„Nazywam się LeBron James, pochodzę z Akron w Ohio, z centrum miasta. Nie powinno mnie tu być. To wystarczy. Codziennie gdy wchodzę do szatni i widzę koszulkę z numerem 6 i nazwiskiem James na plecach, czuję błogosławieństwo. Cokolwiek powiedzą o mnie – nie ma to znaczenia, nie mam żadnych zmartwień”


Te słynne słowa wypowiedział King James, kiedy odbierał swoją drugą statuetkę dla MVP finałów w 2013 roku. Ponad siedem lat później jego wypowiedź sparafrazować mógł Duncan Robinson, gdy 30 września 2020 roku wychodził na parkiet hali ośrodka Walta Disneya w Orlando, aby w pierwszym meczu finałów zmierzyć się z LeBronem i prowadzonymi przez niego Los Angeles Lakers.

To opowieść o samozaparciu, nieustępliwości, ciężkiej pracy, odporności psychicznej, konsekwentnym udowadnianiu swojej psychice, że jednak należy się do wielkiego świata NBA. Nie byłoby to możliwe bez przezwyciężenia syndromu oszusta (Impostor syndrome), z którym przecież zmaga się tak wiele osób.

Duncan to aktualnie jeden z najlepszych strzelców w NBA, co znajduje potwierdzenie w rekordach jakie notuje. Jeszcze na początku stycznia, w trzeciej kwarcie meczu przeciwko Boston Celtics, rzucił swoją trzy setną „trójkę” w NBA. Potrzebował do tego zaledwie 95 meczów – teraz już nikt, nawet sam Robinson, nie wątpi w to, że należy się mu nie tylko miejsce w NBA, ale i spora podwyżka, gdy obowiązujący kontrakt przestanie obowiązywać. A przecież z wiarą we własne umiejętności bywało u niego różnie:

Miał świetne lato, pobił chyba wszystkie nasze strzeleckie rekordy, a i tak nie miał w sobie zbyt wiele pewności siebie, nie był pewny, czy w ogóle powinien się znajdować w tym miejscu. Nie możesz mieć takiego bałaganu w głowie, kiedy jesteś tak dobry. Musisz mieć jasny umysł – powiedział Erik Spoelsta, który też przecież przeszedł długą drogę zanim stał się jedną z twarzy klubu z Florydy.

Czym jednak jest impostor syndrome? Jest to zjawisko psychologiczne, które polega na tym, że nie jesteśmy przekonani, co do tego, że osiągnęliśmy sukces dzięki ciężkiej pracy i posiadanym umiejętnościom. Zwalamy to na szczęście oraz żyjemy w przeświadczeniu, że w końcu nasze „oszustwa” ujrzą światło dzienne, zostaniemy przyłapani. Szczególnie podatni na to są perfekcjoniści, ludzie, którym nagle zaczęło iść jak po grudzie w życiu zawodowym, ale także indywidualiści proszący o pomoc inne osoby. Sprowadza się to do tego, że psychika podpowiada nam, że tak naprawdę nie należymy do pewnego grona, nie powinniśmy piastować określonych stanowisk czy uprawiać sportu na zawodowym poziomie. Może być to wywołane przez szereg różnych czynników.

Robinson przyszedł na świat jako trzecie dziecko Elisabeth i Jeffreya. Jego ojciec próbował swoich sił w koszykówce, ale wiele nie zdziałał. Młody Duncan jako szkołę średnią wybrał prywatną The Governor’s Academy. Zaczynał tam na rozegraniu, ale nie grał wiele. Z czasem miało się to jednak zmienić, a droga do tego była kręta i wyboista.

Nie byłem dobry w szkole średniej. W college’u nigdy nie miał zagrywki rozpisanej specjalnie dla mnie.

Nie przeszkadzało mu to jednak w trenowaniu po kilka godzin dziennie i oddawaniu 1600 rzutów tygodniowo. Już w ostatnim roku w Governor’s Academy osiągał średnio 18.5 punktu na mecz, mimo, że nadal wchodził z ławki. Po senior year próbował sił w Philip Exeter Academy, ale nie skończył tam sezonu, aby zwiększyć swoje szanse na oferty z lepszych uczelni. Skończyło się na grającym w trzeciej Dywizji NCAA Williams, gdzie prowadzić miał go Mike Maker.

Już w pierwszym sezonie Robinson wywalczył sobie miejsce w pierwszej piątce i poprowadził Williams do meczu finałowego Dywizji III NCAA. Dla samego zawodnika rozgrywki były niezwykle udane – przewodził swojej szkole w zagranych minutach, zdobytych punktach, celnych trójkach, blokach, przechwytach oraz miał najlepszy procent jeśli chodzi o rzuty zza łuku i z linii osobistych. Był to jeden z najlepszych sezonów freshmana w Dywizji III.

Po sezonie 2013-14 z Wiliams pożegnał się Maker, a do samego Robinsona odezwały się uczelnie z Dywizji I. Robinson przyznał, że odejdzie tam, gdzie będzie czuł się chciany, gdzie będzie mógł uczynić użytek ze swojego stylu gry. Sporą rolę w wyborze odegrały osoby Nika Stauskasa, z którym grał w New England Preparatory School Athletic Council oraz Johna Beileina, trenera Michigan Wolverines. Początkowo Beilein proponował Robinsonowi tzw. walk-on, co oznaczało, że Duncan nie mógł liczyć na stypendium. Jednak po dokładniejszym obejrzeniu nagrań szkoleniowiec zmienił zdanie. Tym samym Robinson stał się pierwszym zawodnikiem w historii, który z Dywizji III przeniósł się do Dywizji I i otrzymał przy okazji pełne stypendium.

W trakcie sezonu 2014-15 mógł jedynie trenować z ekipą z Michigan, nie przeszkodziło mu to jednak w pobiciu rekordu Wolverines w liczbie trójek trafionych w trakcie 5-minutowego drillu treningowego. Poprzedni należał do Nika Stauskasa, Robinson przeciął siatkę 78 razy, więcej o trzy od Stauskasa. Jednak już w kolejnej kampanii zaczął grać i robił to, z czego ma zostać znany w przyszłości – trafiać zza łuku. W pewnym momencie miał serię dziewięciu meczów z przynajmniej trzema celnymi trójkami. Przewodził również wszystkim graczom Konferencji Big Ten w celności takich rzutów. Ostatecznie zakończył sezon z 45% skutecznością zza łuku, co uplasowało go na drugim miejscu wśród graczy Big Ten, za Brynem Forbesem.

Mimo to nie był podstawowym zawodnikiem w układance Beileina i jeszcze przed Senior Year napisał do ówczesnego dziennikarza The Ringer – Marka Titusa – aby dowiedzieć się nico więcej o funkcjonowaniu mediów, to tam widział swoją przyszłość, nie w NBA. Impostor Syndrome dawał o sobie znać coraz bardziej.

Przejdźmy jednak do ostatniego roku Robinsona w Michigan, który znów był wyzwaniem dla młodego gracza. Duncan nie grał w wyjściowej piątce, a moment kryzysowy przyszedł w styczniu 2018 roku, po spotkaniu z Purude. Robinson spędził na parkiecie zaledwie osiem minut, a trener Beilein nie był zadowolony z jego postawy w defensywie.

Była około 23:30. Duncan przyszedł do mnie, w życiu nie widziałem go tak przygnębionego po meczu koszykówki – powiedział jego przyjaciel, Harry Rafferty.

To wtedy też miało paść pytanie: „Co dalej z tym robimy? Czy dalej będziesz próbował, czy odpuszczasz?”. Robinson nie odpowiedział. Musiał się z tym przespać. Dopiero nad ranem napisał SMS-a z odpowiedzią twierdzącą. Choć sam Robinson mówi, że rezygnacja z gry w koszykówkę nigdy nie była dla niego opcją.

Jeśli sprawy potoczyłyby się inaczej, dalej grałbym w koszykówkę. Nawet jeśli nie byłoby to w NBA. Grałbym w drugiej lidze na Litwie i zarabiał 1200 dolarów. Byłoby to wyzwanie, ale z pewnością bym to uwielbiał, nie żałowałbym ani sekundy.

Z pewnością pomogły w tym przenosiny do Michigan. Choć i tak wtedy nie mógł być pewny, że postawi stopę na parkietach najlepszej ligi świata. W końcu przed nim jedynie pięciu zawodników z Dywizji III dostało się do NBA.

