Indiana Pacers wygrała trzeci mecz serii finałowej i prowadzi 2-1, co oznacza, że od pierwszego w historii mistrzostwa NBA zespół dzielą już tylko dwa zwycięstwa. Podopieczni Ricka Carlisle’a ponownie zaskoczyli swoich rywali intensywnością po bronionej stronie parkietu. Szczególnie bezradny był Shai Gilgeous-Alexander, który nie dominował tak, jak w poprzednich meczach finału.
Indiana Pacers zakończyła mecz serią 20:9 od momentu, gdy wynik był remisowy (98:98) na nieco ponad siedem minut przed końcem. Tyrese Haliburton otarł się o triple-double, kończąc z 22 punktami, 11 asystami i dziewięcioma zbiórkami. Zaraz po zakończeniu spotkania, został spytany o to, w jaki sposób jego zespół przygotowywał się do tego starcia pod kątem wyeliminowania mocnych stron rywala, a przede wszystkim ograniczenia produktywności Shaia Gilgeousa-Alexandra.
– Staramy się jak najbardziej mu wszystko utrudnić. To bardzo trudny zawodnik do krycia, więc próbujemy go osaczać, oferować pomoc, robić wszystko, co w naszej mocy – powiedział. – Myślę, że świetnie ograniczaliśmy jego przestrzeń. W pierwszej połowie było ciężko, ale z biegiem meczu zrobiliśmy dobrą robotę, dostosowując się. Grają w taki sposób, że Shai cały czas schodzi pod kosz, więc naprawdę trzeba zakrywać wszystkie luki. Jeśli jesteśmy zbyt rozciągnięci i dajemy mu przestrzeń, to on jest najlepszy na świecie w wykorzystywaniu takich sytuacji. Musimy go otaczać i zatrzymywać – dodał.
The Pacers are 11 points per 100 possessions better on defense when Pascal Siakam is on the floor. Ranks in the 99th percentile.
— Esfandiar Baraheni (@JustEsBaraheni) June 12, 2025
Watch him guard SGA on this crucial possession. Wow. pic.twitter.com/CqEqcVV41i
Shai Gilgeous-Alexander nie był tej nocy w swoim naturalnym rytmie. MVP ligi po raz pierwszy od trzeciego meczu serii z Minnesotą Timberwolves nie przekroczył granicy 30 punktów. Zakończył mecz z 24 punktami i ośmioma zbiórkami, trafiając 9 z 20 rzutów z gry (45%) i 1 z 3 za trzy (33,3%). Haliburton pochwalił też swoich kolegów za ich wysiłek w obronie.
– Andrew Nembhard świetnie się dziś spisał w kryciu, Ben Sheppard też dał dobre minuty, ale to była praca całego zespołu, bo w każdej formacji byliśmy zwarci. Jasne, oddaliśmy kilka otwartych rzutów Lu Dorta, chłopaki trafiali z dystansu, ale taka jest natura tej gry – mówił dalej lider Pacers.
W ofensywie gospodarze mieli swoje atuty, ale Pacers wygrali ten mecz przede wszystkim dzięki obronie w kluczowych momentach. Myles Turner, Pascal Siakam i Obi Toppin wykonali kilka bardzo ważnych defensywnych zagrań w samej końcówce, co pozwoliło Indianie uzyskać największe prowadzenie w ostatnich trzech minutach. Dodatkowo Jalen Williams spudłował kilka ważnych rzutów wolnych, co pogłębiło kłopoty Thunder. Przed ekipą z Oklahomy kluczowy mecz numer cztery. Wydaje się, że to Pacers rozdają teraz karty.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET