Cała ta historia miała dla Russella Westbrooka i Los Angeles Lakers wyglądać zupełnie inaczej. Sprowadzony po dobrej końcówce poprzedniego sezonu, deklarował gotowość do wsparcia LeBrona Jamesa i Anthony’ego Davisa. Na papierze wszystko wyglądało obiecująco. Jednak sezon zweryfikował ten pomysł na niekorzyść zawodnika.
Końcówka sezonu 2020/21 ma w tej historii kluczowe znaczenie. Russell Westbrook w Waszyngtonie także miał duże problemy. Jego pierwsze tygodnie u boku Bradleya Beala wyglądały równie kiepsko, co cały bieżący sezon. Jednak weteranowi udało się odnaleźć swoje miejsce w rotacji i pod koniec rozgrywek prezentował wręcz wybitną formę. W 9 meczach maja 2021 roku notował średnio 26,3 punktu, 16,1 asysty, 13,8 zbiórki trafiając 45,7 FG% i 34% za trzy. W DC chcieli go zatrzymać, lecz Russ zwietrzył szansę.
Porozumiał się z Washington Wizards w sprawie transferu w konkretne miejsce. Los Angeles Lakers byli gotowi rozstać się z paroma zawodnikami i dogadali szczegóły wymiany. W LA powstał zatem interesujący tercet, który miał zaatakować czołówkę zachodniej konferencji. Jednak już w trakcie pre-season dało się zauważyć, że przed Frankiem Vogelem nie lada wyzwanie. Okres przygotowawczy ma to do siebie, że mało kto przywiązuje do niego wagę, lecz Lakers przegrywali mecz za meczem. Przeniosło się to także na początek sezonu zasadniczego. W LA nie chcieli w panice bić na alarm.
Aczkolwiek już na tym etapie w szatni Lakers zaczęło być nerwowo. Dziennikarze bez skrupułów wytykali zawodnikom kolejne błędy. Westbrook nie pasował do żadnej koncepcji trenera, lecz jego zapewnienia o tym, że “prędzej czy później znajdziemy odpowiedzi” brzmiały relatywnie wiarygodnie. Lakers w gruncie rzeczy mieli problemy w każdym kluczowym aspekcie gry.
W obronie nie było żadnej skutecznej formy komunikacji, co sprawiało, że rywale w dość łatwy sposób kreowali dogodne dla siebie pozycje. W ataku z kolei nikt nie miał przypisanych działań. Russell nawet nie starał się grać zachowawczo – kolejne zagranie było bardziej absurdalne od poprzedniego. Był jak wolny elektron, nad którym absolutnie nikt nie panuje i tutaj wina spada w dużej mierze na trenera Vogela. W odpowiednim momencie nie był w stanie zawodnika utemperować i pomóc mu odnaleźć się w zespole LeBrona Jamesa. – Każdej kolejnej nocy mam inne zadania, więc się już przyzwyczaiłem – mówił złośliwie. Ale przyzwyczaił się do czego? Do tego, że obecni Lakers nigdy nie będą kolektywem?
Na domiar złego – zespół i koledzy z drużyny zaczęli wysyłać Russellowi sygnały, że to ON jest problemem. Trener posadził go na ławce w końcówce kluczowego meczu, a LBJ mówił dziennikarzom, że “każdy ma w tej drużynie konkretną odpowiedzialność na własnych barkach”. To oczywiście w ogóle sytuacji nie pomagało. Trudno było stanąć w obronie Westbrooka, gdy miało się przed oczami jego grę. Wiele złych decyzji rzutowych; wiele zmarnowanych podań; wiele strat, których dało się uniknąć, gdyby współpraca była zaplanowana.
Eksperci zwracają uwagę na kilka aspektów, które nie funkcjonują w przypadku Westa tak, jak powinny. Przede wszystkim brak skuteczności w okolicach obręczy. Parę lat temu była to główna broń zawodnika. Jego agresywne wjazdy na kosz były nie do obrony. W Los Angeles nie dość, że agresja gdzieś wyparowała, to na domiar złego Russ ma duży problem z tym, by kończyć takie akcje skutecznym rzutem – gra w tej strefie na 41% skuteczności. To przekłada się także na gorszą grę w kontratakach.