Robinson już w lutym 2018 roku wrócił do wyjściowej piątki i pomógł Michigan w awansie do finałowego meczu Dywizji I NCAA, który jednak padł łupem Villanova’y. Robinson stał się przy okazji pierwszym zawodnikiem w historii, który zagrał w finałowym meczu Dywizji I i Dywizji III. Robinson trafił w barwach Wolverines 237 trójek, co zapewniło mu czwarte miejsce w tej kategorii w historii szkoły.

Teraz pozostało już tylko czekać na Draft NBA 2018, choć wielkich nadziei nie było, bo wzbudzał on małe zainteresowanie wśród agentów, ostatecznie podpisał umowę z Jasonem Glushonem. A tak właściwie decyzję podjęła za niego mama. Robinson postanowił trenować z AJ Diggsem, aby pokazać drużynom, że jest innym zawodnikiem niż ten, którego widzieli na taśmach. W trackie jednego z treningów Robinson wpadł w oko Chetowi Kammererowi, skautowi Heat, który momentalnie powiadomił Spoelstrę, że jest świadkiem wielkiego strzeleckiego popisu.

Dzień przed Draftem Robinson otrzymał telefon od trenera Heat z informacją, że jeśli nie zostanie wybrany w Drafcie, to zespół z Florydy chętnie widziałby go w swoim składzie w trakcie Sumer League. Był to jedyny telefon jaki otrzymał. Heat wiedzieli, co robią „nie marnując” wyboru w Drafcie na Robinsona.

Nikt tak naprawdę nie miał go w notesie, więc nikt nie sądził, że może kiedykolwiek przejść na zawodowstwo. Jednak Miami widzieli coś, czego nie dostrzegła cała reszta – przyznał Beilein.

Heat ukrywali go w tajemnicy, robił niesamowite wrażenie na treningu, zanim jeszcze zanotował chociażby jeden występ w Lidze Letniej. Wpojono mu wtedy, że jego zadaniem nie jest kozłowanie czy nabieranie obrony. Miał po prostu biegać, szukać pozycji i rzucać za każdym razem, gdy będzie na czystej pozycji, bez zawahania. Wszystkim zespołom nie wystarczyło to, że potrafi rzucać zza łuku, Heat postanowili wyszkolić ten element niemal do perfekcji.

Wielu zawodników czuje się komfortowo w każdej sytuacji. Nie ja, sporą część mojej kariery zajęło mi budowanie przeświadczenia, że jestem wystarczająco dobry, aby grać na tym poziomie.

Udało się. Dobre występy w Summer League przełożyły się na two-way kontrakt zaproponowany przez Heat. Większość pierwszego sezonu spędził w Sioux Falls Skyforce w G-League. To tam też nabrał jeszcze większej pewności co do swojego rzutu. Wymiernie pomógł mu w tym Nevada Smith, zachęcając go do oddawania coraz większej liczby rzutów zza łuku. Przed końcem sezonu osiągał on średnio 9.8 prób zza łuku na mecz. Od czasu do czasu dostawał również powołania do rotacji Heat, zagrał w sumie w 15 spotkaniach.

Jednak już w kolejnym sezonie stał się podstawowym graczem rotacji Spoelstry, która ostatecznie dotarła do finału NBA. Dla Duncana to kolejna porażka w finale. Wystąpił jednak w 73 spotkaniach, z czego w 68 w pierwszej piątce. W swoich pierwszych pełnych rozgrywkach w NBA rzucił aż 270 trójek, brał również udział w konkursie rzutów za trzy.

Robinson to idealny przykład tego, jak działają Heat. Szukać, znajdywać i następnie szlifować. Jak przyznał sam Jimmy Butler:

Wiem, że Heat szukają diamentów, które trzeba mocno oszlifować. Ludzi, na których nikt nie stawia, underdogów. W naszym składzie pełno takich.

Heat to również kultura ciężkiej pracy, to tam stawia się na pracę, pracę i jeszcze raz pracę. Taki jest Butler, Tyler Herro, Bam Adebayo czy w końcu Robinson.

Wszyscy mówią o etyce pracy, ale Duncan wykazuje niezwykłą wytrwałość w tym co robi. To obsesja, to już nie jest etyka pracy. Obsesyjnie podchodzi do całego procesu – dodaje Spoelstra


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    0 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments