Z pewnością nie takiego rozstrzygnięcia pierwszej rundy tegorocznych play-offów spodziewali się kibice Los Angeles Lakers. Niestety, ich ulubieńcy okazali się właściwie pod każdym względem gorsi od Minnesota Timberwolves, i przegrali całą serię 1-4. W obliczu najnowszych informacji wydaje się jednak, że nawet zwycięstwo w decydującym, piątym meczu nic by nie dało podopiecznym JJ’a Redicka.



O samej serii, tudzież o potencjalnych powodach tak szybkiego odpadnięcia popularnych Jeziorowców pisaliśmy już na przykład w tym miejscu. Kto był głównym winowajcą? Trudno powiedzieć. Swoje za uszami na pewno ma trener JJ Redick, ale i menedżer Rob Pelinka nie bardzo się spisał, po niepowodzeniu z transferem Marka Williamsa próbując załatać dziurę w strefie podkoszowej Alexem Lenem, który nigdy nie był wybitnym podkoszowym, a i prochu już nie wymyśli. To nie mogło się udać.

Z pewną falą krytyki spotkali się również poszczególni zawodnicy Los Angeles Lakers. O ile taki Austin Reaves, który miał być trzecim motorem napędowym drużyny, nie pokazał zupełnie nic, to w niektórych przypadkach zrzucanie winy na zawodników trochę mija się z celem. Co mógł zdziałać taki Dalton Knecht, który w całej serii spędził na parkiecie zaledwie cztery minuty? Albo Maxi Kleber, który wrócił dopiero na ostatni mecz po trzymiesięcznej przerwie od występów?

Trudno też nie zauważyć, że eksportowy duet Lakers, czyli LeBron James i Luka Doncić, robił co mógł, by utrzymać swoją drużynę w grze. Nie wystarczyło, ale pamiętajmy, że Słoweniec w międzyczasie zmagał się z chorobą, a 40-letnia już legenda, z konieczności wystawiana nawet na pozycji środkowego, coraz częściej wyglądała na gościa w swoim wieku. Nawet on wiecznie nie będzie oszukiwał czasu, co było widać na załączonym obrazku.

Być może tak szybkie odpadnięcie ekipy z Miasta Aniołów jest dla nich nawet swego rodzaju błogosławieństwem. Dlaczego? Jak poinformował Dave McMenamin z ESPN, podczas kończącej sezon porażki LBJ doznał skręcenia drugiego stopnia więzadła pobocznego przyśrodkowego (MCL) w lewym kolanie. Uraz ten zazwyczaj wymaga od trzech do pięciu tygodni odpoczynku, więc nawet gdyby jego koledzy mogli grać dalej, James nie byłby w stanie w żaden sposób im pomóc.

Do feralnego urazu doszło na niespełna dziewięć minut przed końcem czwartej kwarty, gdy LeBron zderzył się kolanami z Donte DeVincenzo i wylądował na parkiecie. Gwiazdor Lakers opuścił plac gry na jakąś minutę, lecz gdy wrócił, widać było że ma problem z obciążaniem kontuzjowanej nogi. Nawet już po meczu, gdy opuszczał arenę, wyraźnie kulał, nawet jeśli próbował robić dobrą minę do złej gry.

To był główny, choć z pewnością nie jedyny powód, dla którego statystyki Jamesa z czwartej kwarty piątego meczu serii z Minnesota Timberwolves nie mogą robić wrażenia. Zdobył wówczas zaledwie pięć punktów, trafiając tylko 2/7 rzutów, podczas gry Lakers przegrali tę odsłonę 22:16, a cały mecz 103:96.

Gdyby nawet pozostali zawodnicy zdołali odwrócić losy feralnego spotkania, a może nawet przedłużyć serię do meczu numer siedem, niewiele by im to dało. Trzeba by się było liczyć z utratą największej gwiazdy na około miesiąc, co byłoby druzgocące dla drużyny, która nawet ze zdrowym LBJ’em w składzie miała swoje ograniczenia. Zresztą nawet dla samego 40-latka, który jak do tej pory wystąpił w aż 292 kolejnych meczach play-off, byłby to koniec passy, nawet jeśli nie to jest najważniejsze.

W tej sytuacji znów można się zastanawiać, czy swojej roli w urazie podopiecznego nie miał także trener Redick. Zgoda, to nie z nim zderzył się kolanami LeBron, jednak kontrowersyjna taktyka, którą szkoleniowiec zastosował w drugiej połowie czwartego meczu przeciwko Minnesocie, gdy postanowił w ogóle nie robić zmian, nie mogła przejść bez wpływu na organizmy zawodników, nawet takiego „terminatora” jak James.

Zakładając, że 40-letni koszykarz wróci na kolejny sezon, powinien mieć wystarczająco dużo czasu na wyleczenie urazu i przygotowanie się do startu nowej kampanii. Lakers wciąż bardzo na nim polegają, dlatego Rob Pelinka powinien zrobić wszystko, co w jego mocy, by podczas nadchodzącego lata wzmocnić skład, a to niekoniecznie musi być takie proste.

Jeśli jednak James wróci do Lakers, według źródeł związanych z ligą nie oczekuje się, że rozważy taki sam rodzaj obniżki wynagrodzenia, jaki był brany pod uwagę rok temu. Minionego lata James zgodził się zrezygnować z około 2,7 miliona dolarów, by pomóc organizacji pozostać poniżej drugiego progu podatkowego i utrzymać elastyczność w budowaniu składu – sugerują dziennikarze The Athletic.

Trudno powiedzieć, by w ubiegłym roku to pomogło, ale może teraz będzie inaczej? Będziemy musieli zaczekać, żeby się przekonać. Niezależnie jednak od wszystkiego, LeBron młodszy już nie będzie, więc w Mieście Aniołów muszą liczyć na to, że będzie w stanie przezwyciężyć tę kontuzję i wrócić na boisko, by pokazać, że ten stary człowiek jeszcze może.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna



  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    6 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments