Golden State mieli wrócić do wyścigu po Jimmy’ego Butlera, ale w klubie mają poważne wątpliwości, czy sięgnięcie po 35-letniego skrzydłowego to rzeczywiście dobry pomysł. Sceptycznie nastawiony do tego pomysłu jest m.in. Stephen Curry – lider kalifornijskiej drużyny.
Od tygodni Golden State Warriors łączeni są z Jimmym Butlerem. Jakiś czas temu mieli ten temat odpuścić, ale kilka dni temu pojawiły się informacje, że wrócili do gry, bo Miami Heat zeszli nieco z ceną. Te wieści potwierdził w środę portal The Athletic, natomiast okazuje się, że Warriors wciąż mają spore wątpliwości co do zasadności transferu po 35-letniego weterana ligowych boisk.
Nie do końca przekonany ma być Stephen Curry, a przecież z jego zdaniem władze Wojowników bardzo się liczą. O co tak naprawdę chodzi? Curry nie jest pewien, czy Butler będzie odpowiednio pasował do szatni kalifornijskiej drużyny. Podobne obawy ma zresztą Steve Kerr, czyli doświadczony szkoleniowiec Warriors. I nie wzięły się one przecież znikąd.
35-latek ma historię różnych tarć i spięć we wszystkich swoich poprzednich klubach:
- Jako zawodnik Chicago Bulls ścierał się z wieloma swoimi kolegami z drużyny. Byli to m.in. Derrick Rose, Joakim Noah czy Rajon Rondo. Co więcej, publicznie skrytykował trenera Freda Hoiberga.
- Jako zawodnik Minnesota Timberwolves doprowadził do swojego odejścia z drużyny po sławnym już treningu, na którym krzyczał na wszystko i na wszystkich – kolegów, trenerów, a nawet działaczy. Po latach kulisy tej sytuacji zdradził Jeff Teague.
- Jako zawodnik Philadlephia 76ers miał problem z trenerem Brettem Brownem. Nie podobał mu się ani system gry, ani jego własna rola w ofensywie. Ostatecznie w Filadelfii spędził tylko kilka miesięcy (rozegrał zaledwie 55 meczów), a klub wolał Tobiasa Harrisa.
- Jako zawodnik Miami Heat właśnie odbywa trzecią kolejną karę zawieszenia. Nie mógł porozumieć się z klubem w sprawie przedłużenia kontraktu, a potem po raz kolejny w karierze zażądał transferu. Ostatnio spóźnił się na przelot drużyny, niedawno po prostu opuścił trening, gdy dowiedział się, że został oddelegowany do roli rezerwowego.
Jak więc widać, obawy Warriors nie są przesadzone. Butler nie był, nie jest i zapewne już nie będzie potulnym barankiem. Sięgnięcie po niego jest obarczone sporym ryzykiem. Szczególnie dla Warriors, którzy nadal nie są przekonani, czy powinni tak naprawdę oddawać kapitał w drafcie oraz młodych zawodników. Sprawę komplikuje sporych rozmiarów kontrakt Butlera o wartości 48 mln dol., przez który władze Golden State musiałyby stworzyć sporych rozmiarów paczkę transferową. Co więcej, w szatni Wojowników jest już jeden „rozrabiaka”, a więc oczywiście Draymond Green.
Mimo wszystko Warriors pozostają jednym z kandydatów do przejęcia 35-latka z Miami. Wciąż zainteresowani mają też być Phoenix Suns, choć tutaj wszystko rozbija się o Bradleya Beala i jego klauzulę no-trade w kontrakcie. Czarnym koniem w tym wyścigu mogą okazać się Memphis Grizzlies, nawet jeśli obóz Butlera miał ich ostrzec, że akurat dla nich Jimmy nie chce występować.