Wygląda na to, że nie tylko koszykarze, którzy niedawno grali w NBA, wybierają nieoczywiste kierunki na dalszą karierę. Czasami dotyczy to również trenerów. Przykład? Monty Williams. Doświadczony szkoleniowiec jeszcze w ostatnim sezonie prowadził Detroit Pistons i chociaż trudno nazwać jego pobyt w Michigan udanym, z pewnością wciąż mógłby znaleźć zatrudnienie w najlepszej lidze świata. Tymczasem 53-latek zdecydował inaczej.
Bez cienia przesady można stwierdzić, że sezon spędzony w Detroit Pistons to jedna z najgorszych kart w trenerskiej historii Monty’ego Williamsa. Zdobywca nagrody dla trenera roku 2022 miał odmienić losy drużyny uważanej za jedną z najsłabszych w NBA, lecz zupełnie mu się to nie udało (inna sprawa, że nie z jego winy). Pod jego wodzą Tłoki przegrały aż 28 meczów z rzędu, co jest nowym rekordem wszech czasów całej ligi. Podopieczni 53-letniego szkoleniowca skończyli rozgrywki regularne z najgorszym bilansem 14-68. Zarząd organizacji nawet nie rozważał dania trenerowi nowej szansy, zwalniając go mimo wciąż aktualnego pięcioletniego kontraktu o wartości – bagatela – 65 mln dol.
Jak poinformował w niedzielę Chris Haynes z Yahoo Sports, były już head coach Pistons znalazł nową posadę. Co na pierwszy rzut oka może zaskakiwać, nie zdecydował się dołączyć do którejś z drużyn NBA czy nawet G League. Williams przyjął ofertę pracy trenera w… szkole przygotowaczej TMI Episcopal w San Antonio, w stanie Teksas. Jest to placówka obejmująca klasy 6-12, do której uczęszcza obecnie syn szkoleniowca, Elijah.
Z jednej strony może zaskakiwać, że trener, który w ciągu 10 sezonów w najlepszej lidze świata odniósł aż 381 zwycięstw, jak również dotarł (z Phoenix Suns) do Finałów NBA zdecydował się przyjąć pracę w szkole przygotowawczej. Gdy spojrzymy jednak na jego decyzję z szerszej perspektywy, okazuje się, że zrobił to… bo mógł. Gdy został zwolniony przez Pistons, nie doszło do wykupienia jego kontraktu, co oznacza, że jeszcze przez jakiś czas będzie otrzymywał przelewy z Detroit, więc nie musi się martwić o fundusze. W związku z tym po prostu może się skupić na robieniu tego, co sam zechce. Wygląda na to, że chwilowo zamiast posady w NBA bardziej interesuje go możliwość spędzenia czasu z rodziną, a z synem w szczególności.
Mierzący 198 centymetrów wzrostu Elijah jest obecnie uważany za jedenastego najlepszego zawodnika szkół średnich w całym kraju bez podziału na pozycje, zaś wśród grających jako silny skrzydłowy jest już numerem cztery. Być może Williams wierzy, że jako główny trener może wydobyć z syna to, co najlepsze, i pomóc mu rozwinąć się do poziomu, który pozwoli osiągnąć zawodowe aspiracje. A nawet gdy starszy syn Monty’ego ukończy szkołę w 2026 roku, wcale nie musi to od razu oznaczać powrotu 53-latka do najlepszej ligi świata.
Do TMI Episcopal uczęszcza również Micah, młodszy z potomków Williamsa, który z kolei pozostanie w placówce aż do 2029 roku. To oznacza, że jeśli nagle nie dojdzie do jakiejś zmiany planów zawodowych, były szkoleniowiec Pistons może dalej robić swoje, a ci wciąż będą zobligowani do wypłacania mu wynagrodzenia przez cały okres zerwanej przedwcześnie umowy. O ile, rzecz jasna, obie strony nie dojdą do porozumienia w sprawie wykupu pozostałego kontraktu.
Pomimo kiepskich wyników osiąganych w Michigan, nie da się jednak nazwać Monty’ego słabym trenerem. To raczej Tłoki, z całym szacunkiem do nich, od dłuższego czasu szorują po dnie ligowej stawki, co zaczęło się na długo przed zatrudnieniem Williamsa. A że z pustego i Salomon nie naleje, trudno by kiepskie wyniki drużyny odzwierciedlały zawodowe umiejętności 53-latka. W związku z powyższym są spore szanse na to, że prędzej czy później zobaczymy go jeszcze w najlepszej lidze świata. Trudno przypuszczać, by praca ze szkolną drużyną była szczytem jego ambicji.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.