Teoretycznie rzecz biorąc, Oklahoma City Thunder potrzebują jeszcze tylko dwóch zwycięstw, by dostarczyć miastu pierwszy tytuł mistrzowski od czasu przeprowadzki z Seattle w 2008 roku. Wprawdzie trofeum nie jest jeszcze sprawą pewną, bo Indiana Pacers z pewnością tanio skóry nie sprzedadzą, to jednak największe gwiazdy drużyny trenowanej przez Marka Daigneaulta już teraz otrzymują zewsząd pochwały.
Na umowny piedestał stawiany jest przede wszystkim Shai Gilgeous-Alexander, świeżo upieczony MVP sezonu regularnego. Kanadyjczykowi dzielnie sekunduje Alex Caruso, o którego wpływie na grę Oklahoma City Thunder mogliście u nas przeczytać na przykład w tym miejscu. No i jest jeszcze Jalen Williams.
Jeszcze przed startem fazy play-off 24-latek musiał spotykać się z krytyką. wielu ekspertów wątpiło, czy popularny J-Dub jest wystarczająco dobrą drugą opcją do tego, by OKC mogli z optymizmem wypatrywać swoich szans na mistrzostwo. Tymczasem tegoroczny All-Star pokazał, że spływa to po nim jak woda po kaczce, w samym tylko postseasonie zapisując na swoje konto średnio 20,8 punktu, 5,7 zbiórki, 5,1 asysty i 1,5 przechwytu na mecz, niemal powtarzając tym samym swoje statystyki z sezonu zasadniczego. Jego konsekwentny wkład na grę mistrzów Konferencji Zachodniej po obu stronach parkietu sprawił, że zamiast głosów krytyki, teraz mierzy się z porównaniami do jednego z najlepszych zawodników w historii NBA.
Gdy w programie „Get Up” padło pytanie o najważniejszy czynnik decydujący o wygranej w meczu numer pięć, Brian Windhorst akurat mówił o znaczeniu Jalena i jego wsparciu dla Gilgeous-Alexandra. To właśnie wówczas dziennikarz ESPN wspomniał, że słyszał w całej lidze, iż ludzie wierzą, że Williams będzie miał karierę podobną do samego Scottiego Pippena.
– Kluczową różnicą w czwartym meczu było to, jak SGA [Gilgeous-Alexander] współpracował z Jalenem Williamsem. Są w tej lidze ludzie, którzy uważają, że Jalen Williams może mieć karierę podobną do tej Scottiego Pippena, ponieważ potrafi równie dobrze grać po obu stronach parkietu- stwierdził Windhorst.
W tej chwili to porównanie jest zdecydowanie na wyrost. Legendarny skrzydłowy był kluczową postacią Chicago Bulls w latach 90-tych, u boku między innymi Michaela Jordana dokładając całą taczkę cegieł do aż sześciu tytułów mistrzowskich. 59-letni dziś były już koszykarz był idealną opcją numer dwa, prezentując równą skuteczność zarówno w obronie, jak i w ataku. Williams również zdaje się uosabiać te cechy, stąd to śmiałe porównanie.
W przywoływanym przez Windhorsta meczu numer 4 J-Dub przez pierwsze trzy kwarty pełnił rolę głównego rozgrywającego, tworząc tym samym korzystne sytuacje dla swojego kanadyjskiego kolegi z drużyny. W dodatku w samej tylko czwartej odsłonie meczu, wspólna gra z 24-latkiem umożliwiła SGA zdobycie 15 punktów , co ostatecznie doprowadziło do tego, że w ciągu ostatnich trzech i pół minuty spotkania Thunder mieli znakomitą serię 12:1. Ten duet – zachowując wszelakie proporcje – może rządzić w lidze przez lata, jak niegdyś Jordan z Pippenem.
– Prowadzenie gry jako rozgrywający przez pierwsze trzy kwarty, a potem współpraca w duecie, by wymusić lepsze ustawienie dla SGA. To Jalen Williams był tym, który odblokował SGA przez cały ten mecz, a ten duet i ich współpraca mogą być czymś wielkim – nie tylko dziś wieczorem, ale przez całą następną dekadę w NBA – zauważył Windhorst.
Wydaje się, że jeśli któraś z obecnych drużyn jest potencjalnym kandydatem do miana kolejnej dynastii w najlepszej lidze świata, to są to właśnie Thunder – młoda, pełna polotu i ambicji, ekscytująca do oglądania drużyna legitymująca się fantastyczną atmosferą, dla której to dopiero – znając możliwości Sama Prestiego – początek marszu ku wielkości. Czy w meczu numer pięć postawią pierwszy krok na tej drodze? Odpowiedź poznamy w nocy z poniedziałku na wtorek – start o 2:30 polskiego czasu.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!