Klay Thompson prosił, prosił i wyprosił. Jego powrót na spotkanie numer cztery nie zrobił jednak różnicy, która decydowałaby o zwycięstwie Golden State Warriors. Zawodnik po jednomeczowej absencji zaprezentował się z bardzo dobrej strony, jednak jego zespół znalazł się nad przepaścią.
Po spotkaniu numer trzy, w którym nie mógł zagrać z uwagi na uraz ścięgna podkolanowego, Klay Thompson dostał zielone światło, by pomóc swojej drużynie wyrównać stan rywalizacji. Od początku gwiazda Golden State Warriors złapała dobry rytm kończąc zawody ze świetną linijką. Jednak do szatni Klay schodził jako pierwszy, sprawiając wrażenie, jakby coś cały czas mu dolegało. Nie był w stu procentach gotowy, ale zostawił na parkiecie serce.
Nie było żadnego ograniczenia nałożonego na Klaya. Zagrał aż 42 minuty, w trakcie których zanotował na swoje konto 28 punktów (11/18 FG, 6/10 3PT), 3 zbiórki i 2 asysty. To, obok Kobego Bryanta, najlepszy powrót w serii finałowej po utracie jednego meczu. W przypadku legendy Los Angeles Lakers był to mecz finałów 2000. Wówczas w drugim meczu Kobe doznał kontuzji kostki i wrócił na spotkanie numer cztery, które Lakers wygrali z Indianą Pacers po dogrywce.
Warriors nie byli w stanie na barkach Thompsona wygrać kluczowego spotkania dla losów tej serii. Zespoły przenoszą się do Toronto, gdzie Raptors dostaną szansę na zakończenie rywalizacji zwycięstwem przed własną publicznością. Byłoby to bez wątpienia coś niesamowitego i historycznego. Niemniej fakt, że Thompson zagrał poprzedniej nocy 42 minuty jest zdumiewający, w dodatku będąc tak efektywnym. Uraz ścięgna podkolanowego bardzo mocno wpływa na komfort gry, ale Thompson był w stanie podnieść swój próg bólu.
W zasadzie samodzielnie prowadził ofensywę Warriors zza linią trzech punktów, bo reszta drużyny trafiła 2/17 3PT. Urzędujący mistrzowie nie potrafią złożyć dobrego meczu, gdyż kilka dni wcześniej to Stephen Curry ciągnął drużynę na własnych barkach, a teraz miał ogromne problemy ze złapaniem odpowiedniego rytmu kończąc z 9/22 z gry i 2/9 za trzy. W nocy z poniedziałku na wtorek Warriors zagrają z nożem na gardle. Zobaczymy, jak poradzą sobie z taką presją.
Finał NBA: Czy Kanada będzie świętować? Raptors prowadzą 3-1!
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET