W zeszłym tygodniu NBA znalazła się w centrum kryzysu po tym, jak rząd federalny przeprowadził serię aresztowań w związku z domniemanym procederem. Wśród ponad 30 zatrzymanych znaleźli się były zawodnik i członek sztabu Cleveland Cavaliers, Damon Jones, trener Portland Trail Blazers, Chauncey Billups, oraz zawodnik Miami Heat, Terry Rozier. Jeśli chodzi o dwóch ostatnich, wiadomo było, że – przynajmniej do momentu wyjaśnienia sprawy – będą wysłani na przymusowy urlop, jednak niektóre źródła sugerowały, że wciąż będą otrzymywać należne im w kontraktach wynagrodzenie. Dziś wiemy, że jednak nie.
Według informacji przekazanych przez Shamsa Charanię, w czasie trwania prowadzonego przez FBI dochodzenia, Terry Rozier i Chauncey Billups nie będą otrzymywać poborów od – odpowiednio – Miami Heat i Portland Trail Blazers. Zamiast tego należne im wynagrodzenia mają zostać zamrożone i umieszczone na rachunku powierniczym (tak zwany „escrow”) przynajmniej do czasu zakończenia postępowania.
W przypadku szkoleniowca, którego na stanowisku zastąpił już Tiago Splitter, sprawa jest raczej jasna. Billups w kwietniu podpisał przedłużenie kontraktu, jednak jego warunki nie zostały ujawnione. Według doniesień w sezonie 2024-25 zarobił łącznie 4,7 miliona dolarów, zaś w nadchodzącej kampanii prawdopodobnie otrzymał podwyżkę. Na tę chwilę jednak wszelkie przelewy ze strony organizacji na jego konto zostaną wstrzymane, a ich wypłacenie będzie możliwe dopiero w przypadku oczyszczenia z zarzutów.
Nieco inaczej sprawa przedstawia się w przypadku 31-letniego obrońcy. Podobnie jak Billups, Rozier wyszedł już za kaucją, jako zabezpieczenie wykorzystując swój warty 6 milionów dolarów dom na Florydzie. Także i jego wynagrodzenie – wynoszące 26,6 miliona dolarów – zostanie umieszczone na rachunku powierniczym aż do czasu ewentualnego pozytywnego rozstrzygnięcia sprawy.
W obu przypadkach sprawa jest częścią szerzej zakrojonego federalnego dochodzenia w sprawie korupcji związanej z zakładami sportowymi, które wcześniej doprowadziło między innymi do przyznania się do winy – a potem wydalenia z ligowych struktur – Jontaya Portera, byłego koszykarza Toronto Raptors. W przypadku wyżej wymienionych do aż tak ostatecznych konsekwencji jeszcze nie doszło, ale – zwłaszcza w przypadku Roziera – nie można tego wykluczyć.
Cała sprawa dotyczy meczu z 23 marca 2023 roku, gdy „Scary Terry” grał jeszcze w Charlotte Hornets, a jego drużyna mierzyła się z New Orleans Pelicans. Obrońca, będący wówczas drugim najlepszym strzelcem zespołu, zagrał tylko 10 minut, po czym opuścił boisko. Zakończył spotkanie z dorobkiem zaledwie pięciu punktów, co było znacznie poniżej jego średniej sezonowej (21,1). Już wówczas krążyły pogłoski, że zrobił to specjalnie, które teraz wydają się jeszcze bardziej zgodne z prawdą. Dlaczego?
Rok 2023 był okresem, w którym Rozier miał problemy z opłaceniem podatków wobec amerykańskiego urzędu skarbowego (IRS). Zgodnie z dokumentami sądowymi uzyskanymi przez Paulę Lavigne i Davida Purduma z ESPN, Terry zmagał się z federalnym zastawem podatkowym (tak zwany „tax lien”) na kwotę wynoszącą nieco powyżej 8 milionów dolarów, nałożonym na jego nieruchomość w hrabstwie Broward na Florydzie.
Tego rodzaju zabezpieczenie stosowane jest dopiero wtedy, gdy podatnik zalega z płatnościami i został o tym wcześniej poinformowany. Jak podaje raport, IRS ma obowiązek wydać dokument zwalniający z zastawu w ciągu 30 dni po spłaceniu długu – jednak żadne takie zwolnienie nie zostało dotąd zarejestrowane. Wprawdzie nie jest to jeszcze konfiskata, ale poważny sygnał świadczący o tym, że ktoś nie zapłacił należnych podatków mimo wezwań.
