Na to byśmy nie wpadli. Russell Westbrook po meczu z Milwaukee Bucks przyznał, że ma problemy z plecami, ponieważ… za mało gra. Zawodnik oczywiście wyjaśnił swoje stanowisko i w gruncie rzeczy nie jest ono aż tak absurdalne, choć nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszeliśmy.
Sytuacja Russella Westbrooka w Los Angeles jest – mówiąc delikatnie – nie do pozazdroszczenia. Zespół utknął z rozgrywającym, który wyraźnie nie pasuje do całej koncepcji. Po przegranym przez Los Angeles Lakers meczu z Milwaukee Bucks, Russell Westbrook w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że bolą go plecy. Gdy został poproszony o wyjaśnienie swoich problemów, usłyszeliśmy coś, czego prawdopodobnie się nie spodziewaliśmy.
– To problem, który pojawia się i znika – mówił na konferencji prasowej. – Nie jestem przyzwyczajony do siedzenia na ławce tylu minut, a potem szybkiego wchodzenia do gry. Moje plecy odrobinę sztywnieją. To samo mam, jak się budzę. To wpływa też na moje biodra, więc staram się być cały czas w optymalnej formie, by być gotowy do pomocy drużynie – dodał. Jaki zatem jest wniosek tej wypowiedzi?
Wychodzi na to, że Russell ma problemy zdrowotne, bo za mało gra. Szczerze mówiąc nigdy nie słyszeliśmy o tym, by zwiększenie obciążenia meczowego miało rozwiązywać jakiekolwiek problemy zdrowotne, ale kto wie, jak to działa w przypadku Westbrooka. W międzyczasie weteran stara się znaleźć nić porozumienia ze swoimi kolegami. W tym sezonie notuje średnio 18,3 punktu, 7,8 zbiórki i 7,6 asysty trafiając 43,5 FG% i 29,8 3PT%.