Szybkość Westbrooka ułatwiała mu funkcjonowanie w tzw. up-tempo. Potrafił złapać piłkę i pognać na kosz zostawiając obrońców daleko w tyle lub zmuszając do faulu. W tym sezonie takiej gry zawodnika praktycznie nie widzimy, co wynika m.in. z tego, że wraz z upływem lat spada też dynamika. Wolniejsza gra sprawia, że były MVP ligi gra znacznie więcej pick-and-rolli, a nigdy nie był szczególnym asem w tego typu egzekucji. Bardzo często podejmuje złe decyzje po wyjściu zza zasłony. Rywale wolą, gdy Russ gra wolniej, bo wtedy stanowi mniejsze zagrożenie.
Co więcej – w swoich najlepszych latach Westbrook dużą część produktywności opierał na rzutach wolnych. W swoim najlepszym sezonie dla Thunder 45% zdobytych przez niego punktów pochodziło z linii wolnych. W bieżących rozgrywkach ta liczba spadła do 32%. Obronie zdecydowanie łatwiej utrzymać się na nogach, gdy Westbrook nie szarżuje agresywnie na kosz. To de facto jeszcze jedna pochodna całkowicie zmienionego przez zawodnika stylu gry. Kolejną jest zatrważająca liczba strat, choć te zawsze były jego niechlubną cechą charakterystyczną gracza.
To wszystko doprowadziło do sytuacji, w której kibice zaczęli na Westbrooka buczeć. Niestety na tym nie poprzestali. Spora grupa gamoni wpadła na pomysł, by w bezpośredni sposób obrażać zawodnika i jego rodzinie. Żona Russella w ostatnim czasie otrzymała wiele wulgarnych wiadomości, co sprawiło, że Westbrook pękł. – Doszło do tego, że zaczyna to na mojej rodzinie ciążyć – mówił. – To tylko gra, nie jest moim całym życiem. Nie mam nic przeciwko krytyce za to, jak gram w koszykówkę. Jednak, gdy zaczynacie obrażać moje imię, to mam z tym problem. W przeszłości mi to nie przeszkadzało, ale ostatnio zaczęło. Razem ze swoją żoną byłem na konferencji dla rodziców i nauczycielka mojego syna powiedziała, że Noah jest bardzo dumny z tego, że nazywa się Westbrook. To mocno mnie uderzyło. Nie mogę więc pozwalać, by ludzie krzyczeli na mnie „Westbrick”, bo to mnie obraża. Moje nazwisko to także spuścizna moich dzieci – dodaje West.
– […] Dlatego od teraz za każdym razem, gdy usłyszę, że ktoś mnie obraża, nie będę tego ignorował. Spotkało mnie w życiu wiele dobrego, ale nie możesz obrażać mojego imienia, mojego charakteru i tego, kim jestem. Nikogo przecież nie skrzywdziłem. Nikomu nic nie zrobiłem. Po prostu gram w koszykówkę w sposób, który wielu może nie odpowiadać. Ale to jest tylko gra. Nie mogę jednak pozwolić na to, by wpływało to na moje dzieci i na moją żonę. Nawet nie chcę zabierać swoich pociech na mecz, bo musiałyby słuchać, jak ktoś mnie obraża. W zasadzie moja rodzina już nawet nie ma ochoty, by na mecze chodzić – skończył.
Na koniec zatem ważny przekaz od koszykarza, który wiele się w trakcie swojej kariery nasłuchał. Przyszłość Russa w LA wygląda bardzo niepewnie, bo po prostu nie pasuje do tej układanki. Trzeba mimo wszystko trzymać za niego kciuki, by ponownie był tym samym graczem, jakim był chociażby w końcówce poprzedniego sezonu, gdy swoją grą robił dla Washington Wizards konkretną różnice. Rzekomo LA Lakers już porozumieli się z Russellem, iż latem tego roku poszukują dla niego nowej drużyny. W umowie 33-latka jest opcja zawodnika za 47 milionów dolarów na sezon 2022/23.
W czwartek 10 marca odbędzie się 61. Podcast PROBASKET LIVE. Krzysztof Sendecki i Michał Pacuda porozmawiają o emocjach, jakie dostarcza nam ten sezon, sytuacjach zespołów i nadchodzących wielkimi krokami play-offach. Zapraszamy!