Jeszcze w 2024 roku Boston Celtics nie mieli sobie równych w NBA, sięgając po swoje osiemnaste mistrzostwo, co czyni ich najbardziej utytułowaną drużyną w historii ligi. Niestety, w kolejnym sezonie nie udało się powtórzyć sukcesu, a seria niefortunnych zdarzeń – na czele z poważną kontuzją Jaysona Tatuma i przeprowadzoną z konieczności wyprzedażą – sprawiają, że wszyscy spodziewają się, iż sezon 2025-26 będzie dla podopiecznych Joe Mazzulli okresem przejściowym. Są jednak tacy, którzy uważają inaczej.
W odniesieniu do Boston Celtics termin „gap year” („rok przerwy”) został już chyba odmieniony przez wszystkie możliwe przypadki. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę chociażby to, że jeden z liderów zespołu, Jayson Tatum, ze względu na zerwanie ścięgna Achillesa prawdopodobnie ma z głowy cały sezon. Oprócz tego z zespołu odeszli czterej inni ważni zawodnicy – Jrue Holiday (Portland Trail Blazers), Kristaps Porzingis (Atlanta Hawks), Luke Kornet (San Antonio Spurs) i Al Horford (w jego przypadku podpisanie kontraktu z Golden State Warriors jeszcze nie nastąpiło, ale wydaje się być tylko kwestią czasu).
Warto jednak pamiętać, że trener Joe Mazzulla wciąż będzie miał do dyspozycji aż trzech z pięciu najlepszych strzelców drużyny z poprzednich rozgrywek – Jaylena Browna, Derricka White’a i Paytona Pritcharda (typowany przez media do pozycji pierwszego rozgrywającego). Gdy dodamy do tego wciąż młodych, aczkolwiek mniej sprawdzonych zawodników, jak chociażby Jordan Walsh, Baylor Scheierman czy szykowany na następcę Porzingisa/Horforda Neemias Queta, to wcale nie musi wyglądać tak najgorzej.
Mimo wszystko niewielu spodziewa się, że Celtics będą się liczyć w walce o play-offy, zaś kursy bukmacherskie przewidują bilans oscylujący w okolicy 42 zwycięstw, co w Bostonie nie jest szczytem marzeń. W dodatku offseasonowe rankingi NBA.com prognozują, że to właśnie podopieczni Mazzulli będą czwartą najsłabszą drużyną Wschodu.
Wydaje się jednak, że między bajki można włożyć pogłoski o tym, że w Massachusetts zdecydują się na odpuszczenie sezonu i niesławne „tankowanie”. Głównym piewcą takiej opinii jest wyżej wymieniony Pritchard, który w jednym z wywiadów wyraźnie zasugerował, że, chociaż dla niektórych może to brzmieć nieprawdopodobnie, to jednak drużyna ponownie będzie walczyć o mistrzostwo.
– Istnieje tylko jedno nastawienie i zawsze tak było – nigdy w życiu nie grałem w zespole, w którym celem nie była walka o mistrzostwo. Ludzie mogą mówić o „roku przerwy” i tym podobnych rzeczach, ale jako uczestnik rywalizacji nigdy nie możesz tak myśleć. To nie jest mentalność typowa dla miasta Boston – stwierdził najlepszy rezerwowy ubiegłego sezonu w rozmowie z Noą Dalzell, dziennikarką CelticsBlog.
– To nie jest żaden „rok przerwy”. To rok, by coś udowodnić, zrobić krok naprzód i pokazać ludziom, że wciąż jesteśmy tą drużyną. Poskładamy wszystkie elementy do kupy. Wyjdziemy na parkiet, będziemy rywalizować, starać się wygrać każdy mecz, rozegrać razem świetny sezon – i powalczyć o mistrzostwo – dodał.
Nadmierna pewność siebie? Niekoniecznie. Nie da się ukryć, że C’s nie będą mieli już tak naszpikowanego talentami składu jak w sezonie 2023-24, gdy wygrali 64 mecze sezonu zasadniczego i, jak burza przechodząc przez fazę play-off, ostatecznie zdobyli mistrzostwo. Dalej jednak dysponują potencjałem, który może sporo namieszać, nawet przy nieobecności Tatuma. Tym bardziej w osłabionej w nadchodzącym sezonie Konferencji Wschodniej.
Zresztą dla samego Pritcharda nadchodzący sezon będzie tym ważniejszy, że to właśnie on – a nie sprowadzony z Blazers Anfernee Simons, którego przyszłość w Bostonie wciąż nie jest pewna – ma zostać podstawowym rozgrywającym drużyny. W ubiegłym sezonie 27-latek był najlepszym rezerwowym całej NBA. Wchodząc z ławki i nękając rywali swoimi niebagatelnymi umiejętnościami rzutowymi, zapisywał na swoje konto średnio 14,3 punktu, 3,8 zbiórki i 3,5 asysty, trafiając przy tym 47,2% wszystkich rzutów z gry, w tym 40,7% zza łuku.
– Nie ma to dla mnie większego znaczenia. W ciągu roku wiele rzeczy może się zmienić – możesz zacząć kilka meczów w pierwszej piątce, ale równie dobrze możesz spędzić je na ławce. Dla mnie chodzi o kontrolowanie tego, na co mam wpływ – a więc o wchodzenie na parkiet, zmienianie oblicza meczu, bycie wyjątkowym zawodnikiem i pomaganie mojej drużynie w zwycięstwach. I to jest jedyna rzecz, na której się skupiam. Nie zależy mi na wyróżnieniach, obecności w pierwszej piątce czy czymś w ten deseń. Zawsze chodzi mi o to, jak mogę stać się możliwie najlepszym zawodnikiem – stwierdził były zawodnik Oregonu, zapytany o to, jak sam się zapatruje na potencjalnie większą rolę w drużynie.
Tak czy inaczej, jeśli doniesienia, o których już pisaliśmy, okażą się prawdziwe, Payton będzie musiał udowodnić, że równie dobrze spisuje się w roli gracza pierwszej piątki, co kluczowego rezerwowego. Niewykluczone, że przy nieobecności Tatuma to właśnie on będzie musiał stać się stabilną opcją punktową, by atak drużyny pozostał pewny i oparty na niezawodnych strzelcach. Pritchard niejednokrotnie pokazywał już, że wiele potrafi. Jeśli pójdzie za ciosem, niewykluczone, że Celtics powalczą o coś więcej niż zakończenie sezonu już po fazie zasadniczej, nawet jeśli niekoniecznie od razu włączą się do walki o końcowy triumf.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!