Dzieło Spike’a Lee stało się prawdziwą klasyką. Jeden z najlepszych koszykarskich filmów w historii i znakomita rola Raya Allena jako Jesusa Shuttleswortha. W międzyczasie pojawiają się pogłoski o możliwym sequelu. I tym razem w roli głównej miałby wystąpić znany, młody koszykarz NBA.
Informacje potwierdzili zarówno Spike Lee, jak i Ray Allen. Otóż w kuluarach toczą się rozmowy na temat uczynienia kolejnym Jesusem młodej gwiazdy New Orleans Pelicans. Tak, tak – w roli głównej miałby wystąpić Zion Williamson, debiutant bieżących rozgrywek i super-gwiazda młodego pokolenia. Lee i Allen mieliby wspólnie dopilnować, by Williamson podjął się wyzwania.
Pierwsza część powstała w 1998 roku i została bardzo dobrze przyjęta. Ray Allen wsparty obecnością na planie Denzela Washingtona poradził sobie naprawdę dobrze biorąc pod uwagę fakt, że nie jest zawodowym aktorem. Tym razem Spike Lee chciałby sprawdzić, jak w podobnych okolicznościach sprawdził się Williamson. Lista potencjalnych nazwisk jest rzekomo dłuższa, ale Zion ma być priorytetem.
– Chcieliśmy się z nim spotkać przed pandemią koronawirusa. Byliśmy gotowi razem z Rayem Allenem polecieć do Nowego Orleanu. Nadal mamy taką ochotę – mówi Lee. Warto przypomnieć, że sam Zion Williamson stwierdził kiedyś, że bardzo chętnie zagrałby główną rolę w sequelu “He Got Game”. Sugar Ray o drugiej części mówił już dwa lata temu. Chcę kontynuować dzieło, bo jak sam twierdzi – jest wiele tematów społecznych do poruszenia.
Lee z kolei zależy na tym, by w projekt zaangażował się również Denzel Washington. Jednak w ostatnim podcaście przyznał, że raczej nie ma na to szans. Denzel zagrał Jake’a Shuttleswortha – ojca Jesusa, który spędził sześć lat w więzieniu za nieumyślnie spowodowanie śmierci swojej żony. Jesteśmy bardzo ciekawi, czy Allenowi i Lee uda się projekt rozbujać. Jeszcze ciekawsze jest to, czy Williamson da się namówić. Jeśli nie on, to kto?
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET