W ostatnim czasie często słyszy się, że przed Francją świetlana koszykarska przyszłość. Kraj położony nad Sekwaną i Loarą, mimo porażki z Gruzją w 1/8 EuroBasketu, ma zawodników, których większość świata może zazdrościć. Numerem jeden jest Victor Wembanyama, jednak niemal co roku co najmniej kilku jego rodaków dołącza do NBA podczas draftu. Czegoś takiego raczej nie da się powiedzieć o Finlandii, ale rozgrywki o mistrzostwo Europy pokazały, że w Helsinkach i okolicach również mogą być w miarę spokojni.
Czy Finlandię można nazwać koszykarską potęgą? Niekoniecznie. Właściwie, gdyby nie fenomenalny podczas EuroBasketu Lauri Markkanen, koszykarz Utah Jazz, można by było mówić o drużynie porównywalnej z reprezentacją Polski. Obie drużyny – szczególnie w ostatnim czasie – regularnie grają na mistrzostwach Europy, jednak daleko im do walki o medale (najlepszy wynik w historii reprezentanci Krainy Tysiąca Jezior osiągnęli… w 1967 roku, gdy na własnym terenie zajęli szóste miejsce w stawce). Również w obu krajach koszykówka cieszy się pewną popularnością, ale daleko jej do miana sportu numer jeden. W czym mamy delikatną przewagę? W historii NBA grało w niej – jak do tej pory – czterech Polaków: Cezary Trybański, Maciej Lampe, Marcin Gortat i Jeremy Sochan.
Tymczasem Finów w najlepszej lidze świata było – jak dotąd – trzech. Szlaki swoim rodakom przetarł Hanno Mottola. Skrzydłowy Uniwersytetu Utah został wybrany w drugiej rundzie draftu w 2000 roku przez Atlanta Hawks, gdzie rozegrał dwa sezony. Nigdy nie był na dłużej graczem wyjściowej piątki, jednak w międzyczasie – co dziś może być nie do pomyślenia – opuścił zaledwie 10 meczów, zapisując na swoje konto średnio 4,6 punktu i 2,9 zbiórki na mecz.
Nie jest to najgorszy wynik, gdy założymy, że na parkiecie przebywał średnio zaledwie 11 minut na mecz. Ekipa z Georgii była jednak wówczas w stanie przebudowy i nie wiązała z nim większych planów na przyszłość. Zresztą w całej lidze panowała wówczas duża rywalizacja na pozycji silnego skrzydłowego, więc zawodnik, któremu brakowało atletyzmu i siły, nie doczekał się innych ofert. Wrócił do Europy, gdzie wyrobił sobie łatkę solidnego strzelca i cenionego reprezentanta kraju. Być może dałby sobie jeszcze drugą szansę, jednak na drodze stanęło zdrowie, na czele z poważną operacją serca, którą przeszedł w 2008 roku.
Szanse, by pójść śladami swojego rodaka miał Petteri Koponen, który został wybrany z 30. numerem draftu w 2007 roku przez Philadelphia 76ers, ale jego prawa niemal od razu trafiły do Portland Trail Blazers. Ci jednak, mając pełny skład i głębię na obwodzie, ostatecznie postanowili pozostawić rozgrywającego w Europie, by jeszcze się rozwinął.
Rzecz w tym, że wówczas w lidze preferowano bardziej fizycznych i atletycznych obrońców, tymczasem zawodnik rodem z Helsinek był bardziej „combo guardem” – dobrym strzelcem, ale nie w pełni klasycznym kreatorem gry i uważany był za solidnego, ale nic więcej. Mimo prób w Lidze Letniej – na przykład w Washington Wizards – został na Starym Kontynencie, gdzie reprezentował barwy czołowych drużyn EuroLigi. W 2022 roku zakończył karierę i zajął się trenerką, a ubiegłego lata prowadził San Antonio Spurs w rozgrywkach Summer League. Wówczas to pisaliśmy o nim w ramach ciekawostki, ponieważ mimo zawieszenia butów na kołku, prawa do jego usług wciąż zostały przekazane w wymianie z udziałem Dallas Mavericks i New York Knicks.
Był jeszcze Erik Murphy. Urodzony we francuskim Lyonie syn reprezentantki Finlandii w koszykówce i Jaya Murphy’ego (w latach 80. reprezentował barwy Los Angeles Clippers i Washington Bullets) występował w trykocie Susijengi, ostatnio na EuroBaskecie w 2015 roku, gdzie – mimo porażki z Polską – udało się wyjść z grupy, jednak w kolejnej rundzie lepsi okazali się Serbowie.
On – w przeciwieństwie do Koponena – ma za sobą występy w NBA, jednak trudno porównywać go chociażby do Mottoli. W sezonie 2013-14 silny skrzydłowy zaliczył 24 występy w barwach Chicago Bulls, jednak na parkiet wychodził średnio na zaledwie 2,6 minuty, osiągając w międzyczasie „zawrotne” 0,3 punktu i 0,3 zbiórki na mecz. Więcej szans w najlepszej lidze świata już nie dostał, a ostatnio widziany był w rozgrywkach ligi japońskiej.
Tuomas Iisalo, jako zawodnik, nawet nie zbliżył się do poziomu najlepszej ligi świata, jednak w lipcu 2024 roku Memphis Grizzlies zatrudnili robiącego furorę we Francji (triumf w rozgrywkach EuroCup z ekipą Paris Basketball) szkoleniowca na stanowisku asystenta. Gdy w Tennesee zdecydowano się w dość kontrowersyjnych okolicznościach pożegnać z Taylorem Jenkinsem, to właśnie Fin zajął jego miejsce – najpierw tymczasowo, a potem, w maju bieżącego roku, podpisał kontrakt już na stałe.
Można jeszcze wymienić Oliviera Nkamhouę, który w tym roku reprezentował barwy Blazers podczas Ligi Letniej, ale i tak największe nazwisko w historii fińskiego basketu to Lauri Markkanen, którego można już nazwać symbolem i ambasadorem sportu z tego kraju. Po kilku latach w roli solidnego gracza w Bulls i Cleveland Cavaliers, po transferze do Jazz wyrósł na gracza klasy All-Star i lidera odbudowującej się drużyny. Znakomitą formę potwierdza również w tegorocznym EuroBaskecie, gdzie – jak do tej pory – notował średnio 26 puktów, 8,2 zbiórki, 2,7 asysty i 3 przechwyty na mecz przy skuteczności z gry wynoszącej 50%.
Wydaje się jednak, że wkrótce jego śladami może pójść zawodnik, który ma papiery na to, by wręcz przegonić swojego starszego kolegę po fachu. Chociaż ma dopiero 18 lat, swoimi efektownymi i widowiskowymi wsadami, odważną i pozbawioną kompleksów grą, doprawioną jeszcze odrobiną zuchwałości, Miikka Muurinen już zachwyca swoimi występami kibiców i to nie tylko tych rodem z Finlandii.
– Muurinen to zawodnik, który może odmienić losy meczu, zwłaszcza w sytuacjach, gdy wcześniej ustalona taktyka drużyny nie działa. Szczególnie wtedy, gdy w zespole chce się spróbować czegoś innego. Wówczas Muurinen, dzięki swojemu talentowi, umiejętnościom i wybitnemu atletyzmowi, potrafi być dla przeciwnika naprawdę dezorientujący – chwalił młodego gracza fiński ekspert, Kristian Palotie. Zresztą przykładów potwierdzających jego słowa nie trzeba daleko szukać.
– Susijengi potrzebowali zastrzyku energii, główny trener Lassi Tuovi wpuścił na boisko Miikkę Muurinena – i energia się pojawiła! Muurinen trafił dwie kolejne „trójki”, wywalczył rzuty wolne po ścięciu pod kosz przy ofensywnej zbiórce Susijengi i kompletnie zaskoczył Serbię – czytamy w komunikacie opublikowanym przez Fiński Związek Koszykówki po sobotnim spotkaniu, w którym waleczni Finowie odprawili z kwitkiem faworytów, z Nikolą Jokiciem na czele. Muurinen, chociaż spędził wówczas na parkiecie tylko 12 minut, wchodząc z ławki zapewnił swojej reprezentacji niezbędny zastrzyk energii, notując 9 punktów, zbiórkę i przechwyt.
– Wchodząc z ławki, daje nam ogromny impuls i zagrania na światowym poziomie, takie jak bloki czy wsady. To dla nas świetne zastrzyki energii – chwalił młodszego kolegę na pomeczowej konferencji prasowej kapitan drużyny, Sasu Salin. Wtórował mu trener Tuovi, mówiąc: – Popełnia pewne błędy, ale walczy w każdej sytuacji.
