Ci, którzy zdecydowali się zarwać minioną noc, by na żywo śledzić wydarzenia z United Center, z pewnością nie mają czego żałować. Końcówka rywalizacji Chicago Bulls z Los Angeles Lakers na długo zostanie w naszej pamięci. Zaczęło się od niepozornej trójki, ale po błędzie LeBrona Jamesa zrobiło się już naprawdę gorąco. Całą sekwencję niespodziewanych wydarzeń zwieńczył zwycięski rzut Josha Giddey’ego z własnej połowy.
Tę noc sympatycy Chicago Bulls zapamiętają na długo. Na początku czwartej kwarty rywalizacji z Los Angeles Lakers gospodarze przegrywali już różnicą 18 punktów i wówczas wydawało się, że losy spotkania są już w dużej mierze rozstrzygnięte.
Podopieczni Billy’ego Donovana błysnęli jednak skutecznością i w ostatniej odsłonie trafili aż 11 z 14 rzutów za trzy. Fantastycznie radził sobie Coby White, który tylko w czwartej kwarcie zdobył samodzielnie 15 “oczek”.
Na 46 sekund przed końcową syreną trójka Kevina Huertera zmniejszyła stratę Byków do zaledwie jednego punktu (110:111). Natychmiast odpowiedział Austin Reaves, który najpierw trafił z gry, a następnie wykorzystał dwa rzuty wolne przy 12,1 sekundy na zegarze (110:115). Zawodnicy Chicago nie składali jednak broni i w kolejnym ataku momentalnie trójkę dorzucił Patrick Williams.
To właśnie wtedy zaczęło się prawdziwe przedstawienie. Grę spod własnego kosza wznawiał LeBron James, ale popełni ogromny błąd i pozwolił przejąć piłkę Joshowi Giddey’emu. Ten w mgnieniu oka dostrzegł ustawionego za linią 7,24 metra Coby’ego White’a, który trafił i wyprowadził tym samym Bulls na prowadzenie.
Po przerwie na żądanie Lakers zdołali odpowiedzieć. Reaves raz jeszcze dorzucił dwa punkty i to przyjezdni znów byli na prowadzeniu. Bulls nie mieli już wystarczająco czasu, by odpowiednio rozegrać akcję, więc rzutem z własnej połowy — w okolicach środka boiska — musiał ratować się Giddey. Szczęście sprzyjało tej nocy skrzydłowemu, bo desperacką próbę zamienił na game-winnera.
— W czwartej kwarcie pozwoliliśmy im na zbyt wiele trójek, ale mimo to wciąż mieliśmy szansę na zwycięstwo. Moja fatalna strata, wcześniej kiepska komunikacja w jednej z akcji. AR mimo wszystko trafił ważny rzut, próbując nas uratować. […] Za niecałe dwa dni mamy kolejny mecz. Tak właśnie radzisz sobie z emocjami — mówił w szatni LeBron.
Bulls pokonali ostatecznie Lakers 119:117, a Giddey popisał się triple-double w postaci 25 punktów, 14 zbiórek i 11 asyst (8/19 z gry, 4/9 za trzy). Po drugiej stronie prym wiedli przede wszystkim Austin Reaves (30 punktów, 3 asysty) oraz Luka Doncić (25 punktów, 10 zbiórek, 8 asyst). Podwójną zdobycz zapisał na swoim koncie również LeBron James (17 punktów, 12 asyst).
— Ciężko przegrywać w taki sposób. Mieliśmy ten mecz praktycznie w garści, a porażka w takich okolicznościach boli, zwłaszcza przy back-to-back. Nie chodzi o to, żeby się nad sobą użalać. Mieliśmy ten mecz w rękach. Chodzi o sposób, w jaki go przegraliśmy. To jest najtrudniejsze do przełknięcia — mówił po meczu Doncić.
Zanim LeBron popełnił błąd przy wznowieniu i pozwolił Giddey’emu przejąć piłkę, JJ Redick mógł skorzystać jeszcze z przerwy na żądanie, choć ostatecznie tego nie zrobił. Po meczu szkoleniowiec Jeziorowców dał do zrozumienia, że z perspektywy czasu wciąż uważa to za dobrą decyzję.
— Czy teraz wziąłbym czas? Niekoniecznie. Gdybym zostały mi dwie przerwy na żądanie, to skorzystałbym z jednej automatycznie. Czułem się komfortowo ze składem, który przebywał wtedy na parkiecie. […] Mój proces myślowy wyglądał wówczas następująco: wznowić grę, a jeżeli nam się nie uda, to prosimy o przerwę — komentował po meczu JJ Redick.
Lakers przegrali już cztery z pięciu ostatnich spotkań, co utrudnia ich sytuację w perspektywie walki o jak najlepszą pozycję na zakończenie rozgrywek zasadniczych. Na ten moment ekipa z Miasta Aniołów zajmuje 4. miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej ze stratą dwóch zwycięstw do Denver Nuggets.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!