Był podstawowym centrem Chicago Bulls z lat 1996-98, u boku Michaela Jordana, Scottiego Pippena i Dennisa Rodmana. Zdobył trzy tytuły mistrzowskie, ale w słynnym dokumencie „The Last Dance” niemal o nim zapomniano. Luc Longley – bo o nim mowa – został za to bohaterem filmu „One Giant Leap”. Produkcja zrealizowana przez australijską telewizję publiczną jest po części brakującym odcinkiem „Ostatniego Tańca”, a trochę opowieścią o najsłynniejszym australijskim koszykarzu. Obejrzycie ją bezpłatnie w serwisie YouTube, naprawdę warto!
A dlaczego warto? Na przykład dlatego, że wypowiadają się w niej Phil Jackson, Steve Kerr, Scottie Pippen i… tak, tak Michael Jordan!
Tym razem historię legendarnej drużyny Chicago Bulls poznajemy z perspektywy Luca Longleya. Mierzący 218 centymetrów środkowy do NBA trafił w 1991 roku, trzy lata później został wytransferowany ze śnieżnego Minneapolis do Chicago. No i się zaczęło! Zaraz potem do gry wrócił Michael Jordan a Longley – „najbardziej sympatyczny gigant na świecie” stał się jedną z gwiazd Bulls.
Producenci „The Last Dance” niemal zupełnie o nim zapomnieli i z tego też musiał się tłumaczyć sam Jordan. Zresztą wygląda na to, że MJma trochę wyrzutów sumienia i podkreśla jak tylko może, że Longley był ważną częścią Byków.
Ale oprócz historii Longleya i jego wspomnień dotyczących gry w Chicago warto z tego filmu wyciągnąć kilka wniosków. Czasem oczywistych, ale wciąż ciekawych. Po pierwsze, Phil Jackson był genialnym trenerem, który potrafił porozumieć się z tak różnymi ludźmi jak Jordan, Rodman czy właśnie Longley.
Po drugie, dla mnie niesamowita jest różnica pomiędzy wciąż uśmiechniętym Australijczykiem a skupionym tylko na wygrywaniu Jordanie. MJ mówi, że dzięki Longleyowi zobaczył, że istnieje życie poza koszykówką, że nie każdy musi wciąż i o wszystko rywalizować. I z jednej strony MJ przyznaje, że musiał był „dupkiem„, który popycha pozostałych do jeszcze cięższej i cięższej pracy, z drugiej strony dziś jeździ na ryby żeby się wyciszyć i chociaż przez chwilę nie szukać okazji do rywalizacji.
Po trzecie, chociaż Longley jest zupełnie inny niż Jordan, nie jest tak skupiony na wygrywaniu, jest miły dla wszystkich i uśmiechnięty, ma czas dla rodziny i żeby wypić piwo z kolegami ale jednak gdy przedwcześnie, z powodu kontuzji musi zakończyć karierę – przeżywa bardzo trudne chwile, popada w depresję i rozwodzi się z żoną. Jednak jemu też było ciężko żyć bez koszykówki.
Po czwarte, Michael Jordan nigdy nie mówi o taktyce, o słynnych „trójkątach„, zawsze mówi tylko o mentalności, o tym, że on musiał dopilnować, aby każdy z kolegów z drużyny był w stanie dotrzymać mu kroku w drodze na szczyt i że to psychika odpowiada za to czy będziesz mistrzem czy nie.
I jeszcze jedno, Luc Longley naprawdę jest sympatycznym człowiekiem, ilu znacie ludzi o których z miłością opowiadają obecna, ale też była żona? Jest też absolutnie znakomitym rozmówcą, sekwencja gdy opisuje drużynę Bulls rozkładając „matrioszkę” z podobiznami koszykarzy Byków jest genialna i lepsza niż wiele wypowiedzi, które pojawiły się w „The Last Dance”. Szkoda, że Longleya zabrakło w produkcji ESPN i Netflixa.
Część pierwsza dokumentu o Longleyu:
Część druga:
Podcast PROBASKET – wtorek 17 sierpnia godz. 21:00: