Emocje związane z draftem zdążyły już opaść. Rozpoczęliśmy już rozgrywki Ligi Letniej. Na tym etapie, okienko transferowe zaczyna już wyraźnie dogasać. Chociaż na rynku wciąż znajduje się jeszcze kilku przyzwoitych zadaniowców, a duży transfer potrafi zaskoczyć właściwie w dowolnym momencie roku, można chyba uznać ten moment na okazję do pierwszych podsumowań. Kto jak dotąd najlepiej wykorzystał okienko transferowe? Kto nie popisał się swoimi działaniami? Pochylmy się nad tym na chwilę.



Przeanalizujemy po cztery zespoły „wygrane” i „przegrane” w tegorocznym offseason. Wybór jest w pełni subiektywny, a kolejność w pełni losowa. Jeśli masz innych kandydatów, podziel się swoimi przemyśleniami w komentarzach!

(W rubryce „przyszli” nie wpisujemy debiutantów i graczy na two-way kontraktach. W rubryce „odeszli nie wpisujemy graczy, którzy jeszcze nie podpisali nowej umowy z innym zespołem.)

NAJWIĘKSI WYGRANI:

Atlanta Hawks

  • przyszli: Kristaps Porzingis, Nickeil Alexander-Walker, Luke Kennard
  • odeszli: Larry Nance Jr., Georges Niang, Caris LeVert, Clint Capela, Terance Mann, David Roddy

Ten zespół zdecydowanie najczęściej pojawia się we wszelkich dyskusjach na temat zwycięzców tegorocznego offseason. Może to kogoś dziwić. Nie pozyskali żadnej wielkiej gwiazdy, a kiedy spojrzymy na listę odchodzących graczy, jest ona dwa razy dłuższa, niż lista graczy pozyskanych. Ruchy Atlanta Hawks tego lata są jednak po prostu mądre. Najważniejszy z nich jest z kolei wybitnie niepozorny.

Najbardziej spektakularne wzmocnienie w obozie Hawks dokonało się w noc draftu. Wówczas to doszło do kuriozalnej wymiany z New Orleans Pelicans (o której pomówimy jeszcze przy okazji rubryki „przegrani”). Hawks oddali 13. wybór tegorocznego draftu w zamian za 26. wybór, oraz pierwszorundowy pick w 2026 roku. Ten przyszłoroczny pick ma szanse na bycie absolutnie topowym wyborem. Dlaczego? Omówimy to przy okazji pastwienia się nad Pelicans.

Sam ten zuchwały rabunek dokonany na Pelicans sprawia, że Hawks mogliby znaleźć się w zestawieniu wygranych. Poza nim jednak Atlanta dość ciekawie przemodelowała swój skład. Przede wszystkim bardzo dobrze wykorzystali okazję, jaką stworzyli im Boston Celtics, próbując zejść tego lata z kontraktów. Hawks dzięki temu przejęli Kristapsa Porzingisa, jednocześnie pozbywając się wysokiego kontraktu Terance’a Manna, który w zeszłym sezonie zagrał tylko 30 meczów zarabiając 15 mln dolarów rocznie. Kristaps budzi spore wątpliwości – jego zdrowie zawsze stanowiło duży problem. Kiedy jest jednak zdrowy, jest świetnym graczem po obu stronach boiska. Tym lepiej, że pozyskany został praktycznie za bezcen.

Kolejnym ruchem było bardzo sprawne wykorzystanie wartego 25 mln dolarów trade exception, które powstało jeszcze przy oddawaniu Dejounte Murray’a do Pelicans. Dzięki niemu udało się w ramach sign and trade pozyskać z Minnesota Timberwolves Nickeila Alexander-Walkera. Hawks oddali drugorundowy pick i gotówkę, w zamian dostając jednego z lepszych zadaniowców na pozycjach 2-3, w dodatku na kontrakcie wartym tylko 15 mln dolarów rocznie. Bardzo uczciwe pieniądze za dobrego obrońcę na piłce, dysponującego dobrym rzutem za trzy. Wisienką na torcie jest Luke Kennard na rocznym kontrakcie. Niby nic spektakularnego, ale wszystkie ruchy są tu dobre i przemyślane. Modelowe offseason.


