Jimmy Butler doskonale wiedział, że to prawdopodobnie ostatnia szansa na to, by postawić się Los Angeles Lakers. Bez Gorana Dragicia i Bama Adebayo w składzie, zadanie miało go zwyczajnie przerosnąć. Zrobił jednak dokładnie to, o czym mówił po przegranym meczu numer dwa.
– Walczymy do końca, zawsze – podkreślał lider składu z Miami, gdy jego zespół przegrał spotkanie numer dwa finału. Razem z Erikem Spoelstrą zaczęli główkować i doszli do wniosku, że kilka zmian w zachowaniu defensywy Miami Heat oraz większa ofensywna rola Jimmy’ego Butlera pozwolą stworzyć przewagę, z którą Los Angeles Lakers będą mieli konkretny problem. Jednak nawet sam Spo nie mógł spodziewać się takiej eksplozji talentu swojej największej gwiazdy.
Jimmy Butler był w dużej mierze odpowiedzialny za rozgrywanie piłki. Heat grając bez swojej podstawowej opcji, czyli Gorana Dragicia, próbowali przenieść część obowiązków na Kendricka Nunna, ale ten miał problemy z łapaniem minut w play-offach, stąd jego duża nieregularność i niefrasobliwość. Butler doskonale wiedział, że to nie czas na eksperymentowanie i postanowił sam zadbać o piłkę, zarówno grożąc indywidualnym zakończeniem posiadania, jak i otwierając miejsce dla lepiej ustawionych kolegów.
Skończył mecz z 40 punktami, 11 zbiórkami i 13 asystami. Jest obok LeBrona Jamesa i Jerry’ego Westa jedynym graczem w historii finałów, który zanotował triple-double mając na swoim koncie minimum 40 oczek. James dokonał tej sztuki w 2015 roku, natomiast West w 1969. Jimmy trafił także 14/20 z gry i 12/14 z linii rzutów wolnych. Nie oddał ani jednego rzutu za trzy punkty, bo nie jest to jego specjalność i nie robi z tego większego problemu. Ostatnim graczem, który w finale zanotował 40 oczek nie trafiając ani jednego rzutu za trzy był Shaquille O’Neal 18 lat temu.
Heat w całym meczu zdobyli 115 punktów i przy 73 udział miał lider składu. To z kolei drugi najlepszy wynik w historii finałów, bo lepszy był tylko Walt Frazier (74 punkty). Jeszcze w trakcie meczu Butler wymienił kilka zdań z LBJ-em powtarzając mu, że: – Macie spore kłopoty. Bezczelne? Absolutnie. James z frustracji opuścił parkiet zanim skończyła się czwarta kwarta meczu. Butler wyraźnie zaszedł Lakers za skórę i może spodziewać się rewanżu.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Mecz Gwiazd ustalony? To będzie zupełnie nowe doświadczenie
- Wyniki NBA: Lakers przegrali wygrany mecz, sensacja w Toronto, błysk duetu Miller-Ball
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną