Dyskusje mające na celu wyłonienie najlepszego zawodnika wszech czasów to już nieodzowny element koszykarskiego świata. Choć najczęściej w tego typu rozmowach wymienia się nazwiska przede wszystkim Michaela Jordana i LeBrona Jamesa, to i inni zawodnicy mają swoich zwolenników. Kilka dni temu Draymond Green zdradził jednak, dlaczego wiele osób nie uwzględnia wśród nich wielkości Kobego Bryanta.
Przez parkiety NBA przewinęło się już wielu legendarnych zawodników, którzy na stałe zapisali się na kartach historii koszykówki. Część z nich wyróżniła się na tyle, że brana jest pod uwagę w dyskusji na temat „GOAT” [Greatest of All Time] — czyli najlepszego zawodnika wszech czasów.
Trudno jednoznacznie wskazać, co definiuje najlepszego zawodnika. Część osób za priorytet stawia sukcesy drużyny, podczas gdy inni sugerują, że ważniejsze są osiągnięcia indywidualne. Różnicę stanowią również czasy, w których danym graczom przyszło występować. Kilka dni temu szerzej na ten temat wypowiedział się jeden z naszych redaktorów, a jego tekst można znaleźć tutaj.
Kiedy jednak zagłębimy się w tego typu dyskusje, to szybko zauważymy, że dominują w nich przede wszystkim nazwiska LeBrona Jamesa i Michaela Jordana. Od czasu do czasu możemy usłyszeć również o Kareemie Abdul-Jabbarze czy Billu Russellu. Często wygląda to tak, że każde z pokoleń ma swojego własnego „GOATa”.
Dlaczego jednak wiele osób — zarówno analityków, jak i kibiców — pomija nazwisko Kobego Bryanta przy próbach wyłonienia najlepszego zawodnika w historii koszykówki? Z odpowiedzią na to pytanie przychodzi Draymond Green, który kilka dni temu był gościem Shaquille’a O’Neala w podkaście „BIG”.
Shaquille O’Neal: Myślisz, że mój człowiek [Kobe — przyp. red.] zasługuje na bycie częścią dyskusji o GOAT?
Draymond Green: Zdecydowanie, na 100 procent.
Shaquille O’Neal: To dlaczego cały czas go w niej nie ma?
Draymond Green: Po pierwsze, bo grał z tobą i ludzie mu to wypominają. Po drugie, Kobe trafił w nieco dziwne czasy. Mike [Jordan] opuścił ligę i kiedy to się stało, to wy dominowaliście. Kiedy ty opuściłeś Lakers, to mieli kilka trudnych lat, nie szło im dobrze. [Lakers] nie mieli wtedy najlepszego składu. Kiedy to się działo, młody gość w Cleveland zaczął torować sobie drogę. W latach, kiedy to Kobe mógł dominować, LeBron zaczynał wyrabiać sobie swoje imię.
Nie ma wątpliwości, że obecność O’Neala wpłynęła w pewien sposób na to, jak odbierana jest kariera Bryanta. Kiedy Los Angeles Lakers sięgali po trzy kolejne tytuły mistrzowskie latach 2000-2002, to za każdym razem nagroda MVP Finałów trafiała właśnie do Shaqa, który był wówczas jednym z najlepszych zawodników na świecie.
Kobe udowodnił swoją wartość pod koniec tamtej dekady, gdy w 2009 oraz 2010 roku jego „Jeziorowcy” zdobywali pierścienie, a „Czarna Mamba” sięgał po nagrodę MVP serii im. Billa Russella. I bez tych statuetek jego CV jest niezwykle imponujące.
Na swoim koncie Bryant ma łącznie pięć tytułów mistrzowskich, 18 występów w Meczu Gwiazd — gdzie aż czterokrotnie sięgał po statuetkę All-Star Game MVP — cztery nominacje do pierwszego zespołu All-NBA, dwie do drugiego i dwie do trzeciego, dziewięć nominacji do pierwszego zespołów All-Defensive, dwa tytuły najlepszego strzelca ligi, a to wszystko zwieńczone MVP sezonu zasadniczego z 2008 roku.
Draymond Green wspomina również o LeBronie Jamesie, który w trakcie najlepszych lat Bryanta rozpoczynał swoją wspinaczkę na szczyt, co miało zaburzyć odbiór wielkości Kobego wśród kibiców. Argumenty skrzydłowego Golden State Warriors nie muszą przemawiać jednak do wszystkich, bo ile dyskusji na temat GOATa, tyle też opinii.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.