Denver Nuggets

  • przyszli: Bruce Brown, Cam Johnson, Tim Hardaway Jr., Jonas Valanciunas
  • odeszli: Michael Porter Jr., Dario Sarić 

Kiedy Denver Nuggets udało się zdobyć mistrzostwo NBA w 2023 roku, sytuacja skomplikowała się jeszcze zanim na dobre skończyło się świętowanie. Od razu jasnym było, że nie uda się zatrzymać Bruce’a Browna. Było to duże osłabienie ławki, która już nie była przecież zbyt długa. Zniknęli też Jeff Green, a potem Kentavious Caldwell-Pope oraz Reggie Jackson i Nuggets zaczęło brakować kadry, żeby walczyć o najwyższe cele. Ten powolny proces rozpadu trwał do tegorocznych wakacji.

Kluczowym ruchem jest transfer Michaela Portera Jr. za Cama Johnsona. MPJ to jeden z najlepszych strzelców tej ligi, rzucający płynnie i z dużego przewyższenia. Jest jednak nieco jednowymiarowy i zarabia prawie 40 baniek za sezon. Cam Johnson zarabia prawie o połowę mniej (20,5 mln dolarów), jest lepszym obrońcą, lepszym kozłującym i wcale nie jest złym strzelcem. Dostali gracza tańszego, a znacznie bardziej wszechstronnego.

Udało się też w końcu poszerzyć tę wąską ławkę. Po trzech latach tułaczki (kolejno Pacers, Raptors i Pelicans), do Denver wraca Bruce Brown, którego udało się sprowadzić na minimalnej umowie. Miał w ostatnich sezonach problemy z utrzymaniem się przy zdrowiu, ale za minimum jest świetnym uzupełnieniem. Za minimum przychodzi też Tim Hardaway Jr.. Żaden z nich w pojedynkę nie odmieni losów zespołu, ale to łącznie około 40-45 minut od weteranów, którzy zastąpią graczy wyraźnie minusowych jak Dario Sarić i Julian Strawther (kolejno -16,1 i –10,3 na 100 posiadań).

Sama wymiana Dario Saricia na Jonasa Valanciunasa to świetny ruch, który daje Nuggets brakującego zmiennika dla Nikoli Jokicia. Wokół tego transferu narosła pewna drama związana z faktem, że Valanciunas chciałby przenieść się do Europy. Wszystko wskazuje jednak na to, że Litwin wypełni swój kontrakt i pojawi się w Denver na start rozgrywek.

Nuggets przed samymi playoffami postanowili dokonać rewolucji, zmieniając trenera i zarząd. Wtedy można było mieć pewne wątpliwości co do timingu tak gwałtownych zmian. Dziś widzimy chyba, że powiew świeżości w zarządzie był potrzebny. Denver z niczego wyczarowało całkiem sensowne poszerzenie składu.


Houston Rockets

  • przyszli: Kevin Durant, Dorian Finney-Smith, Clint Capela
  • odeszli: Jalen Green, Dillon Brooks, Jock Landale, Cam Whitmore

Komentarze pokazują, że nie jesteście wielkimi fanami pozyskiwania blisko 40-letniego już Kevina Duranta – delikatnie mówiąc. Niechęć do KD to emocja, na którą poniekąd sobie on zapracował swoim lekkim podejściem do częstego zmieniania klubu. Kiedy jednak rozpatrzyć ten ruch z czysto sportowego punktu widzenia, zarząd Houston Rockets naprawdę może być z siebie zadowolony. Kevin Durant, nawet w wieku 36 lat, wciąż jest dobrym lub bardzo dobrym zawodnikiem. Ma też to, czego najbardziej młodym i niedoświadczonym Rockets brakowało. Kiedy przyjdzie do grania czwartej kwarty wyrównanego, playoffowego meczu, Durant może wziąć piłkę i po prostu wymyślić coś w trzech kolejnych akcjach jeden na jeden. W kluczowych momentach sezonu to właśnie tacy gracze robią różnicę na plus. Durant przy tym wciąż pozostaje jeszcze naprawdę niezłym obrońcą.

