Draft combine to właściwie ostatnia z szans, jakie mają kandydaci do NBA, by ostatecznie przekonać do siebie przedstawicieli drużyn. Dla niektórych to swoiste być albo nie być. Jednym z największych pozytywnych zaskoczeń poniedziałkowej sesji treningowej okazał się Bronny James. Zdecydowanie powyżej oczekiwań spisał się też inny z prospektów – Zach Edey.
Nie da się ukryć, że większość oczu była skierowana na Bronny’ego Jamesa, co nie znaczy, że rezultaty innych zawodników pozostały bez echa. Mierzący 224 centymetry wzrostu Kanadyjczyk o chińskich korzeniach w dniu wczorajszym obchodził 22. urodziny i sprawił sobie całkiem sympatyczny prezent. Dzięki dobrej postawie na treningach, do której jeszcze przejdziemy, najprawdopodobniej zwiększył swoje szanse na zostanie wybranym w pierwszej dziesiątce draftu. Ale kim w ogóle jest Zach Edey?
Ze szczególnie dobrej strony pokazał się podczas ostatniego March Madness, gdy poprowadził ekipę Purdue Boilermakers aż do wielkiego finału (tam lepsi okazali się rywale z UCONN). Mimo wszystko kanadyjski olbrzym został doceniony za swoją postawę. Drugi rok z rzędu wybrano go najlepszym koszykarzem akademickim w kraju. Takich wyróżnień nie otrzymuje się za piękne oczy.
W ciągu czterech lat spędzonych na uczelni Edey rozegrał 138 meczów, w których spędzał na parkiecie średnio po 32 minuty, notując liczby na poziomie 18,0 punktów, 9,0 zbiórek oraz 1,7 bloku. Jest rekordzistą szkoły pod względem ilości zebranych piłek (1,178) oraz zaliczonych double-double (55). To wreszcie dopiero szósty zawodnik w historii konferencji Big Ten, który osiągnął przynajmniej 2000 punktów oraz 1000 zbiórek. W teorii ma papiery by poradzić sobie na poziomie NBA.
W praktyce jednak wielokrotnie był krytykowany i uznawany za przestarzały tryb centra, który nie ma szans na odnalezienie się w dzisiejszej koszykówce. Niektórzy eksperci zgadzają się, że Zach jest wybitny w obronie, a jego zasłon nie powstydziłby się sam Marcin Gortat. Dodatkowo na wysokim poziomie stoją jego zbiórki, także ofensywne, oraz kończenie akcji w drugie tempo po odzyskanej piłce. Głównym zarzutem w przypadku Edeya jest fakt, że kompletnie nie potrafi rzucać za trzy. Z tego tytułu, zdaniem krytyków, nie ma szans na bycie wybranym wyżej niż w połowie pierwszej rundy.
Wydaje się jednak, że ewidentne postępy, jakie olbrzymi Kanadyjczyk zaprezentował podczas treningów przed draftem mogły otworzyć oczy niektórym niedowiarkom. Szereg testów, którym poddawani są zawodnicy podczas draft combine wykazał u Edeya niezaprzeczalną poprawę pod względem choćby zeszłego roku.
Statystyki Zacha po zakończonych treningach pokazują, że trafiał na skutecznościach 90% (rzuty osobiste), 60% (z półdystansu) i 56% (zza łuku), co stanowi całkiem nie najgorszy wynik. Tym samym wychowanek Purdue pokazał, że nie najgorzej radzi sobie z rzutami za trzy, co może zniwelować kilka krążących wokół niego znaków zapytania.
Nie ma co udawać, że – choć imponująca – jego postawa podczas sesji treningowych była pozbawiona wad. Niektórzy zarzucają mu, że w porównaniu z innymi wysokimi, jak Alex Sarr czy Donovan Clingan, ma dość niekonwencjonalną technikę rzutową. Do tego niemal wiralem stała się lekka szyderka, z jaką komentowano styl biegu Kanadyjczyka. To jednak elementy, które są jak najbardziej do poprawy. Tym bardziej, że w NBA nie brakuje trenerów, którzy mogą pomóc chłopakowi usprawnić to i owo.
Choć na treningach strzeleckich Edey nie musiał sobie radzić z obrońcami przeciwnika, jego forma zwiastuje zawodnika, który dzięki powtórzeniom i doświadczeniu będzie w stanie dać wiele swojej drużynie. Przy usprawnieniu niektórych elementów, reprezentant Kanady ma papiery ku temu, by – przynajmniej pod względem defensywnym – dominować w NBA. Podczas sesji w Chicago nie odstawał od stawianego wyżej w drafcie innego wysokiego, czyli Donovana Clingana z UCONN, a w niektórych aspektach nawet go przewyższał.
Pozostaje pytanie z jakim numerem zostanie wybrany Zach Edey i która z drużyn zdecyduje się po niego sięgnąć. Jeśli znajdzie się w pierwszej dziesiątce, dobrym wyborem wydają się San Antonio Spurs, gdzie Kanadyjczyk mógłby rozkwitnąć pod czujnym okiem Gregga Popovicha, grając obok samego Victora Wembanyamy. Jeśli w Teksasie zdecydują się na inną opcję, 22-latek mógłby trafić na przykład do Chicago Bulls (#11 pick) albo Miami Heat (#15 pick). A co na to sam zainteresowany?
– Na tym polega NBA. Jest jak drabina, po której musisz się wspiąć. Nie możesz wejść do ligi i z miejsca oczekiwać, że będziesz odgrywał ważną rolę. Musisz na nią zasłużyć, dobrze spisywać się na treningach, dawać z siebie wszystko. Wtedy przyjdą dodatkowe minuty. Przyjmę każdy scenariusz, jaki mnie czeka – odpowiedział na konferencji prasowej zapytany o to, czy widzi się w ekipie Byków, którzy potrzebują rezerwowego centra.
Innym potencjalnym kierunkiem dla Edeya mogą być Memphis Grizzlies. Zach Kleiman, GM ekipy z Tennessee wyraźnie zapowiedział, że po odejściu Stevena Adamsa priorytetem na nadchodzący offseason będzie pozyskanie wysokiego zawodnika, mogącego współzawodniczyć z Jarenem Jacksonem Jr.
– Memphis… lubię Memphis. Interesują się mną od jakiegoś czasu – stwierdził 22-latek podczas jednego z wywiadów. A jak sam chciałby się zareklamować potencjalnym zainteresowanym? Na to też miał gotową odpowiedź.
– Nigdy nie będę tak niezmordowanym wysokim zawodnikiem jak choćby Kevin Durant. To nie jestem ja. Mierzę 224 centymetry, ważę 136 kilogramów. Jestem stworzony do gry w pomalowanym, zaznaczać tam swoją obecność i bronić terenu. I właśnie to zamierzam dalej robić. Myślę, że w NBA jest paru zawodników o podobnej charakterystyce, jak Valanciunas, Adams czy Zubac. To goście, którzy odnieśli wielki sukces w NBA. Zamierzam iść ich śladem i zobaczymy gdzie mnie to zaprowadzi – zakończył.