Memphis Grizzlies całkiem przyzwoicie rozpoczęli sezon 2024-25, wygrywając dwa z trzech pierwszych meczów. Wprawdzie za wcześnie jest jeszcze by mówić o ewidentnej poprawie względem poprzedniej kampanii, która upłynęła pod znakiem plagi kontuzji, ale zaczyna to wyglądać interesująco. Szczególnie ciekawie prezentuje się Jay Huff. Rezerwowego środkowego Miśków można śmiało nazwać odkryciem początku rozgrywek, choć na stawianie go w roli faworyta do nagrody Most Improved Player jest jeszcze o wiele za wcześnie.
27-letni podkoszowy to jedna z bardziej pozytywnych historii w drużynie Memphis Grizzlies, biorąc pod uwagę trzy dotychczas rozegrane spotkania. Podopieczni Taylora Jenkinsa zdecydowanie potrzebowali poprawić się rzutowo i w zakresie obrony obręczy, szczególnie przy podatności na kontuzje Jarena Jacksona Jr’a i braku doświadczenia na tym poziomie debiutanta Zacha Edeya. Trzeba przyznać, że były koszykarz Los Angeles Lakers, Washington Wizards i Denver Nuggets wykonał w tym zakresie solidną pracę. Grając średnio po 19 minut na mecz, zapisywał na swoje konto po 13 punktów, 3,3 zbiórki oraz 1,7 bloku. Trafiał 63,6% wszystkich rzutów z gry, w tym aż 57,1% z dystansu, co jest rzadko spotykane u gracza jego gabarytów (216 centymetrów wzrostu).
W związku z tym w Memphis postanowiono nie czekać, aż ktoś sprzątnie im tego zawodnika sprzed nosa. Według informacji podanych w poniedziałek przez Shamsa Charanię z ESPN, dotychczasowy dwustronny kontrakt Huffa został zmieniony na standardową, czteroletnią umowę. Tym samym środkowy Grizzlies dołącza do Scotty’ego Pippena Jr’a, który również niedawno spotkał się z tego rodzaju awansem w hierarchii drużyny.
Wychowanek Uniwersytetu Virginia nie został wybrany w drafcie w roku 2021, jednak poprzednie trzy lata spędził krążąc między NBA a jej zapleczem. W najlepszej lidze świata, nie licząc obecnego sezonu, zdołał rozegrać zaledwie 31 meczów, w których pojawiał się na parkiecie na średnio 5,3 minuty. Tak naprawdę dotychczas nigdzie nie dostał prawdziwej szansy, a że grać potrafi udowadniał choćby w barwach Capital City Go-Go (filia Wizards), gdy zdobywane średnio cztery bloki na mecz pozwoliły mu zdobyć nagrodę obrońcy roku w G League.
Wygląda na to, że swoje miejsce na ziemi odnalazł w Tennessee. Już w offseasonie prezentował się z ciekawej strony, dobrze współpracując chociażby z debiutantem Yukim Kawamurą. Po rozpoczęciu sezonu regularnego również, przy absencji Jacksona Jr’a, otrzymał swoją szansę jako zmiennik Edeya i trzeba przyznać, że ją wykorzystał. Nic dziwnego, że zarząd Grizzlies to właśnie jemu postanowił zaproponować ostatnie, piętnaste miejsce w rosterze na standardowym kontrakcie. Tym samym Miśki mają jeszcze wakat dla zawodnika na kontrakcie typu two-way – dwa z trzech dostępnych spotów zajmują wspomniany Japończyk i inny debiutant, Cam Spencer.
Czy jednak zmiana warunków umowy coś w ogóle 27-latkowi daje? Właściwie to tak. Edey, jako wciąż niedoświadczony na tym poziomie zawodnik, będzie miał wahania formy, a i odpoczynek też mu się przyda od czasu do czasu. Nie jest też tajemnicą, że JJJ, na którego absencji Jay nieco skorzystał, miewa problemy zdrowotne, a w dodatku lepiej się czuje jako silny skrzydłowy. W tej sytuacji powrót 25-latka do gry wcale nie musi oznaczać drastycznego zmniejszenia liczby minut dla odkrycia trzech ostatnich gier. Taki zawodnik, który dodatkowo potrafi przymierzyć zza łuku, to bardzo dobra opcja, nawet jeśli będzie tylko wchodził z ławki. Wszystko jednak, jak zwykle, wyjdzie w praniu.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.