Historia Collina Gillespie to jeden z najbardziej inspirujących i nieoczekiwanych zwrotów akcji w obecnym sezonie NBA, co zresztą podkreśla wielu ekspertów. Zawodnik, który jeszcze niedawno musiał walczyć o każdy dzień w lidze, bez oferty stypendium na ostatnim roku liceum, stał się teraz nieodzownym elementem Phoenix Suns, a w zasadzie to nawet ich podstawowym rozgrywającym. A nie da się ukryć, że jego dotychczasowa koszykarska droga nie była usłana różami.
Dla 26-letniego dziś zawodnika ścieżka do statusu profesjonalisty była wyjątkowo długa i naznaczona niepewnością. Swoje umiejętności rozwijał w jednej z najlepszych lig licealnych w kraju – Philadelphia Catholic League. Mimo, że w barwach Archbishop Wood Catholic z Warminster w stanie Pensylwania prezentował się jako dobry gracz i stały element składu, to jednak do rozpoczęcia ostatniego roku szkoły średniej nie dostał żadnych ofert stypendialnych. Jak sam mówił, w tym czasie jego marzeniem było, aby „otrzymać propozycję z Delaware”.
W końcu jednak i do niego los się uśmiechnął. Gdy w marcu jego drużyna mierzyła się w meczu sezonu regularnego z ekipą Neuman Goretti, nasz bohater rzucił aż 42 punkty. Tym samym zdeklasował będącego już po słowie z uczelnią Kentucky Quade’a Greena (ten ostatecznie nie zrobił kariery, obecnie występuje w lidze meksykańskiej, a widziano go nawet w… Kosowie). Tak się złożyło, że obecny na tym spotkaniu był Jay Wright, trener Villanova, który niemal od razu zdecydował się na złożenie bohaterowi spotkania oferty stypendium.
Wydawało się, że dalej pójdzie już z górki. Na poziomie uniwersyteckim Collin Gillespie udowodnił swój talent. Już jako pierwszoroczniak był ważnym elementem rotacji w ekipie mistrzów NCAA. Ogółem przez pięć lat, które spędził w barwach Wildcats, zaliczył 156 występów (aż 125 w pierwszej piątce), notując średnio 11,9 punktu, 2,9 zbiórki, 3,1 asysty i 1 przechwyt. Mało? Dwa razy z rzędu – w latach 2021 i 2022 – został wybrany Uczelnianym Koszykarzem Roku Konferencji Big East (w tym pierwszym przypadku – ex aequo z późniejszymi zawodnikami NBA, Jeremiahem Robinsonem-Earlem i Sandro Mamukelashvilim).
Bywa jednak tak, że sukces na uniwersytecie niekoniecznie ma przełożenie na uznanie, gdy przyjdzie grać wśród najlepszych na świecie (a przynajmniej nie od razu). Gillespie nie został wybrany w drafcie i musiał walczyć o swoje. Przez pewien czas był związany z Denver Nuggets, z którymi podpisał umowę dwustronną. Inna sprawa, że już 30 lipca 2022 roku ogłoszono, że musiał przejść operację na złamanej nodze, przez co czekała go przerwa na czas nieokreślony. Chociaż sam wówczas jeszcze nie zadebiutował w lidze, swój pierwszy sezon w najlepszej koszykarskiej lidze świata zakończył jako mistrz.
W Denver dostał kolejną szansę, chociaż może to trochę za duże słowo. Niepewny status spowodowany warunkami umowy i równie wątpliwa pozycja w rotacji drużyny chcącej walczyć o najwyższe cele, jaką miał niedoświadczony zawodnik, sprawiał, że nie miał wielu możliwości na pokazanie się. W 24 meczach spędzał na parkiecie średnio niespełna 10 minut, notując w międzyczasie zaledwie 3,6 punktu, 0,9 zbiórki i 1,1 asysty na mecz.
Pewne przebłyski swoich umiejętności zaczął pokazywać dopiero w sezonie 2024-25, gdy związał się dwustronnym kontraktem z Phoenix Suns. Wprawdzie wciąż trudno było mówić o Collinie jako o kluczowym elemencie rotacji, jednak styl jego gry sprawił, że niektórzy zaczęli go – na wyrost, ale zawsze – porównywać do legendarnego Steve’a Nasha. To, co rozgrywający zdążył jednak pokazać w Arizonie wystarczyło, by wreszcie mógł poczuć stabilizację, także finansową, gdy 2 lipca bieżącego roku podpisał nową, roczną umowę o wartości 2,3 miliona dolarów. Co ważniejsze – gwarantowaną.
To właśnie w Arizonie 26-latek dokonał absolutnego przełomu, zdaniem ekspertów obecnie wręcz „grając jak wariat”. Chociaż obecną kampanię rozpoczął jeszcze w roli rezerwowego, nie trzeba było wiele czasu, by stał się kluczowym elementem rotacji, spędzając na placu gry już blisko 27 minut na mecz. Jego ostatnie występy wskazują na ewidentną eksplozję formy. Dość powiedzieć, że ostatni przypadek, gdy nie miał na koncie dwucyfrowego konta punktowego, miał miejsce 13 listopada w wygranym 123:114 starciu z Dallas Mavericks.
Co więcej, jest to gracz niezwykle efektywny – w ostatnim czasie w większości przypadków notuje skuteczność przekraczającą 50% (zarówno z gry, jak i z dystansu). Jego obecność na parkiecie w końcówkach spotkań to już właściwie norma.
Formę zawodnika Suns doceniają również analitycy. Prowadzący podcast „All NBA” Adam Mares i Tim Legler w ostatnim odcinku nazwali Collina „prawdziwym rozgrywającym”, który „ma intuicję i wyczucie, jak kierować zespołem”. Poza tym potrafi kontrolować tempo meczu i doskonale wie, „kogo włączyć do gry, jak zaangażować pozostałych zawodników, jakie tempo narzucić, kiedy przyspieszyć, a kiedy zwolnić”. Oczywiście notuje również najlepsze liczby w karierze – średnio 13,4 punktu, 3,8 zbiórki, 5 asysty i 1,2 przechwytu na dobrej skuteczności (44,3% z gry, w tym 43,3% zza łuku).
Poza samymi liczbami liczy się również coś jeszcze, być może nawet cenniejszego – charakter. W analizie wyżej wymienionych Gillespie jest opisywany jako „zwycięzca”, grający w sposób typowy dla zawodników o takiej właśnie mentalności. W szatniach, zarówno w Denver, jak i w Phoenix, cieszył się ogromną sympatią i naturalnym autorytetem. To ważne u „jedynki”: taki zawodnik musi być liderem, którego koledzy szanują i któremu ufają. Udowodniła to choćby końcówka meczu z Minnesota Timberwolves, gdy to właśnie rozgrywający miał okazję na to, by zapewnić swojej drużynie zwycięstwo.
Być może przeszkodą w dotychczasowej karierze Collina były ograniczenia, wynikające głównie z warunków fizycznych (mierzy 185 centymetrów wzrostu). Zamiast koncentrować się na jego zaletach, trenerzy zdawali się widzieć tylko słabości, przez co trudno mu było utrzymać się na parkiecie na dłużej. Tymczasem tegoroczny przełom sprawił, że zaczęto dostrzegać to, czego wcześniej nie odzwierciedlały statystyki – „ten chłopak jest naprawdę konkurencyjny w obronie, świetnie pracuje nogami, ma szybkie ręce” i zawsze pojawia się tam, gdzie powinien, jako obrońca wspierający.
Minus? Zaledwie roczny kontrakt, który kończy się latem, a obecna postawa Gillespiego każe sądzić, że chętnych na jego usługi raczej nie zabraknie. Jak mówił po ostatnim meczu z Los Angeles Lakers, w którym Collin zapisał na swoje konto 28 punktów, cztery zbiórki, pięć asyst i dwa przechwyty, Tim Bontemps z ESPN: – Colin Gillespie to niesamowita historia – trafia 44% rzutów za trzy. Wczoraj rzucił osiem trójek. Przekształcił się w rozgrywającego na poziomie startera. Będzie ciekawie zobaczyć, ile pieniędzy dostanie jako wolny agent przyszłego lata.
No właśnie – ile? Na pewno wiadomo, że Suns mają do dyspozycji prawa Early Bird, co oznacza, że maksymalna oferta, jaką mogą mu złożyć bez używania miejsca w salary cap (którego i tak nie mają), wynosi 175% jego poprzedniej pensji lub 105% średniej ligowej pensji z poprzedniego sezonu – w zależności od tego, która kwota jest wyższa. W tym pierwszym przypadku mówimy o kwocie nieco przewyższającej 4 miliony dolarów, co oczywiście nie wystarczy.
Jednak według Basketball Reference średnia roczna pensja w lidze na sezon 2025-26 wynosi blisko 12 milionów dolarów, więc maksymalna kwota, jaką władze z Arizony mogłyby zaoferować swojemu graczowi to około 12,5 miliona dolarów, z ośmioprocentową podwyżką w każdym z kolejnych lat (zakładając czteroletnią umowę). Pytanie, czy się na to zdecydują, a w przypadku tej akurat organizacji niczego nie można być pewnym.
Tak czy siak, dziennikarze wydają się zgodni, że wystrzał formy 26-latka to nie przypadek. Zwyczajnie Collin Gillespie „przybył”. Nawet jeśli jednak nie zdoła pójść za ciosem i utrzymać statusu podstawowego rozgrywającego przez całą karierę, zdaniem prowadzących podcast „All NBA”, dzięki przełomowi, który „wydarzył się na naszych oczach”, będzie on „graczem rotacyjnym w NBA przez bardzo długi czas”. I pomyśleć, że jeszcze niedawno nie mógł być pewny pozostania w lidze.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!