Efektowne akcje, w tym także wsady, to chleb powszedni dla zawodnika obdarzonego takimi warunkami fizycznymi, jak Muurinen. Przy wzroście 210 centymetrów porusza się z niebywałą wręcz szybkością i dynamiką, co pozwala mu z łatwością wyskakiwać i grać wokół obręczy. Nic dziwnego, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wywodzi się z koszykarskiej rodziny. Jego rodzice – Kimmo Muurinen i Jenni Laaksonen sami byli reprezentantami kraju, łącznie zaliczając przeszło 200 meczów w narodowych barwach.
Impuls, o którym mowa w przypadku Miikki, nie wynika jednak wyłącznie z jego gabarytów, lecz także z podejścia do gry. Mimo, że lubuje się w efektownych zagraniach, to jednak chłopak równie dobrze spisuje się w obronie. Pomimo średnio tylko 10 minut na mecz, jest drugim najlepiej blokującym rzuty zawodnikiem Susijengi. Nastolatek konsekwentnie stara się tworzyć sytuacje defensywne, wykorzystując swoje długie ramiona do blokowania rzutów na obwodzie i ochrony obręczy, zarówno jako główny obrońca podkoszowy, jak i jako wsparcie. Tylko – no właśnie – dlaczego nie dostaje jeszcze większej liczby minut?
– Z drugiej strony w sytuacjach, w których istnieje jasny plan meczowy, taki, którego realizacja jest konieczna, Muurinen jest być może na tym etapie kariery nieco zbyt ryzykownym wyborem do gry. Tak czy inaczej, on już teraz jest w pewnym sensie zawodnikiem przełomowym, choć naturalnie w jego wieku wciąż pozostaje wiele elementów do poprawy – wyjaśnił Palotie.
Na pierwszy rzut oka statystyki młodego skrzydłowego niekoniecznie porywają – podczas EuroBasketu notował jak dotąd „zaledwie” 5,8 punktu i 2 zbiórki na mecz – ale uwagę zwraca jego fenomenalna skuteczność z gry, wynosząca aż 90,9% (gorzej z rzutami z dystansu – 25% – ale jak pokazał mecz z Serbią, potrafi trafić dwie „trójki” w mniej niż minutę). Warto zauważyć, że gdy – prawdopodobnie z powodów zdrowotnych – opuścił mecz Niemcami, ci sprawili Finom tęgie lanie, wygrywając 91:61. Zbyt daleko idącym byłoby stwierdzenie, że z 18-latkiem na parkiecie podopieczni trenera Tuoviego mogliby odwrócić losy meczu, ale nie można wykluczyć, że porażka byłaby mniej dotkliwa.
Pomimo wieku, Miikka zdaje się doskonale wiedzieć, że jako najmłodszy zawodnik w drużynie musi jak najlepiej wykorzystywać nadarzające się w ofensywie okazje – i dokładnie to robi, dzięki czemu już teraz uwiarygadnia swoją łatkę jednego z najlepszych młodych talentów na świecie. Fiński skrzydłowy jest klasyfikowany przez wiele serwisów rekrutacyjnych jako jeden z 15 najlepszych zawodników klasy 2026 w szkołach średnich, a wstępne prognozy wskazują na niego jako potencjalny pierwszorundowy wybór w drafcie NBA 2027.
– Nie da się go zamknąć w żadnej ramce – każda byłaby za mała. Widzimy przyszłą gwiazdę koszykówki. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że pomaga nam też tak bardzo rozświetlać grę, mimo że spędza na boisku niewiele minut – rozpływał się w pochwałach selekcjoner Tuovi podczas sobotniej konferencji prasowej.
Żadne fakty czy pochwały nie oddają jednak w pełni oczekiwań, jakie ciążyły i ciążą na Muurinenie tak dobrze, jak jego przydomek – Slim Jesus. Przezwisko, które według nieoficjalnych danych wymyślił influencer społecznościowy, niejaki Cam Wilder, wzięło się od smukłej sylwetki koszykarza, jego pewności siebie na boisku, charyzmy i efektownego stylu gry, który przyciągał uwagę kibiców i mediów. Dzięki występom skrzydłowego na parkietach EuroBasketu przydomek zyskał wprost niesamowitą popularność, co jednak wiąże się z dodatkowym ciężarem dla licealisty grającego na największej scenie w swoim życiu. Nawet jednak jeżeli Miikka odczuwa jakąś presję, na boisku tego nie widać, co stanowi dobry prognostyk przed środowym ćwierćfinałowym starciem z Gruzją.
– Miejmy nadzieję, że stanie się najlepszym zawodnikiem na świecie. To wymaga czasu i treningu, ale na pewno jest to gracz kalibru NBA – zakończył Salin i trudno nie przyznać mu racji.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!