W zasadzie co roku przy okazji draftu do NBA jest minimum jeden zawodnik, który zalicza duży spadek względem tego, co mówiło się o nim przed naborem. Tym razem kimś takim okazał się Cam Whitmore. Jeszcze kilka dni temu mówiło się o nim nawet w kontekście czołowej piątki, a w wielu przewidywaniach nie wypadał poza pierwszą dziesiątkę. Tymczasem w czwartek został on wybrany dopiero z 20. numerem przez Houston Rockets:
With the 20th pick, we select Cam Whitmore!
— Houston Rockets (@HoustonRockets) June 23, 2023
Welcome to Houston 🚀 pic.twitter.com/cnE8eBseh7
CAM WHITMORE IS A HOUSTON ROCKET. pic.twitter.com/Wu9IatywB4
— Houston Rockets (@HoustonRockets) June 23, 2023
Dla teksańskiej drużyny była to znakomita wiadomość, że Whitmore wciąż był dostępny, gdyż Rakiety rozważały ponoć wybranie go ze swoim wyższym numerem, lecz zdecydowały się z „czwórką” postawić na Amena Thompsona, a koniec końców i tak wybrali też Whitmore’a. 18-letni skrzydłowy o znakomitych warunkach do gry w NBA po drafcie stwierdził, że nie ma żadnego problemu z tym, że został wybrany tak późno.
Młody zawodnik starał się zachować perspektywę i docenić przede wszystkim to, że w ogóle został wybrany. – Wiele razy mnie pomijano, dlatego nie wpływa to już na mnie. Jestem po prostu bardzo szczęśliwy, że znalazłem się w NBA. Marzyłem o tym całe życie – oznajmił w rozmowie z dziennikarzami. Zaprzeczył też, jakoby to kwestie zdrowotne miały wpłynąć na jego spadek, choć mogła być to rzeczywiście jedna z przyczyn.
Whitmore jako bardzo młody zawodnik ma niewątpliwie wielki potencjał, co pokazał w szkole średniej oraz w swoim jedynym sezonie NCAA. Grał jednak całkiem nierówno, co też zapewne wpłynęło na to, że ostatecznie nie został wybrany w pierwszej dziesiątce. Warto dodać, że taki spadek ma też dla niego poważne konsekwencje finansowe: jako 20. pick zarobi co najmniej kilka milionów dolarów mniej, niż gdyby wylądował w top10 draftu.