Co musieli poświęcić Rockets, żeby pozyskać Kevina Duranta? Jalena Greena, Dillona Brooksa i dziesiąty pick w drafcie. Dużo? Niekoniecznie. Houston to drużyna zbudowana na młodych graczach, niechybnie zmierzająca do rozstaju dróg. Nadchodził czas decyzji: Którym graczom zaoferować wysokie kontrakty, a których odpuścić? Jalen Green był naturalnym wyborem do odpuszczenia. Talent 23-latka jest niezaprzeczalny, ale jego chimeryczna forma, wątpliwa selekcja rzutowa i braki w obronie były zbyt dużymi znakami zapytania. Rockets i tak postawiliby na Senguna, Thompsona i Jabari Smitha (ten ostatnio podpisał przedłużenie za 122 mln dolarów na pięć lat). Dziesiąty pick ma sporą wartość, ale jest ona względna. W rotacji Rockets w zeszłym sezonie nawet wybrany z trójką Reed Sheppard miał kłopoty, żeby dostać minuty. Dziesiąty pick z tegorocznego draftu nie oderwałby tyłka od ławki. Oddanie go było sensownym rozwiązaniem.

Koniec końców tylko tego Dillona Brooksa trochę szkoda. Obrońców na pozycjach 1-3 w Houston jednak nie brakuje, więc uda się jego brak przetrawić. W zamian mają jednego z najbardziej utalentowanych strzelców w historii tej gry. Nawet jeśli ma już 36 lat, to robi to wrażenie.

Nie można zapominać o pozostałych wzmocnieniach. Dorian Finney-Smith to zawodnik idealnie pasujący do profilu Rockets. Dobry, siłowy obrońca na skrzydle, dysponujący dobrym rzutem, może stać w rogu przy grze liderów w środkowej osi boiska. Clint Capela prochu już nie wymyśli i w rotacji centrów będzie trzeci za Sengunem oraz Stevenem Adamsem. Większa liczba centrów ułatwi jednak granie ustawieniami z Alperenem Sengunem na czwórce – ustawieniami, które momentami robiły furorę w serii z Warriors. Małe, mądre wzmocnienie.


Los Angeles Clippers

  • przyszli: John Collins, Brook Lopez
  • odeszli: Norman Powell, Drew Eubanks

Trzeba docenić offseason Los Angeles Clippers za pewną metodyczność. Zrozumieli swoje braki z minionego sezonu i udało im się je dobrze uzupełnić. Wyczekali Utah Jazz, którzy od roku nie umieli wymienić Johna Collinsa, aż oddali go praktycznie za darmo. Realnie kosztowało to Clippers Normana Powella, ale dlaczego nie musi być to problem omówimy za chwilę. Oprócz Collinsa, do Clippers trafił też Brook Lopez. Były już center Bucks w ostatnich latach wyraźnie obniżył już loty, ale jako zawodnik na kilkanaście minut z ławki może być wspaniałym remedium na przewlekła small-ballozę, na którą cierpieli LAC. Za Ivicą Zubacem, drużyna z LA nie miała już sensownego centra. Kiedy Zubac schodził na ławkę, na piątce grywał Ben Simmons, albo nawet Nic Batum. Etatową czwórką pod nieobecność Kawhi Leonarda był mierzący 198 cm, chudziutki w barkach Derrick Jones Jr. – solidny obrońca, ale nie we frontcourcie. Teraz Clippers mają sporo dodatkowych centymetrów w rotacji.

Ivica Zubac, John Collins i Brook Lopez mogą grać właściwie w dowolnych dwójkowych konfiguracjach obok siebie, jak również każdy z nich może grać centra obok small-ballowej czwórki. Każdy z nich pełni zupełnie inną role w ataku, z Zubacem grającym w post, dynamicznym Collinsem łapiącym loby i rozciągającym grę Lopezem. Na papierze to jedna z najlepszych formacji podkoszowych w lidze, a obsługiwać ich podaniami będzie James Harden, który – ku zaskoczeniu wielu z nas – okazał się jednym z najlepszych playmakerów w NBA w 2025 roku.

Norman Powell, oddany do Miami Heat w wymianie Johna Collinsa, jest wskazywany jako bolesna strata dla Clippers. Offseason jednak się jeszcze nie skończył i klub już pracuje nad rozwiązaniem tego problemu. Nie tak dawno doszło do zwolnienia Jordana Millera, które otwiera finanse do podpisania zarówno Chrisa Paula, jak i Bradley’a Beala, kiedy tylko ten drugi dogada się już z Phoenix Suns w sprawie buyoutu. Więcej tutaj:

Jeśli do zespołu dołączy Bradley Beal, który zarabiać będzie pensję minimalną lub zbliżoną do minimalnej, to strata Normana Powella może nie być wcale odczuwalna. Cokolwiek myślimy o przygodzie Beala w Suns, wciąż jest dobrym graczem ofensywnym. Jeśli Clippers uda się dopiąć te dwa kolejne kontrakty, ich wakacje okażą się spektakularnie dobre. Bez nich pozostają po prostu bardzo dobre.


HONOROWE WZMIANKI:

Charlotte Hornets

Kolejny przykład drużyny, która nie zrobiła żadnego spektakularnego ruchu, ale wszystkie wydają się sensowne. Wrócił do nich Mason Plumlee, który zastąpi wiecznie kontuzjowanego Marka Williamsa i Jusufa Nurkicia. Obwód wzmocnią pozyskany za bezcen Collin Sexton, Spencer Dinwiddie i Pat Connaughton. 24-letni Tre Mann podpisał przedłużenie na trzy lata za niewysokie 24 mln dolarów. Z czwórką w drafcie Hornets wzięli najbardziej gotowego do gry w NBA z dostępnych graczy, Kona Knuppela. Żaden z tych ruchów nie sprawia, że Hornets będą w przyszłym sezonie bardzo dobrzy. Każdy z nich ma jednak sens.

San Antonio Spurs

Oddali tego lata dwóch młodych obwodowych, którzy prawdopodobnie wypadliby z rotacji w przyszłym sezonie. W zamian mają Kelly’ego Olynyka, do którego podpisali jeszcze Luke’a Korneta. W minionych rozgrywkach, gdy brakowało Wembanyamy, centra na zmianę grali Jeremy Sochan i Sandro Mamukelashvilli. Teraz San Antonio ma pod koszem więcej masy, a Wemby może częściej grać czwórkę w wysokich ustawieniach. W drafcie trafił im się Dylan Harper, jeden z trzech najbardziej utalentowanych graczy w tym roczniku, idealnie zastępujący Chrisa Paula, któremu pozwolili odejść.

New York Knicks

Nowojorska ekipa nie straciła tego lata żadnego zawodnika, a dodali na minimalnym kontrakcie Jordana Clarksona. Udało im się też podpisać Guershona Yabusele. Obaj ci gracze są realnym wzmocnieniem i poszerzeniem ławki rezerwowych. Ławki, z której będą na pewno skrzętniej korzystać, kiedy już podziękowali trenerowi Tomowi Thibodeau. Czy Mike Brown to wymarzony nowy trener? Możliwe, że nie, ale powinien lepiej poukładać ofensywę, która za mocno polegała na Jalenie Brunsonie. No i da pograć chłopakom z ławki.


NAJWIĘKSI PRZEGRANI

Sacramento Kings

  • przyszli: Drew Eubanks, Dennis Schroeder, Dario Sarić
  • odeszli: Jake LaRavia, Jonas Valanciunas

Sacramento Kings to ewenement na mapie NBA. Na papierze mają w składzie wcale nie tak mało talentu. W praktyce jednak nic tutaj do siebie nie pasuje. Wymiana Jonasa Valanciunasa za Dario Saricia wygląda źle. Sarić od kilku ładnych lat nie jest graczem, który pomaga swojemu zespołowi, a ostatni rok w Nuggets miał fatalny. Coś się jednak za tą wymianą kryje – dzięki niej Kings odblokowali środki, które pozwoliły podpisać… Dennisa Schroedera. Pozwoliły dać 31-letniemu rozgrywającemu na poziomie rezerwowego w dobrym klubie 45 mln dolarów za trzy lata. Niemiecki rozgrywający to solidny gracz, mający za sobą dobry sezon w barwach Pistons. Nie jest jednak ani przesadnie dobrym obrońcą, ani dobrym strzelcem. Najlepszy jest z piłką w rękach. Z piłką, którą w Kings musi mieć Zach LaVine, DeMar DeRozan, a nawet Domantas Sabonis, czujący się najlepiej w graniu handoffów. Nic tu nie ma sensu.

