Od kilku tygodni zdawało się, że Jeff Van Gundy jest pewniakiem do objęcia posady głównego szkoleniowca Houston Rockets. Klub z Teksasu podjął jednak inną decyzję i zdecydował się zatrudnić byłego już asystenta Ricka Carlisle’a.
Już tylko jedna drużyna w NBA wciąż nie ma swojego szkoleniowca. Z listy w środę zniknęli Houston Rockets, którzy koniec końców nie postawili na Jeffa Van Gundy’ego. Dla eksperta stacji ESPN miał to być wielki powrót do ligi i do miejsca, gdzie kilkanaście lat temu trenował po raz ostatni. Ostatecznie do tego powrotu nie doszło, bo Rakiety wybrały Stephena Silasa, dla którego będzie to debiut w roli pierwszego szkoleniowca.
Silas przez ostatnie lata był asystentem u Steve’a Clifforda, a potem u Ricka Carlisle’a w Dallas Mavericks. Karierę trenerską rozpoczął już w 2000 roku jak zaledwie 27-latek. Stał się wtedy najmłodszym asystentem w całej lidze. Wedle doniesień prasowych ma podpisać 4-letnią umowę z Rockets. – To bardzo dobry wybór Rakiet – pochwalił rywala Carlisle, a gratulacje swojemu byłemu już pracownikowi za pośrednictwem twittera złożył także Marc Cuban, właściciel Mavericks:
Warto dodać, że Stephen to syn Paula Silasa, byłego gracza m.in. Boston Celtics, który po odwieszeniu butów na kołek został także szkoleniowcem. Ojciec z synem pracowali zresztą przez jakiś czas razem. To piąty przypadek w historii NBA, że zarówno ojciec, jak i syn, objęli stanowisko pierwszego szkoleniowca. W sztabie Silasa pozostać ma John Lucas, który był jednym z kandydatów do objęcia posady, a asystentami mogą zostać Nate McMillan i Jeff Hornacek.