Historia NBA zna przypadki, w których żeby zaznaczyć swoją obecność w lidze nie trzeba było zostać wybranym w drafcie. Fred VanVleet, Alex Caruso czy Austin Reaves – ci panowie raczej nie wymagają szerszego przedstawienia. Tymczasem powoli z cienia zaczyna wychodzić kolejny zawodnik, którego trzy pierwsze mecze w podstawowej piątce każą sądzić, że kariera na miarę wyżej wymienionych może stać przed nim otworem.



Gdy jeszcze w ubiegłym sezonie reprezentujący barwy Gonzagi Ryan Nembhard był najlepszym asystentem NCAA, miał prawo przypuszczać, że wkrótce pójdzie śladami starszego brata. Andrew Nembhard został wybrany w drafcie w 2022 roku przez Indiana Pacers i od tamtej pory z roku na rok umacnia swoją pozycję w zespole. Być może nieco korzysta na szpitalu, jaki panuje w Indianapolis, lecz 25-letni Kanadyjczyk rozgrywa póki co najlepszy sezon w karierze, notując średnio 17,5 punktu, 1,9 zbiórki i 6,2 asysty na mecz.

Ostatecznie młodszy z braci został pominięty w naborze, jednak dostał swoją szansę, podpisując dwustronną umowę z Dallas Mavericks. Na debiut w NBA musiał jednak poczekać – na parkiecie pojawił się dopiero 9 listopada w wygranym 111:105 meczu z Washington Wizards, gdy spędził na parkiecie osiem minut i zapisał się w protokole poprzez zaliczenie dwóch asyst, faulu i straty. Niewiele ponad dwa tygodnie później znów pojawił się na placu gry, lecz postawą dostosował się do drużyny, która przegrała 102:106 z Miami Heat.

Wydawało się, że na kolejną okazję Ryan będzie musiał poczekać. Tym bardziej, że zawodnicy na tego typu umowach występują głównie na zapleczu, w G League. Tymczasem gdy trenerowi Jasonowi Kiddowi zaczęły wypadać kolejne opcje w rotacji, jak Dante Exum i wciąż nieobecny Kyrie Irving, a Jaden Hardy nie zachwycał, Mavs potrzebowali rozgrywającego, który uspokoi atak i nie będzie tracił piłek. Padło na 22-latka.

Swój debiut w pierwszej piątce zaliczył 29 listopada w przegranym 119:129 starciu z Los Angeles Lakers. Spędził wówczas na parkiecie 23 minuty, zapisując na swoje konto 17 punktów, dwie zbiórki, cztery asysty i przechwyt na znakomitej skuteczności (63,6% z gry, w tym aż 60% z dystansu). Nieco gorzej spisał się kolejnego wieczoru, gdy Mavericks pokonali Los Angeles Clippers, ale to można zrzucić na karb znikomego jeszcze doświadczenia i braku przyzwyczajenia do gry dzień po dniu.

Prawdziwy popis umiejętności Kanadyjczyka miał jednak miejsce 2 grudnia, w wygranym 131:121 spotkaniu z Denver Nuggets. Były zawodnik Gonzagi dostał wówczas aż 35 minut, które wykorzystał w możliwie najlepszy sposób, kończąc występ z dorobkiem 28 punktów, trzech zbiórek, 10 asyst i fenomenalną wprost formą strzelecką (drogę do kosza znalazło aż 85,7% wszystkich jego rzutów z gry, w tym 80% zza łuku). W dodatku nie zanotował ani jednej straty. Takiej linijki nie zanotował do tej pory żaden pierwszoroczniak w historii NBA, a co dopiero taki, który nie został wybrany w drafcie.

Ryan, powoli szykujący się do odklejenia od siebie łatki „brata Andrew Nembharda”, ewidentnie zaczyna wchodzić na wyższy poziom. Występ przeciwko Nuggets uczynił go pierwszym debiutantem od czasów Stephona Marbury’ego, który zanotował w jednym meczu co najmniej 25 punktów i 10 asyst bez żadnej straty. Ówczesny zawodnik Minnesota Timberwolves 29 listopada 1996 roku zdobył 30 punktów i 11 asyst, nie tracąc przy tym ani jednej piłki (tyle że miał nieco gorszą skuteczność – 55,6% z gry, w tym 50% z dystansu). Jego zespół pokonał wówczas 108:103… Denver. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło.

Wracając jednak do czasów nam współczesnych, trafienie 12 z 14 rzutów w meczu NBA nie jest łatwe, tym bardziej, gdy mierzysz zaledwie 180 centymetrów wzrostu. Ryan pokazał jednak, że jest twardym zawodnikiem, który nie pęka na robocie, co czyni fakt, że nie został wybrany w drafcie, tym bardziej zastanawiającym. Młody obrońca z pewnością zrobi wszystko, by wykorzystać szansę i udowodnić niedowiarkom, że mylili się w jego ocenie.

Można jednak pokusić się o zadanie pytania – czy taka forma rozgrywającego Mavs jest do utrzymania? Zwłaszcza, że drużyna wciąż zdaje się pogrążona w chaosie po wymianie w zeszłym sezonie Luki Doncicia, a zwolnienie Nico Harrisona sprawia, że przyszłość, nawet ta najbliższa, jest tym bardziej owiana mgłą tajemnicy.

Warto jednak zauważyć, że wreszcie spełniać oczekiwania zaczyna wybrany z pierwszym numerem draftu Cooper Flagg, wreszcie w pełni zdrowy jest Anthony Davis (chociaż akurat on może odejść), a Klay Thompson, który niemrawo zaczął sezon, znów zaczął trafiać „trójki”. W tym otoczeniu poprzednie występy młodszego z braci Nembhardów można było nazwać „cichymi”. Teraz wydaje się jednak, że przy ciągłej nieobecności Irvinga i Exuma oraz słabszej postawie Hardy’ego, szkoleniowiec Mavs może zaufać właśnie Kanadyjczykowi.

Taki występ, jak ten w meczu z Nuggets, to dokładnie to, czego ten zespół mógł potrzebować. Kontuzje zdrowo namieszały, więc na wyższy poziom musieli wznieść się inni zawodnicy – w tym Ryan. Jego historyczny występ pomógł zapoczątkować odrobienie 17-punktowej straty przeciwko jednej z najlepszych drużyn w lidze. A że takich liczb nie widziano od blisko trzech dekad – nic dziwnego, że o chłopaku zrobiło się głośno. Teraz w jego rękach pozostaje to, czy zdoła pójść za ciosem.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Sprawdź najlepsze promocje NIKE i AIR JORDAN w Lounge by Zalando
  • W oficjalnym sklepie NIKE znajdziesz najnowsze produkty NIKE i JORDAN oraz dobre promocje.
  • Oficjalny sklep marki adidas też ma dużo do zaoferowania.
  • Oglądasz NBA? Skorzystaj z aktualnej oferty - kup dostęp do NBA League Pass.
  • Lubisz buty marki New Balance? W ich oficjalnym sklepie znajdziesz coś dla siebie.


  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    0 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments