Michael Jordan ma w swoim CV bogatą historię wywierania ogromnego strachu na swoich rywalach, a najwięcej obaw mogli mieć ci, którzy zaszli mu za skórę. Wystarczyło zaliczyć przeciwko niemu świetny występ, by następnie znaleźć się na celowniku i stać się jego celem. Przekonał się o tym Dominique Wilkins, który po latach wspomina wielkość legendy Chicago Bulls.
Michaela Jordana i Dominique’a Wilkinsa łączy szczególna więź. Choć to Jordana pamiętają dziś nawet najmłodsi fani koszykówki, to „Nique” również zapisał się na kartach historii NBA. W spotkaniach przeciwko sobie obaj zdobywali średnio około 30 punktów na mecz i to właśnie Wilkins może pochwalić się największą zdobyczą przeciwko MJ’owi.
— Kiedy grałeś przeciwko Mike’owi, jego oczy były przekrwione i wyglądał, jakby był opętany. Mówiłem sobie „Muszę iść do pracy, nadchodzi Jezus”. Był dobry. […] Przeciwko niemu musiałeś zdobyć 30 punktów — opowiadał Wilkins w rozmowie z Mattem Barnesem na łamach podkastu All The Smoke.
10 grudnia 1986 roku skrzydłowy Atlanta Hawks zakończył starcie z Chicago Bulls z dorobkiem 57 „oczek” i choć Jordan odpowiedział 41 punktami, to miał zamiar zrewanżować się rywalowi przy jednej z nadchodzących okazji.
— Zdobyłem 57 punktów w Atlancie i nie grałem nawet w czwartej kwarcie. Po jakimś czasie wróciliśmy do Chicago. Nagle do naszej szatni wchodzi ubrany w garnitur MJ. Zapytałem „Po co tu przychodzisz?” — kontynuował swój opis Dominique.
W trzech kolejnych spotkaniach przeciwko Jastrzębiom MJ zdobywał kolejno 34, 31 i 31 punktów, ale Bykom udało się zwyciężyć tylko raz. Zanim jednak sezon zasadniczy miał dobiec końca, Bulls czekał jeszcze jeden, ostatni już pojedynek z Hawks. Jordan wiedział, że to dla niego ostatnia okazja, by w odpowiedni dla siebie sposób odpowiedzieć Wilkinsowi na jego 57 „oczek”.
— Minął mnie, podszedł do Randy’ego Wittmana, klepnął go w tyłek i powiedział „Zawiąż je, to będzie długa noc”, po czym obrócił się i wyszedł. Nie wiedziałem, co powiedzieć, byłem w szoku. Krzyknąłem tylko „Powiedz temu łajdakowi Scottie’emu Pippenowi, że ja skopię jego tyłek” — wspomina Wilkins.
Tego wieczoru Jordan był po prostu bestią. W 41 minut spędzonych na parkiecie rozgrywający wówczas swój trzeci rok na parkietach NBA zawodnik zdobył 61 punktów, wyrównując tym samym ustanowiony zaledwie miesiąc wcześniej rekord kariery. Trudno jednak pokusić się o zwycięstwo z jednym z najlepszych zespołów ligi, kiedy pozostali zawodnicy wyjściowej piątki — z wyłączeniem Charlesa Oakleya, który zakończył mecz z 19 „oczkami” — zdobywa łącznie tylko 14 punktów.
— Zdobył 60 punktów. Wygraliśmy mecz, ale zdobył tej nocy 60. Ja też miałem dobry mecz, ale bracie, on zdobył 60. To było potężne 60. To była dla niego misja. Był wściekły, że wcześniej zdobyłem 57 „oczek”, więc wtedy odleciał.
Wilkins i Jordan zmierzyli się w play-offach po raz pierwszy dopiero w 1993 roku, kiedy to Chicago Bulls zmierzali po trzeci z rzędu tytuł mistrzowski. Atlanta Hawks weszli wówczas do play-offów z przewagą zaledwie dwóch zwycięstw nad 9. w tabeli Orlando Magic i w starciu pierwszej rundy z Bykami nie mieli większych szans (0-3). Po raz kolejny Bulls spotkali się z Jastrzębiami w 1997 roku, ale Wilkins reprezentował już wówczas barwy San Antonio Spurs.
— Trudno było pokonać tego gościa. Ten zespół był tak bardzo dobry, stworzony z grupy świetnych zadaniowców. Mam wiele szacunku dla Scottie’ego Pippena. Myślę, że jest jednym z najlepszych zadaniowców w historii, prawdopodobnie najlepszym. Był świetnym uzupełnieniem Jordana.
Wilkins został również zapytany o łatwość, z jaką przychodzi mu komplementowanie Jordana, choć za czasów wspólnej gry na parkietach NBA rywalizowali przeciwko sobie z nadzieją na wspólny cel, który Jordan zrealizował ostatecznie aż sześciokrotnie.
— Jeżeli nigdy się z nim nie zmierzyłeś, to tego nie zrozumiesz. Jeżeli nigdy nie grałeś przeciwko niemu, nie możesz czegoś takiego powiedzieć. Grałem przeciw niektórym z najbardziej utalentowanych zawodników, ale on był fenomenem i miał oprócz tego odpowiednie podejście — podsumował Dominique.