Gdy Lonzo Ball ostatni raz był widziany w akcji na parkietach NBA, był dzień 14 stycznia 2022 roku. Od tamtego czasu rozgrywający Chicago Bulls mierzył się z poważnymi problemami zdrowotnymi, które na dłuższy czas postawiły jego dalszą karierę pod znakiem zapytania. Dziś wszystko wskazuje na to, że 26-latek jest bliższy powrotu do gry niż kiedykolwiek przedtem.
Sam zawodnik przyznał jakiś czas temu, że jego problemy zdrowotne rozpoczęły się jeszcze wcześniej, w czasach, gdy wciąż był zawodnikiem Los Angeles Lakers. Tymczasem już od tamtego styczniowego meczu z Golden State Warriors Lonzo Ball musiał poddać się już aż trzem zabiegom chirurgicznym mającym naprawić kontuzjowane kolano, w tym przeszczepowi więzadła. Wygląda jednak na to, że zbliża się koniec gehenny. Oczekując powrotu w sezonie 2024-25, rozgrywający Chicago Bulls mówi o swoim „pierwszym prawdziwym teście”.
– Już nie mogę się doczekać, gdy zagram mój pierwszy mecz po powrocie, człowieku! Czuję, że mój pierwszy prawdziwy test odbędzie się w sierpniu. Wówczas po raz pierwszy od dawna będę mógł zagrać pełne 5 na 5 na całym parkiecie. Mam nadzieję, że potem będę miał lepsze informacje. Jak na razie wszystko idzie dobrze. Pod względem sportowym robię postępy, a i również na siłowni widać, że staję się coraz silniejszy. Póki co nie mam żadnych zastrzeżeń – powiedział w najnowszym odcinku podcastu „What An Experience!”
W ostatnim czasie Lonzo dzielił się w mediach społecznościowych filmami ze swoich treningów, które odbywał z renomowanym szkoleniowcem Chrisem Johnsonem. Na publikowanych nagraniach nie brakowało ćwiczeń ruchowych, a nawet efektownych wsadów.
– Z każdym tygodniem czuję się coraz bardziej komfortowo. Czuję, że moje ruchy wracają do normy z każdą kolejną minutą spędzoną na boisku. Muszę tylko znaleźć odpowiednią równowagę co do tego, ile obciążenia treningowego mogę na siebie nałożyć w ciągu dnia. Próbuję to jakoś wyważyć, ale będę to lepiej rozumiał, kiedy już zacznę grać 5 na 5 – dodał 26-latek.
Wprawdzie Ball wydaje się bardzo optymistycznie nastawiony do potencjalnego powrotu do gry już w nowym sezonie, ale nie wiadomo jeszcze, czy wciąż będzie wówczas zawodnikiem Bulls. Przez cały ten czas organizacja z Wietrznego Miasta wspierała swojego zawodnika, jednak w tej chwili sztab szkoleniowy Byków może wiązać większą przyszłość z nowym nabytkiem, sprowadzonym z Oklahoma City Thunder Joshem Giddeyem. Nie wspominając już o tym, że na obwodzie mają w Chicago swoiste „kłopoty bogactwa”.
Nie licząc wspomnianego Australijczyka, zdecydowanie rozwinął się również Coby White. Rzeczona dwójka mogłaby dobrze współgrać z wracającym Lonzo, który, gdy ostatnio grał, był niezawodnym obrońcą i strzelcem z dystansu. Problem w tym, że w rosterze Bulls są również Ayo Dosunmu, Jevon Carter czy Zach LaVine. Ten ostatni jest na wylocie z klubu, ale chętnych na jego pozyskanie brak, więc wszystko wskazuje na to, że doświadczony zawodnik pozostanie w Chicago (CZYTAJ WIĘCEJ). Być może tylko zostanie przesunięty na pozycję niskiego skrzydłowego, gdzie zastąpi DeMara DeRozana.
Pełniący funkcję wiceprezesa ds. operacji koszykarskich Arturas Karnisovas nie wyklucza, że Lonzo jest jednym z graczy, których chętnie by się pozbył z drużyny. W przypadku 26-latka w grę wchodzi wykupienie kontraktu lub wymiana – o ile znajdzie się drużyna, która weźmie na siebie jego wynoszący w nadchodzącym sezonie 21,4 mln dol. kontrakt. W związku z powyższym pierwsza z opcji wydaje się bardziej prawdopodobna. Tego typu zawodnik jako wolny agent mógłby przyciągnąć jakieś zainteresowanie.
Pozostaje tylko zobaczyć, jak efektywny może być najstarszy z braci Ball po tak długiej przerwie. Gdy ostatni raz widzieliśmy go w akcji, w sezonie 2021-22, błyszczał po obu stronach boiska, notując średnio 13 punktów, 5,4 zbiórki, 5,1 asysty, 1,8 przechwytu oraz 0,9 bloku. Pytanie tylko czy będzie w stanie choćby zbliżyć się do tego poziomu? Przykład chociażby Klaya Thompsona, który miał jednak krótszą przerwę, pokazuje, że wcale nie jest to takie oczywiste.