Gregg Popovich skomentował ostatnie wydarzenie, które odbiło się na ligowych korytarzach szerokim echem. Gdy sędzia odesłał szkoleniowca San Antonio Spurs do szatni w pierwszym meczu z Los Angeles Lakers, obowiązki pierwszego trenera drużyny przejęła Becky Hammon.
Na trenerkę w sztabie Gregga Popovicha spadła lawina gratulacji. Becky Hammon jest pierwszą kobietą w historii, która prowadziła zespół NBA. Wielki moment w dziejach basketu i nikt w San Antonio nie chce go umniejszać, ale coach Pop stawia sprawę bardzo jasno – niczego nie zrobił na siłę. Hammon pracuje z Popovichem już od sześciu lat i konsekwentnie wspina się w hierarchii, tak jak robili to wcześniej m.in. Mike Malone i Mike Budenholzer.
– Dla mnie była to decyzja biznesowa. Nie zatrudniliśmy Becky, żeby pisała historię – mówił Popovich w rozmowie z dziennikarzami. – Zapracowała na to, ma wysokie kwalifikacje. Jest znakomita w tym, co robi. Chciałem ją w swoim sztabie z powodu jej kompetencji. Fakt, że jest kobietą nie powinien mieć w zasadzie większego znaczenia. Jednak w naszym świecie, jak sami widzimy, niektóre pozycje pozostają dla kobiet wręcz nieosiągalne – dodał.
Hammon dołączyła do Spurs przed sezonem 2014/2015. Już w lipcu 2015 roku prowadziła drużynę ligi letniej Spurs i poprowadziła ją do zwycięstwa. Coach Pop nie ma cienia wątpliwości, że Hammon jest gotowa, jeśli któraś z drużyn zdecyduje się zatrudnić ją w charakterze pierwszego szkoleniowca. Byłoby to bez wątpienia ogromne wydarzenie, również dla spuścizny, jaką zostawi za sobą żywa legenda, którą stał się Popovich.
– Nie ma określonego powodu, przez który Becky lub jakakolwiek inna kobieta, nie mogłyby trenować drużyny NBA – mówi trener San Antonio Spurs. – Dlatego właśnie cała ta sytuacja nie była dla mnie jakimś wielkim wydarzeniem. Znam ją, znam jej wartość, znam jej umiejętności i przyszłość dla niej wygląda naprawdę dobrze. […] Rozumiem zamieszanie, jakie wywołała, ale byłem przekonany, że NBA już wie, że ma wszystko czego potrzeba do tej pracy – skończył.