Rok temu mieli najlepszy bilans w lidze i wydawało się, że są na dobrej drodze, aby wrócić do finałów. Tak się jednak nie stało, gdyż Phoenix Suns odpadli już w drugiej rundzie w starciu z Dallas Mavericks. Obecne rozgrywki nie były już tak udane dla ekipy z Arizony, bo podopiecznym trenera Monty’ego Williamsa mocno przeszkadzały problemy zdrowotne. Suns sezon zasadniczy zakończą więc dopiero na czwartym miejscu na Zachodzie.
Mimo wszystko wydaje się, że w fazie play-off nikt nie będzie chciał na nich trafić. Powód? Ten najważniejszy to chyba obecność Kevina Duranta, którego Suns ściągnęli przed trade deadline. Dość powiedzieć, że Durant w barwach Phoenix nie przegrał jeszcze ani razu. Ma osiem zwycięstw w ośmiu meczach. W czwartek zdobył 29 punktów, trafiając sześć z 10 rzutów za trzy punkty, a Suns wygrali już siódme kolejne starcie:
Tak naprawdę w 2023 roku Durant przegrał zaledwie jedno spotkanie (jeszcze w barwach poprzedniego klubu), a licząc od końcówki listopada wygrał 25 z 27 meczów, w których wystąpił. I to dla fanów Suns musi być niewątpliwie bardzo dobrym prognostykiem przed startem fazy play-off NBA. Potwierdza się tym samym, że dobrze jest po prostu mieć Duranta w swoim zespole.
Gdyby sezon zakończył się dzisiaj, to Suns w pierwszej rundzie playoffs zmierzyliby się z Los Angeles Clippers (42-38). W grze o piąte miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej NBA są też jednak jeszcze Golden State Warriors (42-38), Los Angeles Lakers (41-39), New Orleans Pelicans (41-39) oraz Minnesota Timberwolves (40-40).
Duże znaczenie dla tego wyścigu będzie mieć m.in. piątkowy mecz Suns i Lakers, w którym jednak nie zobaczymy m.in. Duranta, jako że Słońca zdecydowały się dać wolne swoim największym gwiazdom. Oznacza to, że po raz kolejny ominie nas pojedynek KD z LeBronem Jamesem. Do ostatniego takiego starcia doszło w… grudniu 2018 roku. To może uda się w fazie play-off?