Na Netflixie wreszcie pojawił się długo wyczekiwany serial dokumentalny „Pierwsza piątka”, opisujący losy kilku czołowych zawodników NBA – Anthony’ego Edwardsa, LeBrona Jamesa, Domantasa Sabonisa, Jaysona Tatuma i właśnie Jimmy’ego Butlera. Niestety, jeden z odcinków rzucił światło na osobistą tragedię, jaką nie tak dawno temu przeżył Gwiazdor Miami Heat.
35-letni koszykarz oświadczył, że tuż przed przerwą na Weekend Gwiazd stracił ojca. Jimmy Butler Jr zmarł dokładnie 8 lutego bieżącego roku po przegranej, nierównej walce z chorobą terminalną. Kibice Miami Heat mogą pamiętać, że w tamtym okresie Jimmy Butler wziął krótką przerwę, opuszczając aż trzy mecze. Teraz już wiemy z jakiego powodu.
– Dostałem wiadomość od mojego agenta z pytaniem czy już wylądowałem. Nigdy wcześniej nikt nie pisał do mnie w tej sprawie, gdy byłem jeszcze w powietrzu. Wtedy już wiedziałem, że mój tata odszedł. Zmarł 8 lutego mniej więcej o 1:04 w nocy – tak koszykarz opisał moment, gdy dowiedział się o tragedii.
Co ciekawe, ostatni mecz za życia swojego ojca Jimmy Buckets rozegrał dosłownie dzień wcześniej. Przeciwko San Antonio Spurs doświadczony skrzydłowy spisał się doskonale, notując triple double (17 punktów, 11 zbiórek i 11 asyst). Rzecz jasna, poprowadził swoją drużynę do efektownego zwycięstwa 116-104. Niestety, wkrótce potem otrzymał druzgocące wieści, które sprawiły, że nie mógł się skupić na dalszej grze.
– Zaraz po przerwie na Mecz Gwiazd [moi koledzy z drużyny] naprawdę potrzebowali, żebym grał dużo lepiej. Chciałem odpowiedzieć na ich wezwanie, ale wtedy nie obchodziła mnie koszykówka. Nie dbałem o nic. To boli, gdy cierpisz z powodu straty bliskich. Nie wiedziałem co robić. Żadne pieniądze na świecie nie mogłyby go przywrócić. Nawet koszykówka, niezależnie od tego ile bym grał, nie była w stanie tego naprawić – powiedział Butler.
– Trenowałem dalej. Ćwiczenia pomagały choć na chwilę oderwać się myślami od mojego taty. W tych chwilach mogłem zatracić się w grze, w doskonaleniu się, ale gdy po treningach znów byłem w domu, wszystko do mnie wracało – dodał.
Ostatecznie Jimmy zdołał wrócić do gry i skupić się na niej na tyle, by zanotować całkiem przyzwoity sezon, w którym osiągał średnio 20,8 punktu, 5,3 zbiórki oraz 5,0 asysty. Wprawdzie pomógł wprowadzić Heat do fazy play-off, jednak z powodu kontuzji sam w niej nie wystąpił, co poskutkowało odpadnięciem jego drużyny już w pierwszej rundzie po przegranej serii z Boston Celtics.
Nadchodzący sezon będzie już czternastym w najlepszej lidze świata dla weterana z Miami. Mimo długiej i bogatej kariery, wciąż w jego cv brakuje tytułu mistrzowskiego. Z kolegami z Heat był już blisko sukcesu, w ostatnich latach dwukrotnie dochodząc do Finałów NBA, jednak nigdy nie udało się postawić kropki nad i. Nawet jeśli jednak nie dopnie swego, trudno nie uznać go za jednego z czołowych przedstawicieli swojej generacji. I to mimo faktu, że jego niektóre wypowiedzi i zachowania mogą nosić znamiona kontrowersyjności. Ale przecież jest tylko człowiekiem.
– Nie sądzę, że ktoś może to zrozumieć, dopóki nie uświadomi sobie, że sportowcy to też ludzie. My też mamy prawo cierpieć, płakać, przeżywać żałobę i wściekłość. Coś może się dziać w naszym życiu, ale nikt z zewnątrz o tym nie wie, tak jak my nie mamy pojęcia, co dzieje się w życiu kogoś z zewnątrz. Ale to nie czyni nas złymi ludźmi – zakończył Butler.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.