O transferze Luki Doncicia i jego bezpośrednich skutkach będziemy najprawdopodobniej słyszeć regularnie nie tylko w nadchodzących miesiącach, ale i przez kilka kolejnych lat. Wygląda na to, że drogi Dallas Mavericks i Słoweńca rozeszłyby się prędzej czy później, bo klub nie miał zamiaru przedstawiać mu oferty super maksymalnego przedłużenia umowy.
Przez kilka ostatnich lat mogliśmy niemal z całkowitym przekonaniem zakładać, że przedstawiciele Dallas Mavericks spełnią wszelkie oczekiwania i wymagania Luki Doncicia, by zatrzymać go w klubie. W poprzednim sezonie Słoweniec wprowadził swój zespół do finałów NBA, a głosowanie na MVP sezonu zasadniczego ukończył na 3. miejscu, za plecami jedynie Nikoli Jokicia i Shaia Gilgeous-Alexandra.
Doncić to nie Kyrie Irving, który choć wciąż świetny, to najlepsze lata swojej kariery ma już za sobą. To też nie LeBron James, który w każdym momencie może podjąć decyzję o zakończeniu kariery. Pomimo znanych nam problemów zdrowotnych to również nie Joel Embiid, Paul George czy Kawhi Leonard, którzy od kilku lat wypadają z gry z urazami w najważniejszych momentach sezonu. To zawodnik, którego musisz zatrzymać za wszelką cenę.
Słoweniec miał być synonimem Mavericks na długie lata. Mimo to Christian Clark, Mike Vorkunov oraz Fred Katz z The Athletic potwierdzają w swoim artykule, że włodarze klubu nigdy nie mieli zamiaru przedstawiać Doncicowi oferty pięcioletniego przedłużenia umowy za 345 milionów dolarów. Głównym powodem nie były zatem zmartwienia, czy Luka przyjąłby w ogóle tę propozycję (sam podkreśla, że tak), a niechęć Nico Harrisona do kontynuowania współpracy z 25-latkiem.
Trudno też wyobrazić sobie, by za rok czy dwa relacja obu panów uległaby poprawie. Harrison ma całkowite zaufanie właścicieli klubu, a skoro już od 2021 roku wątpił w pracę Doncicia, to najprawdopodobniej podjąłby decyzję o postawieniu dobra Mavs ponad indywidualności i prędzej czy później pożegnałby Słoweńca.
Wydaje się więc, że odejście Doncicia było nieuniknione. Gdyby pozostał on w składzie Mavs do końca sezonu, a następnie nie otrzymałby oferty nowego kontraktu — lub otrzymał takową o znacznie mniejszej wartości — to mógłby zdecydować się na żądanie transferu lub po prostu wypełnił swoją umowę do końca, po czym zmieniłby klubowe barwy. Niezależnie od konkretnego scenariusza, atmosfera byłaby najprawdopodobniej gorąca, co potwierdzają jedynie słowa menadżera Dallas.
— Są ludzie, którzy pasują do naszej kultury i ludzie, którzy przychodzą i dodają coś do tej kultury. To są dwie odmienne rzeczy. Wierzę, że ludzie, którzy tutaj trafiają, dodają coś od siebie — mówił na niedawnej konferencji prasowej Harrison.
Dziennikarze The Athletic podkreślają również, że Harrison postrzegany jest jako “prawie zbyt szczery”. Jego celem w budowaniu relacji z inną drużyną jest otwartość, prostolinijność i szczerze chęci, które mają doprowadzić do obopólnego zaufania. Wygląda na to, że właśnie tych cech brakowało mu w relacji z Donciciem.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!