To, czego Sacramento Kings desperacko potrzebują, to dobrzy obrońcy na pozycjach 2-4 z dobrym rzutem z dystansu. Wie to każdy średnio zaawansowany fan NBA, a nie wie tego zarząd klubu. Nie tak dawno gracza o tego rodzaju profilu udało się zdobyć. Jake LaRavia pozyskany za Alexa Lena i drugorundowy pick w lutym wyglądał jak rzadki przebłysk geniuszu managementu Kings. Jego kontrakt się jednak skończył, a Kings pozwolili mu odejść do Lakers. Tyle było z LaRavii, którego przygoda w Sacramento nie była najbardziej udana.

Kings nie będą w przyszłym sezonie lepsi. Ich pozycja centra znów jest fatalnie obsadzona i większość czasu będzie musiał grać na piątce Domantas Sabonis. Litwin jest silny, zadziorny i umie zastawić deskę, ale jest zdecydowanie zbyt krótki i mało dynamiczny, żeby grać w defensywie na tej pozycji. Zwłaszcza, kiedy na czwórce grać będą – a będą – niscy skrzydłowi jak DeRozan i Keegan Murray. Ich obrona podkoszowa w tym zestawieniu nie istnieje, a po obwodzie biegają takie defensywne tuzy jak Zach LaVine i Malik Monk. Dalej oglądać będziemy small-ballowy skład, znajdujący się w ostatniej dziesiątce ligi pod względem oddawanych trójek.


New Orleans Pelicans

  • przyszli: Saddiq Bey, Jordan Poole, Kevon Looney
  • odeszli: Bruce Brown, CJ McCollum, Kelly Olynyk

Wygląda na to, że New Orleans Pelicans na czysto wymienili Bruce’a Browna na Saddiqa Bey’a, CJ MCColluma na Jordana Poole’a i Kelly’ego Olynyka na Kevona Looney’a. Można pokusić się o stwierdzenie, że w każdym przypadku dostali gorszą wersją gracza, którego stracili. Jordan Poole, jeśli ustabiluzuje formę, ma szansę być lepszy niż starzejący się już McCollum, ale marne to pocieszenie, kiedy klub popadł w tak głęboką stagnację.

Tegoroczne wakacje Pelicans stały pod znakiem zmian w zarządzie. Wszyscy zastanawialiśmy się, co te zmiany oznaczają. Dyskusja toczyła się wokół tego, czy Joe Dumars – nowy prezydent d. s. operacji koszykarskich w Pelicans – będzie handlował kontraktem Ziona Williamsona. Kibice mogli zacierać ręce na rewolucję. Nie dość jednak, że rewolucji nie ma, to małe ruchy wyglądają po prostu źle. Wisienką na niezbyt smacznym torcie jest to, co wymyślili Pelicans w noc draftu. Postanowili przejąć od Atlanta Hawks 13. pick tegorocznego draftu, oddając w zamian 23. pick oraz pierwszorundowy wybór w 2026 roku. Nie jest to jednak byle jaki wybór w 2026 roku. To prawo do wyboru lepszego picku spomiędzy Pelicans a Milwaukee Bucks. Niechroniony wybór. Hawks przejmą więc albo pick Pelicans, którzy najpewniej zachodu w kolejnym sezonie nie zwojują, albo od Bucks, którzy mogą stracić Giannisa i zlecieć na ligowe dno.

Kiedy pracownik Pelicans zadzwonił do Atlanty, po stronie Hawks nie mogli uwierzyć w ofertę, którą właśnie dostali. Atlanta jeszcze kilka razy dopytywała, czy na pewno niechroniony pick jest częścią tej oferty. Pelicans potwierdzili i Hawks mają swój wygrany transfer – relacjonuje noc draftu lokalny dziennikarz z Nowego Orleanu, Shamit Dua.

Pelicans musiało bardzo zależeć na tym 13. wyborze. Kiedy już go dostali, wybrali z nim Derika Queena. Gościa, który jest niskim (208 cm), ciężkim centrem grającym w post-up i z rozwijającym się rzutem (raczej z dalekiego półdystansu niż za trzy). W skrócie: graczem, który nie ma szans grać w jednej piątce obok Ziona Williamsona. Wygląda to jeszcze gorzej, kiedy wiemy, że Pelicans mieli też przecież siódmy pick.

Są tu oczywiście jakieś drobne plusy. Udało się podpisać przedłużenie z Herbem Jonesem, który zostanie w Pelicans do końca sezonu 2029/30 za około 23 mln dolarów rocznie. Poza tym jednak Pelicans tkwią w stagnacji, a ich pozycja centra dalej zionie pustką (Yves Missi, Karlo Matković, Kevon Looney). Miejsce w przegranych offseason przysługiwałoby im jednak za samą tę „wybitną” wymianę w noc draftu.


Indiana Pacers

  • przyszli: Jay Huff
  • odeszli: Myles Turner

Na wschodzie mamy dwie drużyny, które przyszły sezon rozegrają bez swojego kontuzjowanego lidera. Offseason w wykonaniu Boston Celtics (którzy stracili Jaysona Tatuma), był jednak zgoła odmienny od tego, co działo się w Indiana Pacers. Lub tego, co się nie działo. Obie drużyny przystąpią do kolejnych rozgrywek ze składem na papierze nieco słabszym. W przypadku Celtics był to jednak wybór, poparty aktywnym działaniem. Celtics postanowili nie skupiać się na kolejnym sezonie, a na możliwości zachowania na kolejne 4-5 lat zarówno trzonu zespołu, jak i finansowej elastyczności pozwalającej wokół niego budować. Dlatego oddanie kilku ważnych graczy przez Boston trudno oceniać jako przegrany offseason – to gra na długodystansowa. W przypadku Pacers ciężko mieć takie samo odczucie. Świeżo upieczeni finaliści NBA rozegrają przyszły sezon bez Tyrese Haliburtona i to ogromna strata, na którą klub nie miał wpływu. W przypadku Pacers wygląda to jednak jak wymówka, żeby nie zrobić nic.

Największym ciosem jest oczywiście fakt, że nie udało się zatrzymać Mylesa Turnera. To naprawdę źle wygląda, kiedy zawodnik, który pojawia się w plotkach transferowych od przynajmniej kilku lat, koniec końców odchodzi za darmo. W zamian przychodzi Jay Huff, którego wszyscy pewnie lubimy, ale który nie jest wyjściowym centrem poważnego zespołu. Zatrzymanie Turnera na warunkach takich, jak zaoferowali mu Milwaukee Bucks (109 mln za cztery lata), sprawiłoby, że Pacers po raz pierwszy od 20 lat zapłacą podatek od luksusu. Nie byłaby to jednak wcale porażająca kwota – około 20 mln dolarów dodatkowych opłat za utrzymanie składu, który dotarł do Finałów NBA. Na wschodzie, który z roku na rok wydaje się coraz słabszy (tracimy powoli playoffowe ekipy jak Bucks czy Sixers), takie poświęcenie wydaje się nie tylko korzystne, ale wręcz oczywiste.

Są w wakacjach Pacers drobne pozytywy. W wymianie z New Orleans Pelicans, w której oddali 25. pick tegorocznego draftu, odzyskali prawa do swojego własnego wyboru w drafcie 2026. To z kolei znacznie poszerza ich pole manewru w kontekście transferowym. Być może w trade deadline zobaczymy agresywne ruchy Indiany i zbrojenie się na rozgrywki 2026/27. Oprócz odzyskanych picków, mają do dyspozycji korzystne kontrakty takich graczy jak TJ McConnell, Obi Toppin, czy Andrew Nembhard. Obecnie jednak wszystko wskazuje na to, że podstawowym założeniem zarządu jest co rok uciekać przed płaceniem jakiegokolwiek podatku. W kontekście drużyny, która ma potencjał na Finały NBA, jest to smutna konstatacja.


