Ben Simmons od pierwszych meczów na uniwersyteckich parkietach był traktowany jako nr 1 draftu 2016. Talent Australijczyka zestawiano z umiejętnościami LeBrona Jamesa, gdy ten rozpoczynał swoją karierę w NBA. Simmons najwyraźniej jest na tyle pewny siebie, że nie czuje potrzeby uczestniczenia w specjalnych treningach przed draftem.
To praktyka stosowana od wielu lat. Zespoły zapraszają na tzw. work-outy, czyli specjalnie zorganizowane treningi, w trakcie których sprawdzają jak wyglądają zawodnicy, którymi są zainteresowani w kontekście draftu. Zazwyczaj wschodzące gwiazdy koszykówki zgłaszają swoją gotowość i jeżdżą od miasta do miasta. Niektórzy jednak są na tyle pewni swojej pozycji, iż nie czują potrzeby korzystania z zaproszeń klubów. Tak właśnie postąpił wychowanek LSU – Ben Simmons.
Szansy nie dostaną m.in. w Filadelfii. Ekipa Sixers dysponuje pierwszym wyborem w drafcie i dotychczasowe przewidywania wskazywały na to, że wybiorą właśnie Bena Simmonsa. Czy jednak decyzja zawodnika wpłynie na podejście drużyny do Australijczyka? Trudno powiedzieć. Warto przy tym wspomnieć, że Simmons może celowo unikać treningu w Philly, by zniechęcić do siebie Szóstki i w drafcie trafić do Los Angeles Lakers, którzy wybierają z numerem 2. Wówczas jedynką byłby najprawdopodobniej Brandon Ingram, wychowanek Duke.
– Każdy do draftu przygotowuje się inaczej. Czasami to decyzja agenta, czasami decyzja rodziny – mówił generalny menadżer Szóstek – Bryan Colangelo. – Powtarzam, że wszystkie informacje jakie zyskaliśmy z naszych źródeł wskazywały na to, że Ben jest materiałem na numer 1 draftu – dodał. Simmonsa reprezentuje agencja, której największym klientem jest LeBron James. Zawodnik Cleveland Cavaliers wiele razy powtarzał, że jest dużym fanem talentu Bena.
Ciekawostką jest natomiast fakt, że Sixers nie sprawdzali w trakcie indywidualnych treningów ani Nerlensa Noela, ani Jahlila Okafora, ani Joela Embiida. Wówczas jednak GM-mem drużyny był Sam Hinkie.
[ot-video][/ot-video]
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET