Jeden ma na koncie więcej tytułów mistrzowskich, a drugi ma więcej zdobytych punktów. Jeden pomógł NBA stać się globalnym fenomenem, a drugi ten status scementował. Jeden ma oddanych fanów, drugi ma równie zagorzałych kibiców. Obaj są dla wielu osób wielkimi inspiracjami. Michael Jordan oraz Kobe Bryant to bez wątpienia dwa spośród największych koszykarskich nazwisk na świecie, a mimo upływu lat fani Chicago Bulls i Los Angeles Lakers – ale nie tylko – nie przestają ich porównywać.
Jakiś czas temu o podobieństwa między nimi zapytany został Dennis Rodman, a to dobra okazja, by przywołać nie tylko jego słowa, lecz również przywołać słowa kilku innych osób, które w trakcie swojej pracy były blisko ich obu i na własne oczy przekonały się, jacy byli Jordan oraz Bryant. Najwięcej w tej sprawie do powiedzenia miał chyba Phil Jackson, który najpierw przez wiele lat był trenerem Jordana w Chicago, a potem już jako trener Lakers przez wiele sezonów prowadził Bryanta. Już lata temu w swojej książce „11 pierścieni” poruszył więc ten temat.
Phil Jackson
„Michael był bardziej charyzmatyczny i towarzyski niż Kobe. Uwielbiał spędzać czas ze swoimi kolegami z drużyny czy ochroniarzami. Grali w karty, palili cygara, robili sobie żarty. Kobe był inny. Wycofany już jako nastolatek, po części dlatego, że był po prostu młodszy od innych zawodników i nie miał szansy rozwinąć swoich umiejętności społecznych na uniwersytecie. Gdy dołączył do Lakers, to unikał spoufalania się z kolegami. To się jednak zmieniło z wiekiem. Z czasem zaczął wkładać więcej energii w poznawanie innych zawodników, szczególnie gdy drużyna była na wyjazdach”.
„Nie ma wątpliwości, że Michael był twardszym obrońcą, którego dużo bardziej trzeba było się bać. Mógł przedostać się tak naprawdę przez każdą zasłonę i zamknąć w zasadzie każdego gracza swoim intensywnym oraz niezwykle sfokusowanym stylu defensywnym. Kobe sporo się nauczył, studiując sztuczki Jordana, dlatego często korzystaliśmy z niego jak z takiej tajnej broni w bloku defensywnym, kiedy potrzebne było odwrócenie losów spotkania. Kobe ogólnie dużo bardziej polega na swojej elastyczności i zwinności, ale też często ryzykuje i czasem za to płaci”.
„Michael dużo częściej przebijał się przez obrońców swoją siłą, podczas gdy Kobe często próbuje to zrobić w sposób finezyjny. Michael był silniejszy, miał większe barki i krzepką budowę ciała. Miał też ogromne ręce, które pozwalały mu lepiej panować nad piłką i wykonywać subtelne zmyłki. Jordan w sposób naturalny pozwalał też na to, by gra po prostu się działa i nie forsował swojej ręki. Kobe ma natomiast tendencje do forsowania pewnych rzeczy, szczególnie gdy sprawy nie idą po jego myśli. Gdy nie trafia, to i tak zawzięcie będzie próbował, dopóki karta się nie odwróci. Z drugiej strony Michael w takiej sytuacji bardziej skupiłby się na obronie, podawaniu albo stawianiu zasłon, by pomóc swojej drużynie wygrać”.
Dużo więcej podobieństw między MJ-em oraz Kobe widział jednak Jim Cleamons, czyli asystent „Mistrza Zen” zarówno w sztabie Bulls oraz Lakers. Według niego Kobe i Jordan niewiele się od siebie różnili, przynajmniej jeśli chodzi o podejście do koszykówki.
Jim Cleamons
„Byli ulepieni z tej samej gliny. Chodzi o pewną determinację, chęć pracy i zrozumienie, że jeśli mam nad czymś pracować, to stanę się w tym mistrzem. Obaj nie bali się porażek i co ważniejsze obaj chcieli próbować być coraz lepszymi. Jeśli powiedziałoby im się, że czegoś nie zrobią, to zaczęliby pracować tak, by udowodnić, że było się w błędzie”.
Bardzo ciekawą perspektywę na różnice między Jordanem oraz Bryantem podał natomiast Tim Grover, który współpracował z Jordanem przez wiele lat jako jego osobisty trener, zanim w 2007 roku nie został pomocnikiem Bryanta na kilka sezonów. W rozmowie z ESPN przed laty opowiedział więc m.in. o etyce pracy tej dwójki i jak różnili się w podejściu do treningów.
Tim Grover
„Kobe musiał wiedzieć wszystko. Chciał wiedzieć, dlaczego robimy akurat to ćwiczenie. Dlaczego powtarzamy je tyle razy. Dlaczego to, dlaczego tamto. Zawsze pytał dlaczego. Był jak student. Zawsze się uczył. Michael miał inne podejście. Zatrudniłem cię do jakiejś pracy, więc liczę na efekty i nie muszę wiedzieć, dlaczego to robię albo co się w danej chwili. Ale kiedy już zapytam, to lepiej bądź przygotowany mi odpowiedzieć. Michael wiedział też, kiedy odpuścić. Wiedział, że czasem jego ciało potrzebuje odpoczynku i czasu na relaks. Kobe był totalnym przeciwieństwem. Jeśli nie mógł spać, to myślał sobie, że marnuje czas i że powinien iść na salę treningową trochę porzucać”.
Najświeższy głos w sprawie zabrał natomiast wspomniany już Rodman, który spędził z Jordanem łącznie trzy sezony jako zawodnik Chicago Bulls, wygrywając w tym czasie trzy mistrzowskie tytuły. Niedługo po „ostatnim tańcu” dynastii Byków przeniósł się natomiast do Los Angeles, gdzie spędził tylko pół sezonu, ale poznał tam m.in. młodego Bryanta. Teraz sformułował on natomiast bardzo ciekawe porównanie.
Denis Rodman
„Byli całkiem podobni, ale wydaję mi się, że Michael miał większą determinację, by wygrywać. Przejmował nad tym kontrolę. Scottie Pippen też to miał, ale Kobe dopiero taki się stał. Zaczął wzorować swoją grę na Michaelu. Uważam, że Kobe był bardziej jak gimnastyk, gdy grał, natomiast Michael bardziej jak baletmistrz. Przez większość czasu grał niemal na palcach, ale nagle to zmieniał. Boom, boom. Nie wiadomo kiedy i uderzał podwójnym ciosem”.
To o tyle ciekawe, że Bryant w 1998 roku miał brać lekcje stepowania, gdy dowiedział się, że Jordan rzekomo chodził na lekcje baletu, aby nauczyć się lepszej koordynacji. Po latach Kobe potwierdził jednak tylko tę część historii, że rzeczywiście uczył się stepowania, nie zdradzając przy tym, co było dla niego inspiracją. Warto natomiast podkreślić, że swego czasu MJ miał stwierdzić, że tylko Kobe swoją pracą zasłużył sobie na porównania do niego.
Na koniec warto przypomnieć, co o tym wszystkim sądził sam Bryant. Raz pytany był o to, czy określiłby się mianem „najlepszego w historii” i czy uważa się za lepszego od Jordana. – Nigdy nie powiem, że jestem lepszy od Michaela. Mówiąc szczerze, to nauczył mnie tak wiele rzeczy – zarówno poprzez obserwację, jak i przez rozmowy. Nigdy czegoś takiego bym nie powiedział, choćby przez wzgląd na to, ile się od niego nauczyłem – powiedział wtedy.
Innym razem zestawiono go nie tylko z Jordanem, ale też z LeBronem Jamesem i zapytano o to, kto jest najlepszy w historii.
Kobe Bryant
„Ja mam tak, że przejmuję się tymi rzeczami, w których wiem, że mogę być numerem jeden. Jeśli tak nie jest, to w ogóle nie zwracam na to uwagi. Jeśli są tego typu dyskusje, to one nigdy nie przeminą. Ludzie będą się o to spierać w nieskończoność. Nie myślę więc o tym zbyt mocno”.