Golden State Warriors

  • przyszli:
  • odeszli: Kevon Looney

Poprzedni sezon okazał się całkiem udany dla Golden State Warriors. Po pozyskaniu Jimmiego Butlera z Miami Heat drużyna wspięła się na wyższy poziom, wygrała z nim w składzie 23 z 30 meczów i przeszła nawet do drugiej rundy playoffów, pokonując rozstawionych z dwójką Houston Rockets. Za tym niezłym sezonem nie idzie jednak dobre offseason. Są drużyny, które stać na grę na przeczekanie. Warriors, z 36-letnim Stephem Currym i 35-letnim Jimmym Butlerem, nie mają takiego luksusu. Muszą działać i maksymalizować swoje szanse na tu i teraz. Tymczasem Warriors tego lata zrobili jak do tej pory wielkie nic.

Agenda Warriors na tegoroczne wakacje? Wzmocnić się pod koszem, korzystnie oddać gdzieś Jonathana Kumingę. Pierwsze jest zależne od drugiego. Sęk w tym, że po Kumingę nie ma kolejki chętnych. Mówi się o negocjacjach z Sacramento Kings, natomiast najlepszym „kąskiem” jaki mają Kings do zaoferowania, jest – z całym szacunkiem – Malik Monk. Ciężko będzie wyrzeźbić z tego coś dobrego.

To, jak długo trwa saga Kumingi, bardzo przeszkadza Warriors w podpisaniu wzmocnień pod koszem. Kolejność wykonywania działań jest jasna. Trzeba najpierw oddać Kumingę. Gdyby GSW najpierw podpisali kontrakt z wolnym agentem, przekroczyliby chwilowo drugi apron. To z kolei ograniczyłoby możliwości sign and trade z udziałem Kumingi. Warriors cierpliwie czekają więc, aż będą mogli podpisać… Ala Horforda:

Al Horford to niesłychanie mądry gracz, ale w jego wieku nie jest już opcją do pierwszej piątki. Jeśli tak, to na kilkanaście, do dwudziestu minut. Głównymi opcjami na centrze w GSW pozostaną Tryce Jackson-Davis i Quinten Post. Za Jonathana Kumingę dostaną najpewniej Malika Monka, który będzie bił się o minuty z Hieldem, Podziemskim i Moodym. Możliwe jednak, że nie dogadają się z żadnym klubem i zostaną ze schodzącą umową Kumingi na ofercie kwalifikacyjnej. Wówczas mają na kontrakcie 10 zawodników, a kolejnych pięciu muszą podpisać za mid level i minimalne umowy. To nie jest sytuacja, która pozwala się wzmocnić. Trudne są ostatnie lata Stepha, oj trudne.


HONOROWE WZMIANKI:

Los Angeles Lakers

Jeziorowcy szukali centra i go znaleźli. Można tylko zastanawiać się, czy bojący się gry na kontakcie Deandre Ayton jest rzeczywiście odpowiedzią na problemy Los Angeles Lakers. Wakacje Lakers to jednak przede wszystkim fiasko w rozmowach o przedłużeniu Austina Reavesa, brak jakiegokolwiek wzmocnienia poza Aytonem, oraz niepewna sytuacja związana z zakulisowymi tarciami na linii zarząd – LeBron James.

Milwaukee Bucks

Myles Turner to teoretycznie fantastyczne zastępstwo za Brooka Lopeza – center mogący odgrywać identyczną rolę, tylko młodszy. Zwolnienie Damiana Lillarda to już jednak ruch, który trudno oceniać jednoznacznie. Być może finanse nie pozwalały podjąć innej decyzji, ale kompletna pustka w backcourcie Bucks sprawia, że zespół (pomimo wzmocnienia Turnerem) stoi w miejscu. A już na pewno nie przybliża się do tego, by przekonać Giannisa Antetokounmpo do pozostania.

Minnesota Timberwolves

Minnesota Timberwolves skupili się tego lata na zatrzymaniu frontcourtu. Naz Reid podpisał więc przedłużenie na pięć lat za 125 mln, a Julius Randle na trzy lata za 100 mln. Nie są to astronomiczne kwoty – zwłaszcza w kontekście Randle’a. Są to natomiast pieniądze przeznaczone na dwóch ofensywnych graczy, którzy nie mogą grać obok siebie. Wolves płacą w przyszłym sezonie łącznie 86 mln. dolarów trzem podkoszowym. Wzmocnienia? Brak. Stracili tylko Nickeila Alexander-Walkera, który był dla nich ważnym zadaniowcem.


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    1 Komentarz
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments