Choć wygląda na to, że przygoda Zacha LaVine’a z Chicago Bulls powoli dobiega końca, to jego potencjalny transfer nie będzie wcale łatwy do przeprowadzenia. Adrian Wojnarowski z ESPN informuje, że w tym momencie jakakolwiek wymiana jest bardzo daleka od realizacji i wskazuje główne czynniki takiego stanu rzeczy.
Kierownictwo Chicago Bulls starało się stosunkowo długo i uporczywie trzymać projektu, który ostatecznie nie miał prawa wypalić. Tegoroczne wyniki Byków mówią jednak same za siebie. Po 20 spotkaniach ekipa z Wietrznego Miasta zajmuje odległe 13. miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej z kiepskim bilansem 6-14.
Po serii pięciu kolejnych porażek Bulls zdołali w końcu odnieść zwycięstwo, pokonując faworyzowanych Milwaukee Bucks. Co ciekawe, w ich składzie zabrakło wówczas zarówno DeMara DeRozana, jak i Zacha LaVine’a. Trzon, który miał stanowić o sile Byków, po prostu się nie sprawdza i wiele wskazuje na to, że to koniec przygody Chicago w obecnej postaci.
O transferze Zacha LaVine’a mówi się już od dobrych kilku miesięcy, ale plotki nasiliły się dopiero w ostatnich tygodniach. W międzyczasie 28-latek zdążył opuścić parkiet po zakończonym spotkaniu z grymasem na twarzy, co tylko wznieciło wszelkie doniesienia o jego przyszłości. Wygląda na to, że nawet włodarze klubu nie ukrywają już, że liczą na transfer swojego obrońcy.
Adrian Wojnarowski z ESPN wskazuje jednak na powody, dla których do wymiany z udziałem 28-latka może ostatecznie nie dojść. Chodzi głównie o monstrualne zarobki zawodnika, który prawdopodobnie w żadnym zespole, do którego by trafił, nie byłby opcją numer jeden. Woj podkreśla, że na ten moment jakakolwiek finalizacja transferu jest bardzo daleka od realizacji i nic konkretnego się tak naprawdę w tym kierunku nie dzieje.
– To kombinacja kilku powodów. Kontrakt LaVine’a obowiązuje jeszcze przez cztery lata ze średnią 45-46 milionów dolarów za rok. Chodzi też o jego produktywność. W tym momencie jest poza grą z uwagi na kontuzję stopy. Pojawia się i znika z rotacji. Zespoły zadają sobie pytanie – jak bardzo Zach LaVine wpływa na zwycięstwo, szczególnie biorąc pod uwagę jego zarobki i nowe przepisy. Zadajesz sobie pytanie Czy sięgasz po niego, by był twoim najlepszym zawodnikiem?. Nie. Twoim drugim najlepszym zawodnikiem? Nie. Jeżeli jest twoim trzecim najlepszym zawodnikiem, to czy chcesz płacić mu takie pieniądze? – sugeruje dziennikarz.
Zwróćmy uwagę na zespoły, które wyraziły rzekomo zainteresowanie LaVine’em. Los Angeles Lakers? Lavine byłby najprawdopodobniej trzecią opcją za Anthonym Davisem i LeBronem Jamesem. Philadelphia 76ers? Joel Embiid i Tyrese Maxey. Inaczej sytuacja miałaby się, gdyby Zach wylądował w Toronto Raptors, bo ci najprawdopodobniej musieliby poświęcić sporą część swojego trzonu, ale ruch ten nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem dla żadnej ze stron.
Za bieżące rozgrywki LaVine zainkasuje 40 milionów dolarów. Jego ostatni rok kontraktu, który notabene jest opcją zawodnika, opiewa o niemal 49 milionów. Trzeba jednak pamiętać, że po wygaśnięciu obecnej umowy, obrońca Bulls będzie miał tylko 31 lat.
– Bulls chcą otrzymać w zamian jakąś wartość. Na ten moment, żeby to transferu doszło, musi zacząć grać dobrze. Musi grać dobrze i wpływać na wygrywanie. To właśnie to z pewnością zespoły będą chciały zobaczyć przy analizowaniu możliwości jego wymiany – dodał Woj.
LaVine notuje w tym sezonie średnio 21 punktów (najmniej od sezonu 2017/18), 4,9 zbiórki oraz 3,4 asysty na mecz, trafiając 44,3% wszystkich rzutów z gry (najmniej od 2017/18), w tym 33,6% zza łuku (najmniej od 2017/18).
Nie ulega wątpliwości, że takie problemy trzeba było brać pod uwagę od samego początku rozmów o potencjalnym transferze LaVine’a. Wydaje się jednak, że gdyby obrońca notował lepszą formę, to z pewnością znaleźliby się chętni na jego usługi. W podobnym położeniu znalazł się niedawno James Harden. Choć LaVine’owi daleko do poziomu, który u szczytu swoich możliwości prezentował Harden, to tamta sytuacja może doprowadzić nas do pewnych wniosków.