nets ponieśli aż 50 porażek, co nikogo w organizacji nie satysfakcjonuje. Być może więc dodanie do składu tak doświadczonego weterana jak wciąż aktualny zawodnik Heat będzie panaceum na ich problemy.
Wprawdzie złoty medalista z Rio de Janeiro ma swoje ograniczenia, szczególnie ze względu na coraz bardziej zaawansowany wiek, jednak nie da się ukryć, że w Miami jest niezwykle ważną postacią. Jest niemal pewne, że bez niego w składzie ekipa Żaru nie dostałaby się do Finałów NBA dwukrotnie w ciągu ostatnich pięciu lat. W samym tylko ostatnim sezonie Butler zdobywał średnio 20,8 punktu, 5,3 zbiórki oraz 5 asyst na mecz, trafiając 49,9% wszystkich rzutów z gry, w tym najlepsze w karierze 41,4% z dystansu. Niestety, z powodu kontuzji kolana opuścił play-offy, co zaowocowało szybkim odpadnięciem Heat.
Nie da się ukryć, że przed nowym sezonem podopieczni Erika Spoelstry są stawiani raczej w roli outsiderów. Poza Butlerem, drugorocznym Jaime Jaquezem Jr. i Bamem Adebayo, wydaje się, że tej drużynie brak jest potencjału, by jak równy z równym walczyć z najlepszymi na Wschodzie. Tym bardziej po stracie wszechstronnego strzelca w osobie Caleba Martina, który odszedł jako wolny agent.
Bez względu jednak na to, co przyniosą rozgrywki 2024-25, gwiazdor Heat z pewnością będzie chciał przynajmniej przetestować przyszłoroczny rynek, a wówczas Nets będą mogli spróbować go przekonać do dołączenia do nich. Być może nie mają gwiazd, które stworzyłyby dynastię, ale mogą zaoferować Butlerowi życie w Nowym Jorku oraz solidną grupę kolegów, którzy przy odpowiednim splocie okoliczności mogą być w stanie sporo namieszać, jak Nic Claxton, Cam Thomas, Cameron Johnson a może nawet Ben Simmons (jeśli wreszcie się ogarnie). Dołączenie do nich doświadczonego skrzydłowego mogłoby stanowić pierwszy krok ku odkupieniu dla drużyny, której historia w NBA nigdy nie była usłana różami.
Równie dobrze jednak Jimmy może zmienić zdanie, zostać na słonecznej Florydzie i zakończyć karierę u boku Coacha Spo i legendarnego Pata Rileya. Koszykarz, który we wrześniu skończy 35 lat, swoje najlepsze dni ma już jednak za sobą, lecz jeśli ominą go problemy zdrowotne, wciąż jest w stanie grać na poziomie All-Star, co może uczynić końcówkę jego bogatej kariery naprawdę interesującą. Niezależnie od tego gdzie akurat zdecyduje się ją spędzić.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.