Oklahoma City Thunder rozpoczęli z wysokiego c serię finałową Konferencji Zachodniej, wygrywając z Minnesota Timberwolves 114:88. Szczególnie duże wrażenie zrobił debiutujący w tej fazie rozgrywek Cason Wallace, którego występ spotkał się z takim uznaniem, że jeden z kolegów z drużyny – żartobliwie, ale zawsze – porównał go do jednej z legend NBA.
Najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem meczu numer jeden był z pewnością Shai Gilgeous-Alexander. Tylko w ciągu pierwszych pięciu minut gry Kanadyjczyk trafił aż siedem rzutów wolnych, czym bezapelacyjnie przyczynił się do końcowego triumfu Oklahoma City Thunder, nawet jeśli zdaniem niektórych ekspertów kandydat do tytułu MVP wędruje na linię osobistych znacznie częściej niż powinien. Na przykład komentująca mecze w ESPN Doris Burke ochrzciła go mianem „handlarza rzutów wolnych”. Więcej na ten temat pisał w tym miejscu Michał.
Cason Wallace tymczasem statusem nie dorównuje jeszcze starszemu koledze, ale zdarzało mu się już pokazywać przebłyski talentu. W sezonie zasadniczym zaliczył 68 występów, w których notował średnio 8,4 punktu, 3,4 zbiórki, 2,5 asysty i 1,8 przechwytu, przy skuteczności z gry wynoszącej 47,4%, w tym 35,6% z dystansu. Zdarzało mu się błysnąć również już w fazie play-off, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie było to takie oczywiste. Na przykład w decydującym o awansie do finałów konferencji siódmym meczu z Denver Nuggets miał drugi najwyższy współczynnik plus-minus, wynoszący – bagatela – +38 (lepszy był tylko Alex Caruso z wynikiem +40).
Podobnie wyglądała sytuacja w starciu z Minnesota Timberwolves. Trzy punkty (przy skuteczności z gry 1/3), trzy zbiórki i jeden przechwyt, jakie zapisał na swoje konto drugoroczniak z OKC szału jeszcze nie robią, ale aż siedem asyst rozdanych po wejściu z ławki brzmi już znacznie lepiej. No i wspomniany wyżej współczynnik plus-minus – w czasie, gdy 21-latek przebywał na parkiecie, gospodarze byli aż o 21 „oczek” lepsi od przeciwników. To znów drugi najlepszy wynik w meczu, a minimalnie lepszy był tylko Shai (+22).
W tej sytuacji chyba nie dziwi, że postawę Casona docenili koledzy z drużyny, nawet jeśli jeden z nich nieco w swoich pochwalnych peanach przesadził. Isaiah Hartenstein, podkoszowy OKC, żartobliwie porównał byłego zawodnika Uniwersytetu Kentucky do jednej z największych legend NBA, samego Magica Johnsona.
– Wszedłem dziś do szatni i nazwałem go Magikiem Johnsonem. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby w taki sposób podawał, ale to było świetne. Myślę, że on potrafi dostosować się do każdej roli, jaką mu się powierzy. Dziś chodziło bardziej o rozgrywanie. W każdym meczu można na niego liczyć pod względem obrony, ale dziś był równie niesamowity w podawaniu piłki i kreowaniu pozycji dla kolegów – powiedział Niemiec na konferencji prasowej.
Zachowując wszelakie proporcje, w pewnym sensie można mu przyznać rację. Wallace, który przez cały sezon wyróżniał się głównie pod względem defensywy, w spotkaniu z Timberwolves zaprezentował kompletnie inne oblicze, prezentując pewny siebie, inteligentny występ w roli rozgrywającego. Wisienką na torcie – efektowna asysta wykończona alley-oopem właśnie przez Hartensteina.
Nawet jeśli młody talent z Oklahomy nigdy nie osiągnie tyle co legenda Los Angeles Lakers, porównanie wysnute przez jego kolegę może być wstępną zapowiedzią interesującej kariery, jaka czeka Casona w najlepszej lidze świata. Jeśli jego świeżo zaprezentowane umiejętności kreowania zostaną odpowiednio rozwinięte, może to być kolejny kamień budujący podwaliny pod świetlaną przyszłość OKC. O ile, rzecz jasna, 21-latek zamieni swoje przebłyski w trwały blask, tym bardziej, że teraz coraz więcej oczu będzie spoglądać w jego kierunku.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!