Jeśli uważnie nadstawić ucha podczas dnia medialnego Los Angeles Lakers oraz ich obozu treningowego, można zauważyć, że jedno na pierwszy rzut oka nieoczywiste nazwisko pojawia się bardzo często – Jake LaRavia – i jest ku temu dobry powodów. Wiele wskazuje na to, że zawodnik, który dołączył do Miasta Aniołów w tym offseason, po cichu przygotowuje się do roli ukrytego skarbu odkrytego przez Roba Pelinkę i jego współpracowników. I pomyśleć, że jego kariera w NBA mogła skończyć się jeszcze zanim się w ogóle zaczęła.
Jake LaRavia to 23-letni skrzydłowy, który został wybrany z 19. numerem draftu w 2022 roku przez Minnesota Timberwolves, jednak wkrótce został oddany do Memphis Grizzlies, gdzie spędził łącznie dwa i pół sezonu. Zaliczył jeszcze krótki epizod w Sacramento Kings, po którym – na chwilę obecną – jego dorobek w NBA to 136 meczów, w których notował średnio 6,9 punktu, 2,8 zbiórki i 1,3 asysty. Ostatecznie jednak został wolnym zawodnikiem, więc nic nie stało na przeszkodzie, by w lipcu mógł podpisać z Los Angeles Lakers dwuletni kontrakt o wartości 12 milionów dolarów.
Dzięki temu były zawodnik uczelni Indiana State i Wake Forest może przygotowywać się do swojego już czwartego sezonu w najlepszej lidze świata, chociaż z powodu dziwnej pomyłki podczas procesu jeszcze przed draftem jego kariera mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Jak sam zainteresowany przyznał w podcaście „The Young Man & The Three”, niemal kosztowało go to jego szansę w NBA.
Jak ujawnił LaRavia, na wielu stronach poświęconych draftowi widniała informacja, że ma 22 lata, a część zespołów zwyczajnie w to uwierzyła, nie poświęcając ani chwili na weryfikację faktów. W rzeczywistości jednak skrzydłowy miał dopiero 20 lat. To pokazuje, że nawet tak nieznaczna – wydawałoby się – różnica może stać się kluczowym czynnikiem w ocenie potencjału przed skautów.
– Wiecie, jak bardzo wiek liczy się przy drafcie, a w Googlach i wszędzie indziej było napisane, że mam 22 lata, chociaż miałem tylko 20. Kiedy ja i mój agent się o tym dowiedzieliśmy, od razu się tym zajęliśmy. I dosłownie, jak tylko ogłosiliśmy, że tak naprawdę mam 20 lat, pojawiłem się na każdej liście draftowej, w każdym mock drafcie – wyjaśnił Jake, przyznając przy tym, że szokujące było uświadomić sobie, iż tak prosta pomyłka mogła zdefiniować jego przyszłość.
Teraz 23-latek będzie zakładał purpurowo-złote barwy Lakers, gdzie ma wspierać Ruiego Hachimurę oraz Austina Reavesa. Jego rola dostarczyciela punktów z ławki i wzmocnienia defensywy może być kluczowa w długim sezonie. Nawet jeśli sam zainteresowany zdaje się nieco tonować nastroje.
– Mamy w tej drużynie wielu gości, którzy potrafią zdobywać punkty, wielu, którzy potrafią wrzucać piłkę do kosza. Ja jestem tu po to, żeby uzupełniać tych zawodników, ale też by każdego dnia wnosić energię po obu stronach parkietu – powiedział w środę podczas obozu treningowego.
O ile wydaje się, że podpisanie z nim kontraktu nie wzbudziło tyle emocji, co sprowadzenie Marcusa Smarta czy – przede wszystkim – DeAndre Aytona, to jednak nowy skrzydłowy Lakers ma nadzieję być równie wpływowy, pełniąc rolę cichego łącznika za plecami największych gwiazd ligi. Z pewnością nie będzie traktowany jak piąte koło u wozu. Kiedy na przykład LeBron James został zapytany o to, w jaki sposób wymienieni wyżej Smart i Ayton mogą wzmocnić zespół, szybko odpowiedział: – Jest jeszcze Jake.
Pochwała od takiej legendy z pewnością cieszy, ale to dopiero początek. W LA potrzebowali zawodników typu „three-and-D”, którzy mogliby grać obok Luki Doncicia, stąd więc decyzja o pozyskaniu akurat byłego gracza Grizzlies i Kings. Pierwsze treningi w wykonaniu nowego nabytku wyglądały obiecująco, a JJ Redick zdaje się wierzyć w swojego podopiecznego.
– Pozyskanie młodego zawodnika – w ramach wolnego transferu, dla drużyny, która próbuje zdobyć mistrzostwo – to była niesamowita okazja dla mnie i naszego działu rozwoju zawodników, by pomóc mu dalej się rozwijać. Co do Jake’a, bardzo wysoko go cenię. Jego zaangażowanie w to, czego wymagaliśmy od chłopaków w tym offseason, było na naprawdę wysokim poziomie – stwierdził szkoleniowiec Lakers.
LaRavia trafia do nowej drużyny po swoim najbardziej efektywnym ofensywnie sezonie. W rozgrywkach 2024-25 trafiał średnio 42,3% rzutów zza łuku, co miało wpływ na jego średnią punktów na mecz (6,7). Udowodnił również, że potrafi podnieść poziom gry formacji, w której występuje. Jego występy jeszcze w barwach Grizzlies pokazywały, że gdy ten wszechstronny zawodnik był na parkiecie, drużyna miała lepsze wskaźniki ofensywne i defensywne.
Być może więc w Los Angeles ten diament ulegnie ostatecznemu oszlifowaniu. O jego grę w obronie nie ma co się martwić, zaś produktywność w ataku u boku Doncicia powinna się jeszcze poprawić, o czym wspomniał również sam 23-latek podczas rozmowy z mediami, mówiąc: – Wciąż oczywiście przyzwyczajam się do gry z Luką. To mój pierwszy raz, kiedy jestem po tej samej stronie, co on, ale gra u boku kogoś takiego sprawi, że moje życie na boisku będzie o wiele łatwiejsze.
Wprawdzie trudno coś jeszcze ostatecznie przewidywać, skoro sezon jeszcze się nie rozpoczął, to jednak nikogo nie powinno dziwić, jeśli pod koniec sezonu 2025-26 kibice Lakers będą mieli nowego ulubieńca. Biorąc pod uwagę jego potencjał, droga do stania się bardziej rozpoznawalnym nazwiskiem wydaje się prosta. Wystarczy wykorzystać nadarzającą się okazję. Kto by pomyślał, że niewiele brakowało, byśmy Jake’a LaRavii w ogóle w NBA nie oglądali.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!