Milwaukee Bucks zakończyli tegoroczny sezon już na pierwszej rundzie przegrywając z Indiana Pacers. Kontuzje liderów sprawiły, że z murowanych faworytów Kozły stały się zespołem walczącym przez połowę serii o życie. Odpadnięcie z postseason swojej drużyny skomentował „na gorąco” Damian Lillard.
Milwaukee Bucks drugi rok z rzędu zakończyli swój udział w play-offach przegrywając z niżej rozstawioną drużyną. Zeszłego lata pożegnanie się z rywalizacją na tak wczesnym etapie doprowadziło do zwolnienia Mike’a Budenholzera. Jego miejsce zajął Adrian Griffin, który na stanowisku wytrzymał niewiele ponad cztery miesiące, żegnając się z klubem w styczniu tego roku. Griffin poprowadził zespół do bilansu 30-13, co w porównaniu do zaledwie 19 zwycięstw w 42 meczach jego następcy – Doca Riversa – wygląda imponująco.
Znaczące piętno na serii z Pacers wywarły kontuzje. Giannis Antetokounmpo nie wyszedł na parkiet od 4 kwietnia z powodu kontuzji łydki, a Damian Lillard za sprawą problemów ze ścięgnem Achillesa opuścił dwa mecze serii. O sile Bucks stanowili Khris Middleton, Brook Lopez i Bobby Portis, jednak mimo braku doświadczenia drużyny z Indianapolis nie wystarczyło to do dotrzymania kroku przeciwnikom.
– Nie czułbym się dobrze latem z poczuciem, że nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem dla drużyny – stwierdził Lillard, którego gra w Game 6 decydowała się na godziny przed spotkaniem.
– To zdecydowanie rozczarowujące, ponieważ wiesz, o ile lepszym zespołem jesteśmy, gdy (Giannis) jest na parkiecie. Jego samo bycie na boisku zmienia bardzo wiele. Rozgrywasz całe 82-meczowe rozgrywki. Przechodzisz przez obóz treningowy, przechodzisz przez wszystkie wzloty i upadki sezonu regularnego NBA i doznajesz kontuzji w najważniejszej fazie sezonu. W momencie, gdy będziemy grać o wszystko. Nie masz szans na grę. To frustrujące, rozczarowujące, ale to część gry – dodał.
W meczu numer sześć Lillard spędził na parkiecie 34 minuty, zdobywając w tym czasie 28 punktów i cztery asysty. Pacers do zwycięstwa poprowadzili rezerwowi. T.J. McConnell i Obi Toppin zdobyli łącznie 41 punktów. Tyrese Haliburton dodał 17 „oczek”, sześć zbiórek i 10 asyst.
– Taka sytuacja jest do dupy – nie owijał w bawełnę Malik Beasley. – Nie martwię się o to, gdzie będę grał w przyszłym roku. Martwię się o to, że przegraliśmy już w pierwszej rundzie. Mieliśmy wygrać mistrzostwo, to był nasz cel – dodał.