Przed rozpoczęciem nowego sezonu z obozu Boston Celtics wciąż napływa więcej pytań niż odpowiedzi. Gdy podopieczni Joe Mazzulli przygotowują się do kolejnej kampanii, będącej – wszystko na to wskazuje – sezonem przejściowym – trudno nawet wyobrazić sobie jak mógłby wyglądać wyjściowy skład. Szczególną uwagę przyciąga jednak jedna prognoza.
Biorąc pod uwagę roszady, które musiały zajść w Massachusetts, by poprzez nadmierne szastanie pieniędzmi nie narazić się na reperkusje ze strony NBA i poważną kontuzję jednej z największych gwiazd, Jaysona Tatuma, właściwie trudno powiedzieć czego mogą się spodziewać kibice z Beantown. Tak naprawdę wydaje się, że pewni miejsca w pierwszej piątce Boston Celtics mogą być jedynie dwaj zawodnicy.
– Tylko dwóch zawodników – Jaylen Brown i Derrick White – ma pewne miejsce w wyjściowym składzie, a reszta zostanie ustalona w zależności od formy, dopasowania do stylu gry i strategii preferowanej przez trenera – stwierdził Brian Robb z MassLive.
To by oznaczało, że miejsce w podstawowej piątce na pozycji obwodowego może rozstrzygnąć się w rywalizacji między najepszym rezerwowym NBA ubiegłego sezonu, Paytonem Pritchardem, i sprowadzonym niedawno z Portland Trail Blazers Anfernee Simonsem (o ile zostanie, co wcale nie jest jeszcze takie pewne). Z kolei na skrzydle najpewniej rywalizować będą solidni strzelcy – Sam Hauser i Georges Niang, a być może swoje szanse otrzyma także kolejny z nowych nabytków C’s, Josh Minott.
Najciekawszą wydaje się jednak inna z teorii Robba, zgodnie z którą głównym kandydatem do roli podstawowego środkowego jest Neemias Queta. Według dziennikarza MassLive, jeśli skład drużyny nie ulegnie jakimś znaczącym zmianom, to właśnie jedyny Portugalczyk w historii najlepszej ligi świata może w końcu dostać swoją szansę, na którą czekał właściwie od momentu dołączenia do Sacramento Kings w 2021 roku.
To byłby ważny krok w karierze 26-latka, któremu w ubiegłym sezonie zdarzyło się w sześciu meczach wyjść na parkiet w pierwszej piątce, jednak przy obecności Kristapsa Porzingisa, Luke’a Korneta czy Ala Horforda na dłuższą metę nie potrafił ustabilizować swojego statusu. Jako rezerwowy był jednak przydatnym zawodnikiem, notując średnio 5 punktów i 3,8 zbiórki na mecz, a drogę do kosza znajdowało średnio 65% jego rzutów z gry.
Wiadomo, że Queta jako podstawowy center ekipy z Bostonu to nie jest idealne rozwiązanie, a tym bardziej na dłuższą metę, jednak cierpliwością, ciężką pracą i stopniowym rozwojem były zawodnik uczelni Utah State pokazał, że zasługuje na swoją szansę. Wprawdzie nie jest to gracz, który z miejsca gwarantuje jakość czy też potrafi utrzymać poziom gracza pierwszej piątki przez wszystkie 82 mecze, jednak zdecydowanie poprawił się w defensywie i pokazał, że z tej mąki jeszcze może być chleb.
Inaczej było w Kings, gdzie Neemias tak naprawdę nigdy nie dostał prawdziwej szansy. Pod koszem ekipy z Kalifornii dominował Domantas Sabonis, a pozostałe minuty zbierali inni weterani lub bardziej sprawdzeni na tym poziomie gracze. Poza tym jego styl – głównie brak rzutu z dystansu i pewne ograniczenia ofensywne poza „pomalowanym” – w połączeniu z brakiem doświadczenia sprawił, że nie ufano mu na tyle, by na niego postawić. Jeśli Joe Mazzulla i jego współpracownicy dadzą swojemu podopiecznemu prosty zakres zadań i ograniczą sytuacje, w których on sam musi brać się za kreowanie gry, być może wreszcie zdoła wykorzystać swój moment i rozwinie skrzydła, a wtedy może zaskoczyć wielu i wreszcie ugruntować swoją pozycję w NBA.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!