Być może nie było to aż tak nagłe i niespodziewane jak w przypadku informacji o zwolnieniu Michaela Malone’a przez Denver Nuggets, to jednak faktem jest, że Tom Thibodeau oficjalnie przestał pełnić funkcję trenera New York Knicks. Organizację z Wielkiego Jabłka czekają więc intensywne poszukiwania kandydatów, wśród których wybiorą następcę pożegnanego dopiero co 67-latka.
Popularnemu Thibsowi nie pomógł awans do finałów konferencji, jaki New York Knicks osiągnęli pod jego wodzą po raz pierwszy od ćwierć wieku. Niezależnie od tego, jakie powody rzeczywiście kierowały władzami organizacji przy podjęciu tej decyzji, mleko już się rozlało i szkoleniowiec, z którym jeszcze ubiegłego lata zdecydowano się przedłużyć kontrakt, wylądował na zielonej trawce, o czym jako pierwszy poinformował Shams Charania, a u nas mogliście o tym przeczytać w tym miejscu.
Jedna z teorii głosi, że w Nowym Jorku doszli już do porozumienia z trenerem, który zastąpi zwolnionego po pięciu sezonach pracy z zespołem Toma Thibodeau. Na chwilę obecną faworytem do objęcia wakatu w Knicks wydaje się być były trener Denver Nuggets, Michael Malone. Jego nazwisko padło w mediach niemal natychmiast po wiadomości o zwolnieniu Thibsa.
– To chyba musi być Michael Malone. Kiedy mówimy o doświadczeniu mistrzowskim – jaki inny trener wchodzi w grę? Pochodzi z okolic Nowego Jorku, tam się urodził i wychował, nawet do liceum chodził niedaleko miejsca, gdzie dorastał Kyrie Irving… Nie wiem, kogo planują zatrudnić, ale moim zdaniem Michael Malone to najlepszy kandydat, jeśli oczekują wyników tu i teraz, bo to trener z mistrzowskim doświadczeniem – zasugerował Kendrick Perkins z ESPN.
53-latek, który w kwietniu w dość kuriozalnych okolicznościach rozstał się z Nuggets niespełna dwa lata po tym, jak doprowadził ich do mistrzostwa NBA, wydaje się naturalnym kandydatem. W końcu to pod jego wodzą jednym z najlepszych – o ile nie najlepszym – zawodników ligi stał się Nikola Jokić, a sam malone Malone jest najbardziej utytułowanym trenerem w historii organizacji z Kolorado. W dodatku, jak wspomniał Perkins, pochodzi z Queens, a jakby tego było mało, w latach 2001-05 pełnił już w Knicks rolę asystenta, więc można powiedzieć, że zna środowisko od podszewki.
W przypadku jego kandydatury mógłby jednak zaistnieć pewien problem, a mianowicie kwestia dogadania się z menedżerem drużyny. Tajemnicą poliszynela jest, że jednym z powodów zwolnienia Malone’a z Denver był – delikatnie mówiąc – brak porozumienia z tamtejszym odpowiednikiem Gerssona Rosasa, Calvinem Boothem. Obaj panowie raczej nie pałali do siebie sympatią, nie mogąc się dogadać w kwestii budowy rosteru czy nawet zatrudniania członków sztabu szkoleniowego. Każdy przypadek jest jednak inny, więc może tym razem sprawy ułożą się lepiej dla obu stron.
O ile Malone jest najpoważniejszym kandydatem do zatrudnienia w Nowym Jorku, to na pewno nie jedynym. Kolejną z opcji może być na przykład Taylor Jenkins. Były już szkoleniowiec Memphis Grizzlies, których trzykrotnie wprowadził do fazy play-off, wyleciał z pracy na… dziewięć meczów przed końcem sezonu zasadniczego, mimo że jego zespół znajdował się w czołowej ósemce Zachodu, i ogólnie radził tam sobie dobrze, choć momentami – na przykład w rozgrywkach 2023-24, gdy doszło do plagi kontuzji – musiał się mierzyć z wyzwaniami, których sam Herkules by się nie powstydził. 40-latek jest już doświadczonym trenerem, co może być atrakcyjne, o ile władze Knicks będą szukać długofalowego rozwiązania.
Można stawiać dolary przeciwko orzechom, że wielu nowojorskich sympatyków basketu chętnie by zobaczyło w roli nowego-starego trenera pewną znajomą twarz. Jeff Van Gundy, bo o nim mowa, to jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w historii organizacji, który, zastępując samego Pata Rileya, w ciągu siedmiu sezonów wygrał 248 meczów. W dodatku w 1999 roku, jako zaledwie 37-latek, poprowadził Knicks do Finałów NBA, czego nikt już po nim nie powtórzył. W ostatnim czasie przez długi czas pracował jako komentator w ESPN, jednak po przetasowaniach w stacji postanowił wrócić do NBA i znalazł zatrudnienie jako główny asystent w sztabie Los Angeles Clippers. Można się spodziewać, że jeśli dostanie ofertę powrotu do Madison Square Garden, raczej nie odmówi.
Wreszcie chyba najbardziej zaskakującą, ale jak najbardziej prawdziwą opcją – inna sprawa, że raczej jednostronną – jest… Metta Sandiford-Artest. Mistrz NBA z 2010 roku w barwach Los Angelers Lakers postanowił sam zgłosić swoją kandydaturę, wyjaśniając przy okazji, dlaczego to on powinien zastąpić zwolnionego Thibsa.
– Chcę poczuć ten nowojorski ogień. Jestem w 100% gotów i chętny, by zostać GŁÓWNYM TRENEREM wielkich Knicks. Wychowany w Queens. Dominator w czasach licealnych. Trzy mistrzostwa na Ruckerze – i ani jednej porażki. Trzy mistrzostwa na legendarnym Gershwinie, kiedy nie było tam ochrony. I wiele więcej, jeśli chodzi o Nowy Jork… Podczas draftu NBA w 1999 miałem na sobie koszulkę i spodenki Knicks. Osiągnięcia w NBA mówią same za siebie. W zasadzie zatrzymałem wielu przyszłych członków Galerii Sław. Wybaczcie, ale to dla mnie pestka. Metta jest gotowy na to miasto. #miastonależydomnie – napisał na portalu X (pisownia zbliżona do oryginalnej).
Pewności siebie trudno mu odmówić, ale mało prawdopodobne, by przekonał do siebie kogokolwiek. Kto jeśli nie on? Wszystko wskazuje na to, że odpowiedź na to pytanie będzie jedną z głównych składowych zbliżającego się wielkimi krokami offseasonu. A kogo Wy byście widzieli na tym stanowisku?
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!