Flopowanie, czyli teatralne symulowanie fauli, od lat jest solą w oku kibiców NBA i zarazem nieodłącznym elementem ligowych gierek. Chociaż niemal każdy zawodnik ma pod tym względem to i owo za uszami, to dla wielu twarzą tego niezbyt chwalebnego procederu stał się sam LeBron James. Od lat wiadomo, że jego relacje z sędziami są bardziej dramatyczne niż niejeden mecz w play-offach – pełne westchnień, spojrzeń i teatralnych gestów.


Gdyby koszykówka była jak skoki narciarskie, być może w NBA za aktorstwo również można by było zyskać dodatkowe punkty. W takim przypadku nie jest wykluczone, że taki na przykład LeBron James mógłby mieć już w dorobku kilka Oscarów. Inna sprawa, że jego ostatnie występy kwalifikują się bardziej do nagrody Złotej Maliny.

We wtorek Los Angeles Lakers pokonali Minnesota Timberwolves, tym samym doprowadzając do remisu w serii. Mecz był bardzo wyrównany, co mogło wpłynąć na emocje po obu stronach. Widać to było szczególnie w trzeciej kwarcie, gdy wyraźnie podenerwowany JJ Redick w prostych, żołnierskich słowach przekazał swoim podopiecznym, że nie spełniają jego oczekiwań. Nawet jednak słowa powszechnie uznane za niecenzuralne płynące z ust szkoleniowca Lakers to nic w porównaniu z tyleż zabawną co bezwstydną sceną z udziałem LeBrona, której nie powstydziliby się w żadnej szanującej się latynoskiej telenoweli.

Podczas czwartej kwarty 40-latek jak gdyby nigdy nic wszedł w tor ruchu Juliusa Randle’a, który próbował oddać rzut. Wypuszczona przez zawodnika Timberwolves piłka wpadła do kosza, jednak w międzyczasie doszło do minimalnego kontaktu jego ręki z ramionami Jamesa. Ten ostatni zresztą zareagował natychmiast – niczym rażony piorunem padł na parkiet, zasłaniając twarz jakby w ogromnym bólu.

Z kolei inne ujęcie pokazało, jak żenujący był ten przypadek flopowania. Na transmisji telewizyjnej doskonale widać było, jak LBJ na moment odsłania twarz, zerka w stronę sędziów, by sprawdzić czy wszystko idzie po jego myśli, po czym szybko zakrywa ją z powrotem, kontynuując swoje marnej jakości przedstawienie. Ostatecznie został podniesiony z parkietu przez kolegów z drużyny. Nie to, żeby potrzebował tego rodzaju asysty, ale przedstawienie musiało trwać.

Gwiazdor Lakers ewidentnie próbował ocenić, co widać na nagraniu, jak długo jeszcze musi udawać, żeby nabrać sędziów. Cóż, chluby mu to nie przynosi, ale dopiął swego. Udało mu się „wybłagać” u arbitrów odgwizdanie Randle’owi faulu w ataku, co unieważniło zdobyty przez Minnesotę kosz (protesty i challenge nie zmieniły decyzji).

21-krotny uczestnik Meczów Gwiazd jest bez wątpienia jednym z najwybitniejszych graczy w historii NBA, ale nie da się też ukryć, że jego notoryczne flopowanie nadszarpnęło jego wizerunek w oczach niektórych kibiców. Tym bardziej, że już nie po raz pierwszy znalazł się pod ostrzałem za swoje zachowanie.

Na przykład w 2023 roku, w Finałach Konferencji Zachodniej jego Lakers mierzyli się z Denver Nuggets, późniejszymi triumfatorami. W drugim meczu serii, na początku czwartej kwarty, LeBron walczył o pozycję z Nikolą Jokiciem, gdy nagle zaliczył efektowny lot w powietrzu, nawet jeśli lądowanie nie zakończyło się telemarkiem. W pierwszej chwili wyglądało na to, jakby popularny Joker popchnął rywala, ale nic takiego nie miało miejsca. To sam „pokrzywdzony” wymusił faul, nie po raz pierwszy i ostatni w swojej karierze. Inna sprawa, że jego drużynie nic to nie pomogło, ponieważ koszykarze z Miasta Aniołów nie wygrali w tej serii nawet jednego spotkania.

Pytaniem pozostaje tylko – po co mu to? LeBron to marka sama w sobie i nie musi nic nikomu udowadniać, szczególnie na parkiecie. Tymczasem w jego zachowanie wkrada się coraz mocniejsza nuta hipokryzji – jest zagorzałym przeciwnikiem flopowania, ale tylko jeśli chodzi o drużyny przeciwne. Chcąc osiągnąć korzyść dla swojej drużyny jest w stanie nawet klęknąć na kolano, jak to miało miejsce w pierwszym, przegranym meczu z Timberwolves.

– Dajcie spokój, spójrzcie na LeBrona. Ostatni raz klęczał w ten sposób, gdy oświadczał się swojej żonie. A teraz wygląda jakby oświadczał się sędziemu. Na takie przedstawienia nie ma miejsca w play-offach, w hali Lakers, w miejscu, które tworzył wielki Kobe [Bryant] – dość ironicznie skwitował po meczu Gilbert Arenas i więcej słów chyba nie potrzeba. Kurtyna.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna

  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    14 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments