Do powrotu NBA coraz bliżej, a z powodu takich, a nie innych warunków restartu pewne jest, że będzie to powrót niezwykle wyjątkowy. Nigdy wcześniej mecze NBA nie odbywały się przecież przy pustych trybunach. Brak kibiców może oznaczać, że słyszeć będzie dużo więcej samych zawodników. Ale dla ligi jest to potencjalny problem.
Komunikacja zawodników na parkiecie to bardzo ciekawy aspekt gry, choć nie zawsze jest to komunikacja kulturalna. Mikrofony bardzo często wyłapują różnego rodzaju przekleństwa, które w większości przypadków giną co prawda we wrzawie kibiców. Jednym z najczęściej przeklinających zawodników na parkietach NBA był na przykład Kevin Garnett, co wiele razy mieliśmy okazję usłyszeć:
Granie bez kibiców w Orlando sprawiłoby, że tego typu sytuacje byłyby w zasadzie na porządku dziennym. Wielu kibiców z wielką chęcią obejrzałoby tego typu niefiltrowane mecze, a podobnego zdania jest m.in. Donovan Mitchell. Jak się jednak okazuje, liga może zdecydować się na lekkie opóźnienie transmisji, aby w razie potrzeby cenzurować przekleństwa. Taka cenzura dźwięku miałaby być narzędziem walki z nieparlamentarnymi słowami, jakie gracze wyrzucają z siebie w przypływie złości i frustracji.
O pomyśle wypowiadał się już komisarz Adam Silver, który obawia się przede wszystkim reakcji sponsorów – ci zapewne niezbyt chętnie będą utożsamiani z widowiskiem pełnym przekleństwem. Z drugiej strony, taki prawdziwy obraz gry to byłaby niesamowita gratka dla kibiców, tym bardziej, że przecież w trakcie meczów z ust graczy i trenerów padają nie tylko brzydkie słowa. NBA może zdecydować się też na inne rozwiązania tego problemu, na przykład wprowadzając do transmisji nagrane odgłosy z trybun.