To by oznaczało, że zarabiający wszakże miliony dolarów koszykarz NBA albo chciał oszukać urząd skarbowy albo zwyczajnie nieudolnie zarządzał swoimi funduszami. Nawet jeśli przyjmiemy tę drugą wersję, nie musi to oznaczać, że był całkowicie spłukany – mogło chodzić bardziej o brak płynności finansowej, złych doradców czy zaniedbania księgowe. W najlepszej koszykarskiej lidze świata to dość częsty problem, chociaż dotykający raczej już emerytowanych zawodników.
Inna sprawa, że prawnik Roziera, Jim Trusty, oświadczył, że jego klient w rzeczywistości nie był winien fiskusowi aż tak wygórowanej kwoty. Z jego słów wynika, że chodziło o wynoszącą raptem jakieś 9 tysięcy dolarów zaległość za rok podatkowy 2021, która miała zresztą zostać spłacona. W tym przypadku jednak to brzmi jak typowy przykład sytuacji, gdzie słowo jest przeciwko słowu, ale formalnie sprawa wciąż jest w toku.
Nie mówiąc już o tym, że Rozier próbuje – dość nieudolnie zresztą – wytłumaczyć sytuację związaną z feralnym meczem z 2023 roku. Za pośrednictwem swojego adwokata przyznał, że przed spotkaniem rozmawiał o swoim stanie zdrowia z przyjacielem, jednak była to tylko pogawędka dwóch kumpli, a nie działanie o charakterze przestępczym.
– Zwierzenie się przyjacielowi, kumplowi z dzieciństwa, i powiedzenie: „Stary, jestem poobijany… pewnie zejdę z boiska wcześniej w tym meczu.” – to nie jest przestępstwo. To nie jest nawet zabronione przez żadne prawo. Powiedział to przyjacielowi. A to, co ten przyjaciel później zrobił, nie jest winą Terry’ego – podkreślił Trusty w programie „The Will Cain Show” na antenie FOX News Channel.
Z ujawnionych przez portal Heavy Sports akt sądowych wynika jednak, że zdaniem prokuratorów federalnych rzeczony „przyjaciel”, niejaki Deniro Laster, sprzedał tę poufną informację osobom obstawiającym zakłady za około 100 tysięcy dolarów. Jego cynk się potwierdził – Rozier rzeczywiście spędził wtedy na parkiecie mniej więcej 10 minut, po czym opuścił spotkanie z powodu kontuzji – prawdziwej bądź wydumanej, tego pewnie nigdy się nie dowiemy.
Tymczasem zgodnie z aktem oskarżenia Terry miał rzekomo zapłacić za podróż Lastera do Filadelfii, by ten odebrał zyski z transakcji, a następnie obaj wspólnie liczyli zarobioną gotówkę. Z tego tytułu zostali oskarżenie o udział w spisku w celu dokonania oszustwa oraz prania brudnych pieniędzy. Rzecz jasna, sam zainteresowany – za pośrednictwem swojego adwokata – zapewnia o swojej niewinności. Cała sytuacja nazwana jest po prostu „niedorzeczną”, ponieważ koszykarz „nie miał powodu” by ryzykować swój wart w sumie około 100 milionów dolarów kontrakt oraz umowy reklamowe, tym bardziej, że Hornets i tak nie mieli już szans na awans do fazy play-off.
– Ten akt oskarżenia właściwie sugeruje, że sfingował kontuzję, co jest niedorzeczne. O wszystkim wiedzieli lekarze, trenerzy i znajomi. Zwyczajnie doznał urazu pod koniec długiego, 82-meczowego sezonu. W dodatku przez to stracił pieniądze ze swojego kontraktu sponsorskiego na buty, ponieważ nie rozegrał wystarczającej liczby spotkań. To sytuacja, w której przyjaciel pozyskał informację i wykorzystał ją na własną rękę. Terry niczego nie zrobił – zapewniał Trusty.
Wygląda więc na to, że mamy tu żywy przykład cytatu z „Młodych Wilków” radzącego, że „gdy złapią cię za rękę, to mów, że to nie twoja ręka”. W obecnej sytuacji trudno przypuszczać, by ktoś miał jeszcze w tego typu tłumaczenia uwierzyć. Na ostateczne odpowiedzi na pytania dotyczące osób zamieszanych w ten proceder zapewne jednak jeszcze poczekamy, a niewykluczone, że wkrótce na jaw wyjdą kolejne, być może nieoczywiste nazwiska.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!
 
                






