Jeżeli brak przedłużenia kontraktu z Frankiem Vogelem można traktować, jako niezrozumiały ruch ze strony zarządu Indiany Pacers, to ciężko będzie sklasyfikować wybranie Nate’a McMillana jego następcą. Według Adriana Wojnarowskiego, strony finalizują umowę, której szczegóły nie są jednak jeszcze znane.
Larry Bird tą decyzją narobił sobie sporą liczbę wrogów wśród kibiców Pacers. Ci liczyli bowiem, że zmiana trenera z Franka Vogela na innego, będzie wiązała się ze znaczącym nazwiskiem w lidze. Nate McMillan nie jest w tej profesji żółtodziobem, jednak czytając argumenty Birda przemawiające za jego decyzją, można było się spodziewać nieco innego ruchu.
–Chciałbym, żeby ten zespół grał szybszą koszykówkę, żebyśmy zdobywali więcej punktów, niż zdobywaliśmy do tej pory – komentował Bird po tym, jak Vogel nie otrzymał od niego przedłużenia kontraktu.
McMillan natomiast ze swoimi poprzednimi zespołami, które prowadził (SuperSonics, Blazers), klasyfikował się w dolnej części tabel, jeśli chodzi o liczbę posiadań w meczach i liczbę zdobywanych punktów na spotkanie. Bird więc sam sobie zaprzeczył i pokazał, że przy wyborze skupił się na szkoleniowcu, którego zarobki pochłoną mniej z kasy zespołu.
Efektem ubocznym takiego ruchu, w przypadku braku sukcesu w następnym sezonie, może być utrata ich najlepszego zawodnika, którym na chwilę obecną jest Paul George. Wydawało się, że młodzi gracze, których Pacers będą teraz rozwijać, byliby znakomitym uzupełnieniem dla All-Stara. Ruchy wykonywane przez Birda są jednak teraz wielką zagadką i ciężko stwierdzić, czy zawodnikowi, którym interesuje się wiele klubów ligi, będzie chciało się je rozwiązywać.
McMillan prowadził do tej pory dwa kluby NBA jako pierwszy szkoleniowiec. W latach 2000-2005 dowodził Seattle SuperSonics, natomiast od 2005-2012 był pierwszym trenerem Portland Trail Blazers. Od 2013 roku był asystentem w Indianie Pacers.