Przez ostatnie kilka tygodni San Antonio Spurs byli zmuszeni radzić sobie bez swojej największej gwiazdy, Victora Wembanyamy. Francuz, który zmagał się z naciągnięciem łydki, jest już jednak gotów do gry i wszystko wskazuje na to, że wystąpi w najbliższym meczu z Oklahoma City Thunder. Co więcej, jego ostatnie wypowiedzi doskonale pokazują dość swobodny balans między skromnością, a pewnością siebie. Zapytany przez ESPN o najlepszych zawodników NBA, młody podkoszowy przedstawił swoją wizję ligowej hierarchii po czym skierował uwagę także na siebie.
Wielu kibiców, przedstawicieli mediów i innych ekspertów za najlepszego obecnie gracza NBA uważa trzykrotnego MVP, Nikolę Jokicia. Innego zdania zdaje się być Victor Wembanyama. Gwiazdor San Antonio Spurs zasugerował, że jego starszy kolega po fachu ma pewne braki, zwłaszcza w umiejętnościach defensywnych, które wykluczają go z takiego grona.
– Uważam, że Jokić jest najlepszym zawodnikiem ofensywnym. Nie sądzę jednak, żeby był najlepszym graczem – podsumował Wemby lidera Denver Nuggets. Zapytany, kto w takim razie w jego opinii jest numerem jeden, wskazał na dwie gwiazdy grające po obu stronach parkietu, ale nie omieszkał wspomnieć też o sobie.
– Trudno jednoznacznie ocenić. Myślę, że to rywalizacja między Giannisem a Shaiem. Kiedy wrócę na parkiet, uważam, że to będę ja – stwierdził bez ogródek.
Nie da się ukryć, że każdy z tej dwójki – lub trójki, jeśli liczyć też Jokera – zrobił wiele, by stać się kandydatem do nagrody MVP. Zresztą wszyscy mają przynajmniej po jednym takim wyróżnieniu na koncie. W tym roku faworytem do już czwartego w swojej karierze trofeum jest póki co reprezentant Serbii, który notuje średnio 29,5 punktu, 12,3 zbiórki, 10,9 asysty i 1,4 przechwytu na mecz. Rzecz jasna, w najlepszej koszykarskiej lidze świata nie ma w tej chwili innego gracza, który – w uśrednieniu – co spotkanie zaliczałby triple-double.
Dwaj pozostali również nie mają się czego wstydzić. Giannis Antetokounmpo, obecnie kontuzjowany, a myślami być może znajdujący się już poza Milwaukee Bucks, jest jednym z najlepszych obrońców ligi, a przy tym zapisuje na swoje konto średnio 28,9 punktu, 10,1 zbiórki i 6,1 asysty.
Podobnie rzecz się ma z wciąż aktualnym MVP. Shai Gilgeous-Alexander wciąż ma zasłużone miejsce w czołówce ligowych strzelców, a przy tym odgrywa znaczącą rolę w defensywie Oklahoma City Thunder, którzy jak dotąd przegrali w tym sezonie tylko jedno spotkanie. Kanadyjczyk notuje średnio 32,6 punktu, 4,6 zbiórki, 6,5 asysty i 1,5 przechwytu.
Victor z kolei, pozostając poza grą od 14 listopada, w ostatnim czasie nie mógł mieć większego wpływu na postawę swojego zespołu. Przed kontuzją zdołał jednak wystąpić w 12 spotkaniach, w których imponował wszechstronnością. Młody gwiazdor Spurs zdobywał wówczas średnio 26,2 punktu, 12,9 zbiórki, 4 asysty i 3,6 bloku na mecz, trafiając 50,2% wszystkich rzutów z gry. W tych spotkaniach podopieczni Mitcha Johnsona osiągnęli bilans 8-4, co dobitnie pokazało, jak bardzo obecność Francuza podnosi potencjał drużyny.
Czy jednak o Wembym już teraz można mówić jako o najlepszym koszykarzu NBA? Nie jest tajemnicą, że chwała jest mu pisana, ale na tę chwilę chyba jeszcze na to za wcześnie. Po pierwsze – w przeciwieństwie do wyżej wymienionych nie ma na koncie mistrzostwa (jeszcze?). Niewykluczone jednak, że po jego powrocie Spurs staną się jednym z poważniejszych kandydatów do walki o najwyższe cele.
Po drugie – także w bezpośrednich pojedynkach młody Francuz jeszcze nieco odstaje od starszych kolegów po fachu. W jego starciach z Jokiciem póki co górą, w stosunku 4-2, jest Serb. Według wyliczeń StatMuse, w meczach przeciwko Wemby’emu lider Nuggets notuje średnio 36,8 punktu, 11,3 zbiórki i 8,5 asysty, trafiając przy tym 55,5% wszystkich rzutów z gry.
Gdy obaj panowie zmierzyli się po raz ostatni, 4 stycznia bieżącego roku, Nikola spędził na parkiecie 43 minuty, zdobywając w międzyczasie 46 „oczek”, 10 razy obsługując kolegów ostatnimi podaniami i zbierając dziewięć piłek. Potem już – ze względu na problemy zdrowotne Victora – nie mieli okazji się spotkać.
Nic jednak nie ujmując Wembanyamie, pewność siebie towarzyszy mu właściwie od momentu wejścia do ligi. Rozgrywający w niej już trzeci sezon zawodnik wraca w idealnym momencie – San Antonio zmierzy się z OKC w półfinale NBA Cup, więc Victor będzie miał szansę potwierdzić swoje słowa, mierząc się na parkiecie z liderem przeciwników, Shaiem.
Trzeba przyznać, że w tym sezonie wpływ 21-latka wykracza daleko poza obiegające internet efektowne bloki i akcje. Gdy jest na boisku, wypełnia każdą rubrykę statystyk: punktuje z wysoką skutecznością, stanowi filar obrony, świetnie zbiera i stwarza rywalom problemy nie do pozazdroszczenia. Z nim w składzie Spurs wyglądają na potencjalnego „czarnego konia” w wyścigu po tytuł, a sama jego obecność zmienia sposób gry niejednego przeciwnika.
Nawet przywołana wypowiedź wbrew pozorom, zamiast zbytniej pewności siebie, odzwierciedla raczej szersze nastawienie. Wemby nie unika ligowej elity. Zamiast tego analizuje ją, darzy szacunkiem i otwarcie wierzy, że jemu również należy się miejsce w tym gronie.
Giannis, Jokić i Shai reprezentują różne drogi do dominacji, lecz Francuz zdaje się sądzić, że jego „sufit” jest jeszcze wyższy, nie tylko ze względu na gabaryty. Zresztą on nie ogłasza się już teraz „Królem NBA”, lecz raczej składa obietnicę na przyszłość. A jeśli zdoła uniknąć dalszych problemów zdrowotnych i jego postawa na parkiecie nadal będzie dorównywać pewności siebie, nie potrwa długo, zanim ją spełni.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!










