Upojenie grą wschodzących gwiazd Milwaukee Bucks trwa w najlepsze, jednak w rotacji znajduje się równie ciekawy gracz, dla którego przygoda z tym zespołem wydaje się być początkiem nowego rozdziału.
Michael Beasley, bo to o nim mowa we wstępie, to gracz bardzo specyficzny. Mimo dopiero 28 lat, zwiedził już ze swoimi umiejętnościami nie tylko kawał Ameryki, ale i świata w ogóle. Wybrany z 2 numerem Draftu w 2008 roku, wyprzedził wtedy takich graczy jak Russell Westbrook czy Kevin Love. Po wychowanka Kansas State zgłosiło się Miami Heat, które zapoczątkowało listę miejsc pracy w życiorysie zawodnika. Następnymi pracodawcami byli: Minnesota Timberwolves, Phoenix Suns, Shanghai Sharks, Shangdong Golden Stars, Houston Rockets i wreszcie Milwaukee Bucks. W międzyczasie Beasley jeszcze dwa razy romansował z Miami Heat, którzy wyjątkowo cierpliwie dawali mu szansy do zrehabilitowania się.
Nazwy klubów nie kojarzące się z NBA to oczywiście chińskie drużyny – reputacja Beasleya nie ułatwiała mu bowiem znalezienia kolejnych klubów w najlepszej lidze. O ile na boisku jego gra w okresie debiutu zyskiwała na wartości, o tyle poza halami jego zachowanie ciągnęło go w dół. Skrzydłowy lubił raczyć się marihuaną do tego stopnia, że w 2009 nagle wylądował na odwyku, którego szczegóły pozostały jednak tajemnicą. Oficjalnie nie wiadomo nawet, czy dotyczyło to sprawy narkotyków. Jeśli tak, efekty nie były zachwycające – w kolejnych latach Beasley sukcesywnie był zatrzymywany za posiadanie, często wpadając przez wykroczenia drogowe. Zdarzało się np. że policjant, zatrzymujący go za przekroczenie prędkości, wyczuwał w aucie zapach trawki, a następnie znajdował ją w samochodzie.
Wobec niekończących się zatargów z prawem (w 2013 dodatkowo Michael zaplątał się w sprawę napaści seksualnej, z której ostatecznie został uniewinniony), drużyny albo nie były chętne do zatrudniania go, albo zrywały kontrakty. Szukając więc szczęścia w Chinach, gdzie fani chętnie oglądają zawodników wywodzących sie z NBA, Beasley nie dawał o sobie zapomnieć. Co ciekawe, głównie w sportowym aspekcie. Dla Sharks notował 28.6 PPG, 10.4 RPG, 5.2 APG, 1.9 SPG, dla Golden Stars 31.9 PPG, 13.4 RPG, 3.8 APG, 2.0 SPG, 1.3 BPG. Zanotował również miażdżący wynik w Meczu Gwiazd tamtejszej ligi, gdy w 2016 roku zdobył 63 punkty, 19 zbiórek i 13 asyst.
Te popisy zwróciły uwagę Houston Rockets, którzy podpisali z nim kontrakt w środku sezonu 2015/2016. W 20 meczach zanotował średnie na poziomie 12.8 PPG, 4.9 RPG, 0.8 APG, uzyskując najwyższą skuteczność w swojej karierze NBA – 52.2%. Dając oznaki swojej przemiany, w przerwie posezonowej zagrał dla Houston Rockets w Lidze Letniej, by pozostać w formie i pomóc młodszym zawodnikom, jak sam to określił. Przed obecnymi rozgrywkami Rakiety wymieniły jednak Beasleya na Tylera Ennisa i tu dochodzimy do momentu, w którym nasz bohater najprawdopodobniej odnalazł w pełni swoje nowe wcielenie.
W Milwaukee Bucks, skąd przybył Ennis, Beasley potrzebny był do wsparcia drużyny podczas kontuzji Khrisa Middletona. Co wydaje się niewiarygodne, patrząc na przeszłość, jego rola stopniowo zyskiwała (zyskuje) na znaczeniu większym, niż bycie częścią łaty na dziurze. Zawodnik emanuje pewnością w swojej grze, czemu daje wyraz choćby utrzymaniem ponad 50-procentowej skuteczności. Jego koszykówka jest solidna, podejmuje przemyślane decyzje i często w dużym stopniu przyczynia się do sukcesów drużyny. W barwach Bucks jego statystyki to dotychczas 8.8 PPG, 3.6 RPG, 1.0 APG. Największy sportowy atut „nowego” Michaela Beasleya to jednak rzut za 3 punkty. W tym sezonie rzuca ze skutecznością 48.1%, co jest najwyższą średnią w jego karierze, a drugi w kolejności wynik zanotował w debiutanckim sezonie i było to 40.7%. I te rzuty widać – często zdobywa istotne oczka z dystansu, a ręka nie drży mu nawet w najbardziej gorących momentach. Co ciekawe, swoją pomoc drużynie niesie jednak również grając w obszarze 2-punktowym – season-high 28 punktów w wygranej z San Antonio osiągnął, trafiając tylko jeden rzut zza łuku.
Co jednak być może najistotniejsze, Beasley wyraźnie zmienił coś w swoim życiu. Widać w nim radość, chęć gry dla tej drużyny, sportową pewność siebie. Taka postawa, połączona z procesem przemiany, jakiego doświadcza ten gracz, może mieć pozytywny wpływ na mentalność młodych zawodników i dawać im wsparcie w budowaniu swoich pozycji. Może w tym momencie zapeszymy, pisząc te słowa, jednak to niewątpliwie ogromny talent. Oby zatem ten tekst nie był przedwczesną pochwałą – B-Easy zasługuje na swoje miejsce w NBA, w którym rozegra spokojnie należną mu część niezakłóconej kariery. 28 lat to okolice prime-time’u zawodnika – pewnie to, czego dokona, będzie tylko ułamkiem drzemiącego w nim niegdyś potencjału, ale w jego przypadku to nie sport jest najważniejszym polem, na jakim powinien odnieść oszałamiające sukcesy.