To był prawdziwy popis w wykonaniu Anthony’ego Edwardsa. 44 punkty, a do tego blok w ostatniej akcji meczu, który przypieczętował zwycięstwo Minnesota Timberwolves nad Indiana Pacers. Tak rodzą się legendy!
Trwa znakomity sezon w wykonaniu graczy Minnesota Timberwolves. Co prawda w czwartek fani Wilków dostali złą wiadomość, gdy okazało się, że jeden z liderów — Karl-Anthony Towns — uszkodził łąkotkę i musi przejść operację, przez co opuści najprawdopodobniej resztę sezonu zasadniczego (powinien jednak wrócić na początku fazy play-off), natomiast mimo absencji środkowego Timberwolves dali radę wygrać 113:111 z Indiana Pacers na wyjeździe.
Główną rolę odegrał Anthony Edwards, który w kluczowych momentach przejął mecz i w efektowny sposób zapewnił swojej drużynie zwycięstwo. Najpierw przy remisie 105:105 na nieco ponad minutę przed końcem trafił zza łuku, a niedługo później podwyższył prowadzenie Wolves do pięciu punktów trafieniem z półdystansu. Potem trafił trudny rzut w odpowiedzi na trójkę Mylesa Turnera. Pacers nie mieli jednak zamiaru się poddawać.
Aaron Nesmith sfaulowany przy rzucie za trzy punkty wykorzystał wszystkie rzuty wolne i zmniejszył straty gospodarzy do zaledwie jednego punktu. Pacers specjalnie sfaulowali Edwardsa, wysyłając go w ten sposób linię rzutów wolnych. Lider Wolves w tym sezonie już kilka razy mylił się w ważnych momentach i podobnie było tym razem, bo wykorzystał tylko jedną z dwóch prób. Po drugim niecelnym rzucie Pacers mieli więc szansę na wyrównanie.
Jednak wtedy stało się to:
Edwards nie miał czasu rozpamiętywać swojego pudła na linii rzutów wolnych. Pognał za piłką i zaliczył jeden z najefektowniejszych bloków tego sezonu (a może nawet i kilku ostatnich sezonów), przypieczętowując jednocześnie w ten sposób zwycięstwo Minnesoty. 22-latek wyskoczył przy tym bloku tak wysoko, że uderzył głową o obręcz! Było to idealne zwieńczenie znakomitego występu Edwardsa, który zdobył też 44 punkty.
– Uderzyłem głową chyba o obręcz. Boli całkiem mocno. I jeszcze wylądowałem na nadgarstku. Nigdy w życiu tak wysoko nie wyskoczyłem – mówił bohater Wolves na gorąco po meczu. Warto dodać, że już w pierwszej minucie spotkania Edwards podkręcił kostkę i zszedł z boiska, a po powrocie zaliczył twarde lądowanie w jednej akcji, lecz mimo tego udało mu się zaliczyć świetne spotkanie. 29 ze swoich 44 punktów zdobył w drugiej połowie.
Po spotkaniu jeden z dziennikarzy usłyszał, jak fan Pacers zwrócił się do swojego syna:
– Właśnie obejrzałeś, jak legenda wygrywa mecz koszykówki – oznajmił kibic.
Trudno nie zgodzić się z takim wrażeniem, bo Edwards rzeczywiście ma to „coś”, co sprawia, że w najważniejszych momentach spotkania wchodzi na jeszcze wyższy poziom i dostarcza niesamowitych emocji, prowadząc Wolves do kolejnych zwycięstw. Dla Wilków była to 44. wygrana w tym sezonie. Nikt na Zachodzie nie ma więcej zwycięstw. Ekipa z Minneapolis z bilansem 44-19 cały czas przewodzi więc w tabeli Konferencji Zachodniej, mając o jedną wygraną więcej od drużyny Thunder.